www.pomorska.pl/grudziadz
Więcej informacji z Grudziądza na stronie www.pomorska.pl/grudziadz
Jedna z grudziądzkich ulic nosi imię Henryka Gąsiorowskiego, a w muzeum znajduje się kolekcja jego zdjęć. To w zasadzie jedyne ślady w naszym mieście po cenionym fotografie. Nic więc dziwnego, że wielu z nas nie wie kim był ten znany w całym kraju grudziądzanin.
Okupacja dzień po dniu
Zmienić to chce jego wnuk Jarosław, który posiada wiele pamiątek po dziadku. Niektóre z nich to prawdziwe "perełki".
- Dziadek prowadził dziennik z czasów okupacji. Przez całą wojnę, codziennie zapisywał w nim swoje doświadczenia. Pamiętnik kończy się na 1945 roku, wtedy wkroczyły wojska radzieckie do naszego miasta - mówi Jarosław Gąsiorowski.
W jego mieszkaniu stoją również bezcenne meble wykonane w stylu huculskim.
- Dziadkowie przywieźli je ze sobą z Kołomyi, która dziś należy do Ukrainy. Meble mają około 100 lat. Część z nich do renowacji zabrał mój brat, te które zostały u mnie też wymagają odnowienia- dodaje wnuk fotografa. - Te szafy są dla nas bezcenne, bo wiąże się nimi wiele ciekawych historii z życia moich krewnych
Bagnet w kredensie
U pana Jarosława znajduje się między innymi huculski kredens, w którego drzwiczkach jest spora dziura. To pozostałość po wizycie radzieckich żołnierzy w domu Henryka Gąsiorowskiego w 1945 roku.
- Wojskowi szukali kosztowności. Babcia wiele ich nie miała, ale cenniejsze rzeczy schowała do kredensu i zamknęła na klucz. Rosjanin próbował się do nich dobrać, jednak mu się nie udało. Zdenerwował się, uderzył w kredens bagnetem i zrobił dziurę. Została w szafce do dziś. Wspólnie z rodzeństwem ustaliliśmy, że nie będziemy jej łatali - dodaje potomek geografa.
Chciałby on żeby pamiątki po dziadku nie leżały bezużytecznie, ale żeby mogły być oglądane przez grudziądzan i turystów. Dlatego wspólnie z kolegą wpadł na pomysł żeby otworzyć izbę pamięci swojego przodka.
- Mam pomieszczenie, które idealnie nadawałoby się do tego. Wystarczy tylko je wyremontować. Wystawa nie musiałby być stała, bo to się wiąże z kosztami. Żeby obejrzeć eksponaty, najpierw należałoby się umówić. W innych miastach izby pamięci funkcjonują w taki sposób. U nas też mogłoby się to sprawdzić- twierdzi Gąsiorowski.
Diabeł tkwi w pieniądzach
Potomek grudziądzkiego fotografa swój pomysł przedstawił Małgorzacie Kurzyńskiej, dyrektorce muzeum. Jej zdaniem inicjatywa jest godna poparcia, ale diabeł tkwi w szczegółach.
- Nasi pracownicy mogliby pomóc przygotować ekspozycję od strony merytorycznej. Ale z naszym finansowym zaangażowaniem, będzie już jest problem - mówi Małgorzata Kurzyńska. - Będziemy jednak rozmawiali jeszcze z panem Jarosławem, być może znajdziemy jakieś rozwiązanie.