Na początku to życie nieustannie w tłoku ludzkim, gdy człowiek ani na chwilę nie był sam (...), brak samotności ciążył nam bardziej niż brud, głód i wszy... - tę brutalną prawdę ujawnił Józef Czapski, autor przejmującej książki „Na nieludzkiej ziemi”, więzień Starobielska, jeden z kilkuset ocalałych jeńców, którzy w maju 1940 r. trafili najpierw do obozu Pawliszczew Bór, następnie do Griazowca.
Brak samotności, ale też „głód” wiadomości od najbliższych był tym, co jeńcy wyjątkowo źle znosili. Poza oficjalnymi komunikatami obozowych władz, poza nachalną bolszewicką propagandą czekali na wieści od bliskich - co u nich, co w kraju i na świecie.

***
Na kartce wyrwanej z notesu por. rez. Władysław Nieć, jeniec obozu w Kozielsku, zapisał: „Szalenie mnie męczy niepewność o Was, ale Bogu i Jego Opiece wszystko oddałem i ufam. Ufaj i Ty Ukochana - modlitwa to nasz jedyny ratunek. Wierzę, że wrócę i znajdziemy się szczęśliwie...”.
- Tę kartkę ktoś mamie przyniósł - opowiadała przed laty Danuta Kuźmicka, córka Reginy i Władysława Nieciów, członkini Bydgoskiej Rodziny Katyńskiej.
***
Kartki od ojca ppłk. Stanisława Nałęcz-Komornickiego są dla jego córki Izabeli Montowskiej relikwiami.
- Tyle lat, a pismo czytelne. Tatuś używał kopiowego ołówka. Korespondencja przetrwała mimo naszej syberyjskiej tułaczki. To coś nieprawdopodobnego. Mama wykazała się niebywałą odwagą - przyznawała pani Izabela.
Pierwsza kartka ze Starobielska nosi datę 28 listopada 1939 r.
„Bardzo niepokoję się o Was z powodu braku wiadomości. Pisałem już dwa razy. Nie mam odpowiedzi. Telegrafuj zaraz, gdzie jesteście. I czy zdrów? Jak sobie radzicie bez pieniędzy? Pewnie sprzedajesz rzeczy. Pisz jak najczęściej, adres koniecznie po rosyjsku. Ja jestem zdrów. Rana się całkowicie zagoiła i gdybym miał od Was wieści, czułbym się całkiem dobrze. Tak bardzo tęsknię już za Wami. A dzieci, czy mnie wspominają (...)”.
Choć Izabela Komornicka pisała do męża, do obozu korespondencja nie dochodziła. -Pewnie zatrzymywała je cenzura - przypuszcza córka.
15 grudnia 1939 r. ppłk Komornicki pisał: „Nareszcie dziś otrzymałem telegram. Bardzo jestem szczęśliwy z tego powodu. Myślami jestem ciągle w Wami. Teraz czekam na pisemne wiadomości. Jak ty dajesz sobie radę bez pieniędzy? To mnie martwi. Już 3 i pół miesiąca jak Was nie widziałem”.
Minął kolejny miesiąc. 3 stycznia 1940 r. Stanisław pisał do żony: „(...)Z dnia na dzień oczekuję poczty i co dzień zawód. Niepokoję się o Was. Tak wiele miałbym pytań. A tu miejsca wiele nie ma. Opisz Iś wydarzenia u Was, bo ja przecież nie wiem. Bardzo się ucieszyłem wiadomością, że Halusia jest z Wami. Ta kartka bardzo mnie ucieszyła. Ciekaw jestem, co sprzedałaś. Oczywiście, nie ma czegokolwiek żałować. Nie daj się oszukać. Tak ciekaw jestem dzieci. Czy urosły? A grzeczne? Dajesz sobie z nimi rady. Wiem, Iś, dobrze byłoby, gdybyś mogła dostać posadę w szkole i uczyć francuskiego. Spróbuj, może się da. Bardzo, bardzo całuję cię Najdroższa”.
Ostatnią kartę pisał 3 marca 1940 r. „Zdrów jestem. Jakoś zimę się przetrwało. Z wiosną już będzie lepiej. Jest tu dużo znajomych, tylko nudno, bo nie mamy nic do roboty. Gdybyś Iś mogła przysłać mi bluzę mundurową, ta bez podszewki, letnia, dwie pary kalesonów, skarpetek...”
Jeśli paczka doszła, to spakowane przez żonę rzeczy Stanisław nie zdążył wykorzystać. W kwietniu 1940 r. został zamordowany w siedzibie NKWD w Charkowie. Tak jak ponad 3800 jeńców Starobielska.
***
Zofia Kwitowska wiedziała, że jej mąż trafił do obozu w Kozielsku. W listopadzie 1939 r., na adres „Kawiarni Wiedeńskiej” w Inowrocławiu, która należała do jej mamy, przyszedł pierwszy list. Edward pytał w nim, czy Zofia z dziećmi wróciła do domu, jak się trzymają dzieci, czy są zdrowe? W lewym dolnym rogu listu wykaligrafował po rosyjsku swój adres.

Drugi list pisany był 3 lutego 1940 r. Mjr Kwitowski prosił o jakąkolwiek wiadomość, bo żadnej kartki z domu nie dostał. Pisał też, że rodzina pewnie by go nie poznała, bo nosi długą brodę.
Oczywiście, że Zofia pisała listy i kartki do męża - z Inowrocławia, a po wysiedleniu z Łukowa. Tą samą treścią zapełniała kilka kart pocztowych, mając nadzieję, że w końcu któraś dojdzie.
***
Do wybuchu wojny por. Paweł Fernezy służył w 11. Pułku Artylerii Lekkiej w Stanisławowie. W nieznanych okolicznościach trafił do Starobielska.

Pierwszą kartę pisał 28 listopada. Prosił żonę m.in. o przybory do podzelowania butów, nici do cerowania, o pióro, ołówek, mydło toaletowe i do prania, łyżeczkę, serwetkę, i, jeśli to możliwe, kakao, czekoladę i cukier. Informował, że paczka nie może ważyć więcej niż 8 kg.

Ostatnią wiadomość wysłał 9 marca. „Pisz Kochanie, bo nie wiesz jak strasznie przeżywać tę rozłąkę nie mając żadnej wiadomości...”
Mąż Marii (pieszczotliwie nazywał żonę Rysieńką) pamiętał, że niebawem będą obchodzić rocznicę ślubu. Składał ukochanej najlepsze życzenia i prosił dzieci, by były grzeczne.

***
80 lat temu, na mocy decyzji najwyższych władz sowieckich, NKWD rozpoczęło tzw. rozładowanie trzech obozów specjalnych oraz więzień na zachodniej Ukrainie i zachodniej Białorusi. Przez ponad miesiąc jeńcy byli mordowani w Katyniu, Charkowie i Kalininie (obecnie Twer), także w Bykowni i Kuropatach - w sumie prawie 22 tys. Wiosną 1943 r. Niemcy ogłosiły, że w katyńskim lesie odkryli masowe groby polskich oficerów. Do zbrodni ZSRR przyznał się dopiero w 1990 r.
