Był ósmym z kolei dzieckiem z dziesięciorga Konstantego Leona Urbanowskiego i Bronisławy Marianny z domu Kwiatkowskiej. Ojciec prowadził sklep kolonialny, palarnię kawy, a na zapleczu miał jeszcze punkt rusznikarski. Był powszechnie szanowanym obywatelem miasta.
- "Binek", czyli Zbigniew już jako nastolatek miał sprecyzowane plany na przyszłość i szukał swojej drogi na spełnienie marzeń - mówi Maria Ollick. - Chciał zostać malarzem. Na początku napotkał na stanowczy sprzeciw ojca, który podobno powtarzał: "Jak chcesz malować, to możesz terminować u naszego mistrza Augustyńskiego. Weź pędzel i maluj ściany".
Pomógł przypadek
O losie Binka zadecydował przypadek. Do szkoły wydziałowej w Tucholi przyjechał wizytator z Torunia. Miał charakterystyczną twarz, chłopak na chodniku kilkoma pociągnięciami kredą narysował jego portret. - Zauważył to wizytator, zainteresował się zdolnościami ucznia i zasugerował możliwość kształcenia i rozwijania talentu - mówi Ollick.
Burmistrz Tucholi Stanisław Saganowski udzielił finansowego wsparcia i Urbanowski wstąpił do Pomorskiej Szkoły Sztuk Pięknych w Grudziądzu. Jego mistrzem został prof. Wacław Szczeblewski, artysta po studiach w Paryżu, Londynie, Berlinie, Wiedniu i Kopenhadze. Potem Binek edukację kontynuwał na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Po ukończonej nauce malarz wrócił do rodzinnej Tucholi, stając się miejskim plastykiem. Trudnił się głównie sztuką zdobniczą - ceramiką, rzeźbą, malarstwem dekoracyjnym. Wykonywał też witraże, uprawiał grafikę i fotografię artystyczną. Asystował Edmundowi Kowalskiemu podczas prac szklenia witraży w wybudowanym w Tucholi nowym kościele pw. Bożego Ciała. Pracownia Urbanowskiego znajdowała się w Rudzkim Moście.
Zachwycony przyrodą
W pracach artysty, szczególnie w zdobnictwie i sztuce użytkowej, wyraźne były stylizowane akcentu kaszubskiej sztuki ludowej i elementy krajobrazu Borów Tucholskich. Także fotografia była pasją Urbanowskiego. Miał dwa aparaty - kodaka i małoobrazkową leikę, z którymi prawie nigdy się nie rozstawał. Zawsze jeden z nich miał pod ręką. - Krajobraz Borów Tucholskich, a szczególnie nieokiełznany żywioł Brdy, był dla niego najwdzięczniejszym tematem - mówi Ollick. - W wielu tucholskich domach, w kraju, również za granicą, znajdują się do dziś prace artysty - obrazy, drzeworyty, grafika, ceramika i fotografie.
Nie wiadomo, jak zginął
Nadeszły wojenne lata. Urbanowski najpierw ukrył się w Nadolnej Karczmie. Na krótko. Tucholska administracja chwaliła się jego pracami, przedstawiając je jako "Urbana". Jego obrazy obejrzeli m.in. monachijscy artyści, a później minister Rzeszy Walter Funk. Wiosną 1944 r. zjawił się u niego gauleiter Pomorza i zażądał, by podpisał volkslistę.
Artysta najpierw odmówił, potem zmienił zdanie. To nie uchroniło przed wcieleniem do wojska. Na froncie szybko zginął. Są sprzeczne informacje, gdzie i jak. Pierwsze wersja - od strzału w tył głowy pod Debreczynem na wschodzie Węgier. Druga - jako żołnierz Wehrmachtu w obozie pod Czelabińskiem. Rodzina woli wierzyć, że po zwolnieniu z niewoli zmarł w Moskwie.
Czytaj e-wydanie »