Pomimo, iż minęło siedem lat od podwójnego zabójstwa w Stryszku, śledczy nie ustają w staraniach rozwiązania zagadki tej krwawej zbrodni. 4 października 2009 roku zamordowano w lesie prostytutkę i prawdopodobnie jej klienta, pracownika jednej z podbydgoskich firm. Sprawcy działali wyjątkowo brutalnie. Ofiarom popodcinali gardła, a Przemysława S. dodatkowo postrzelili.
Ostatnio pojawił się nowy element kryminalnej układanki. - Przekazaliśmy pół roku temu Instytutowi Genetyki Sądowej odzież kobiety, a niedawno otrzymaliśmy wyniki - informuje prokurator Wiesław Giełżecki z Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
Wyniki badań były zaskakujące. W nacięciach na ubraniu Jowity K. znaleziono również krew Przemysława S.
- Nie można wykluczyć, że to mężczyzna miał zginąć, a prostytutkę zamordowano, bo była świadkiem zbrodni - dodaje prokurator Giełżecki.
Jak się dowiedzieliśmy, mężczyznę zamordowano, kiedy wysiadł z auta. Kobieta z pewnością zginęła w samochodzie. Nie próbowała odjechać, bo w stacyjce znalezione w lesie samochodu nadal tkwiły kluczyki.
Czy to przełom po blisko siedmiu lat śledztwa? - Nie można tak powiedzieć, ale mamy kolejny ważny ślad - podkreśla prokurator Giełżecki.
Przypomnijmy, że w sprawie brutalnego morderstwa zatrzymywano już kilku rzekomych podejrzanych, ale ostatecznie nikomu nie przedstawiono zarzutów. Policjanci zatrzymali m.in. dwóch handlarzy samochodów z województwa lubelskiego (jeden z nich to były policjant) oraz ojca i syna trudniących się masarstwem. Co ciekawe, rzeźników wytypowano na podstawie opinii tzw. profilera, czyli kryminologa tworzącego portret (także psychologiczny) zabójcy. Zdaniem eksperta zabójcy działali, jakby zabijali zwierzęta w rzeźni. Ostatecznie i ich wykluczono z kręgu podejrzanych.
Na miejscu makabrycznej zbrodni odnaleziono ponad sto różnych śladów biologicznych, w tym także DNA, które nie należało do prostytutki i towarzyszącego jej mężczyzny. To prawdopodobnie ślad biologiczny sprawcy. Nie pasował on jednak do żadnej z zatrzymanych osób.
W sprawie przesłuchano już blisko 900 świadków. Niestety, udało się znaleźć najważniejszego - przyjaciółki Jowity K. Kobiety trzymały się razem, także po pracy. Z relacji ich „opiekunów” wynikało, że skrzętnie ukrywały przed nimi swoją prywatność. Kiedy doszło do zabójstwa, przyjaciółka ofiary zapadła się jak kamień w wodę. Śledczy nie ukrywają, że mają podejrzenia, iż ona także mogła zostać zamordowana.
Hipotez jest oczywiście znacznie więcej. Śledczy biorą pod uwagę, że zamordowany mężczyzna mógł prowadzić podwójne życie i to doprowadziło do jego śmierci.