MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zdjęcia żyją własnym życiem. Fotografie Daniela

Adam Willma [email protected]
Stanisław Zagajewski - jeszcze nie zamknięty dla bezpieczeństwa za kratami.
Stanisław Zagajewski - jeszcze nie zamknięty dla bezpieczeństwa za kratami. Daniel Pach
Najważniejsze polskie agencje fotograficzne wydały album "303 zdjęcia, które musisz znać". Musisz - "żeby wiedzieć jaką Polskę będą wspominać przyszłe pokolenia" - piszą wydawcy. O dwóch z tych zdjęć mogę wam opowiedzieć.

Dla reportera nie ma większego błogosławieństwa niż współpraca z dobrym fotoreporterem. Wiem, co mówię, miałem szczęście pracować z kilkoma znakomitymi fotoreporterami. To faceci, którzy w lot rozpoznają problem, mają swoją interpretację, często widzą więcej i dostrzegają szerszy kontekst niż dziennikarz piszący. Z racji codziennych obowiązków i szczególnej wzrokowej pamięci rozpoznają tysiące twarzy. Mają najlepsze kontakty z wszystkich dziennikarzy. Na ulicy witają się z żulami i posłami.

Z nikim jednak nie zrobiłem tylu tysięcy służbowych kilometrów, co z Danielem Pachem. Z żadnym innym fotoreporterem nie rozumieliśmy się tak dobrze. I nikt nie kosztował mnie tylu nerwów. Bo Pacha trudno ująć w karby - przekorny, chodzący własnymi ścieżkami góral przyprawił o siwiznę niejednego kierownika oddziału. Ale gdy przychodził ze zdjęciami, trudno mu było nie wybaczyć.

Kwiatki do ołtarza

Do Stanisława Zagajewskiego, wielkiego rzeźbiarza jeździliśmy wielokrotnie. Zresztą nie tylko my. Chałupka przy ul. Dziewińskiej była miejscem pielgrzymek historyków sztuki, początkujących filmowców, urzędników i drobnych złodziejaszków. Bo z handlu kradzionymi częściami ołtarza, który Zagajewski latami rzeźbił na zmówienie muzeum w Lozannie, żyły całe rodziny pokątnych handlarzy.

"Dom" to nienajlepsze określenie

Siedlisko Zagajewskiego było rodzajem mysiej dziury zarzuconej po sufit mieszaniną rzeźb i śmieci zbieranych przez najsławniejszego włocławianina. Stary rzeźbiarz siedział przy zmatowiałym oknie. Tu miał swój stół roboczy, bo w domu nie było światła. Pomiędzy kawałkami przyschniętej gliny leżał woreczek z chlebem, słoik przyniesionej przez kogoś zupy i szklanka herbaty. Zewsząd otaczały nas merdające ogony psów - śmietnikowych znajd, którymi Zagajewski otaczał się całe życie. Pozostał mi filmik z tamtej wizyty: Stanisław Zagajewski nawleka na metalowe druty kawałki kolorowych zakrętek. To kwiaty do jego ołtarzy.

Pożegnanie

Tamtego dnia Daniel przywiózł Zagajewskiemu prezent - album z rzeźbami na Wawelu. Podarek nasz gospodarz dołączył do "biblioteczki" na wielkim zwalisku starych ubrań i milionów bezcennych śmieci, w której honorowe miejsce zajmowało Pismo Święte.

Gdy po długiej rozmowie szykowaliśmy się do wyjścia, Zagajewski zatrzymał nas w korytarzu. Wręczył mi figurkę ptaka autorstwa swojego ulubionego ucznia - Waldka.
Na podwórzu zobaczyliśmy twarz starca wyglądającego przez okno. Daniel błyskawicznie wyciągnął z torby aparat.

Kilka dni po naszej wizycie ktoś znowu wkradł się do domu mistrza, jak prawie co miesiąc ze schowka zabrał skromna rentę. Urzędnicy postanowili zadbać o najsławniejszego włocławskiego artystę na swój sposób. Zakratowali drzwi i okna - od tej pory o wolności mistrza decydowała niepodzielnie jego opiekunka, która wedle swego uznania zamykała go na klucz.
O artystę trzeba było dbać, bo już wówczas nikt nie miał wątpliwości, że gdy tylko zamknie powieki, powstanie ulica jego imienia, a może kiedyś nawet zostanie patronem szkoły.
Zagajewski umarł w 2008 roku.

Dziś jest już we Włocławku ulica jego imienia, a miasto ufundowało mu kiczowaty nagrobek z włoskiego kamienia.
Chatka mistrza przeszła do zasobów komunalnych. Ukochane psy trafiły do schroniska.
- Spotkałem go jeszcze tylko raz - wspomina Daniel Pach. - Na odpuście w Skępem. Chodził pomiędzy straganami, patrzył na wszystkie te kolorowe ozdóbki. "Jak tu pięknie" - zachwycał się. I takim go zapamiętam.

Jaja z kaczką

"Człowiek z kaczką" był trochę jak jeden z fantastycznych bohaterów rzeźb Zagajewskiego.
Tamtego dnia wracaliśmy z Danielem z okolic Brodnicy jego oplem kadettem (na szczęście silnik w tym aucie był jedną z nielicznych sprawnych części). Niebo szarzało, pojawiła się mgła. Nagle przed oczami wyrósł nam na drodze człowiek w garniturze i skarpetkach. Minęliśmy zjawę, zatrzymaliśmy się kawałek dalej.

- Trzeba go zaprowadzić do domu - zakomenderował Daniel. - Za chwilę ktoś go zabije.
Dopiero wówczas spostrzegliśmy, że nasz uliczny elegant niesie pod pachą kaczkę, a w drugiej ręce z namaszczeniem niesie buty.

Daniel: - Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zrobić zdjęć, bo widok był zupełnie surrealistyczny.
Następnego dnia Daniel wywołał zdjęcia. Kilka miesięcy później posłał je na Konkurs Polskiej Fotografii Prasowej. "Mężczyzna z kaczką" zdobył pierwsze miejsce.
Mężczyzna z kaczką nazywał się Mariusz Puliński. Gdy obudził się następnego dnia na potężnym kacu, fotografa pamiętał jak przez mgłę, za to dobrze pamiętał o jajkach, które ciotka w Płąchotach zapakował mu do reklamówki. Porozbijał wszystkie.
Kaczka przeżyła, ale tylko do najbliższego obiadu.

Wypadek

Pół roku później, gdy "Kaczka" obleciała dziesiątki wystaw i kilkanaście tytułów prasowych, odnaleźliśmy Mariusza w Podzamku Golubskim. Pracował tam na gospodarstwie. Uśmiał się, poprosił o odbitkę. Stwierdził, że od kiedy za sprawą zdjęcia stał się w okolicy znany, łatwiej mu zatrzymać auto na stopa.
Ale to niestety nie koniec historii tego zdjęcia.
Przypadek zrządził, że spośród dziesiątek spraw prowadzonych przez sądy i prokuraturę ta akurat trafiła w moje ręce. Rzecz wyglądała dziwnie - nietrzeźwy mężczyzna został potrącony na drodze do Golubia przez dwa samochody. Obie kobiety, prowadzące auta również były nietrzeźwe, a mimo to postępowanie zostało umorzone.

Sprawą zajmował się delegowany do Golubia-Dobrzynia prokurator z Torunia (dziś już usunięty z prokuratury za nadużycia).
Pierwszym z pojazdów, który uderzył pieszego kierowała konkubina znanego golubskiego biznesmena.
Dziwnym trafem po ekspertyzę prokurator zwrócił się aż do biegłego z Trójmiasta. Jego rozstrzygnięcie było bardzo oryginalne:
"W tej konkretnej sytuacji i trzeźwy kierowca nie byłby w stanie zauważyć pieszego przed potrąceniem".
"Fakt nietrzeźwości nie miał wpływu na zaistniałe zdarzenie". "Technika i taktyka jazdy Barbary T. były prawidłowe".

Prawda o kaczce

Ostatnie zdjęcia Mariusza pochodziły z sekcji zwłok.
Kilka godzin przed śmiercią Mariusz zaszedł na chwilę do sklepu w Karczewie, tego samego, przed którym zrobiliśmy mu zdjęcie z kaczką.
- Kiedy sobie znajdziesz dziewczynę? - spytała ekspedientka. Odpowiedział: - Jeszcze nie przyszedł czas. Ale przyjdzie. Na pewno.

Szkoda Mariusza. Zginął niemal w takich samych okolicznościach jak wówczas, gdy go spotkaliśmy na drodze.

Pozostanie w pamięci jako "Mężczyzna z kaczką".
Jedno ci jesteśmy winni, Mariusz. Miałeś rację - ta kaczka nie była kaczką, tylko gęsią. Ale, cóż, zdjęcia żyją własnym życiem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska