Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zimowe mieszanie Brdy

Tekst i fot. Marek Weckwerth
Marek Mazur z Warszawy jako pierwszy zażywał przymusowej kąpieli w Brdzie
Marek Mazur z Warszawy jako pierwszy zażywał przymusowej kąpieli w Brdzie Marek Weckwerth
Po Marku woda spływa jak po kaczorze - ledwo zanurkował pod kłodami leżącymi w nurcie Brdy, a już rześki i pełen energii gotowy jest płynąć dalej.

Kajakowa kurtka i spodnie wody nie przepuściły. Buty nie są szczelne, więc tylko od nich ciągnie chłód.

Tacy są kajakarze, szczególnie ci zimowi - dzielni, zaprawieni w bojach, rzadko kapitulujący przed siłami natury. W niedzielę zakończył się 43. Międzynarodowy Zimowy Spływ Kajakowy Energetyków na Brdzie, toteż - pomimo chłodu - wrażenia jeszcze gorące.

- Wiosła w dłoń i rozpoczynamy! - woła Grzegorza Rajewski do tłumu kłębiącego się jeszcze przy samochodach i kajakach. Grzegorzowi przypadła w tym roku rola komandora spływu, zaś Annie Jaworskiej jak zawsze - kierownika administracyjnego. To na jej barkach spoczywa niemal cały ciężar organizacyjny.

Zanim wszak wiosła przemówią, pod zaporą w Mylofie (woj. pomorskie) sam Ryszard Popowski - prezes PGE Zespołu Elektrociepłowni SA w Bydgoszczy - słów parę ku pokrzepieniu wodniackiej braci przekazuje. PGE ZEC Bydgoszcz jest już od 40 lat organizatorem tej imprezy, stąd nazwa: spływ energetyków. Pierwszy, jeszcze bez udziału ZEC, odbył się w roku 1966.

Ileż to wody upłynęło w Brdzie od tego czasu?
Co przyniesie tegoroczne pływanie w międzynarodowym towarzystwie. Jest bowiem 11 krajowych klubów, berliński "Motor Kopenick" w sile 6 wioseł oraz przedstawiciel Rosji z St. Petersburga. W sumie - 63 uczestników.

Sędziowie Polskiego Związku Kajakowego Bronisław Lassin i Czesław Hetmański nie puszczą na wodę nikogo, kto nie ma na sobie kamizelki asekuracyjnej, numerka startowego (liczba meldujących się na mecie musi być równa startującym) i kto trzeźwością nie grzeszy.

Ruszamy. Na czele niżej podpisany reporter "Pomorskiej", tym razem w roli pilota głównego spływu, odpowiedzialnego za nawigację i bezpieczne manewry pomiędzy zalegającymi w nurcie przeszkodami. Gdyby wszak ktoś zimnej, a przymusowej kąpieli zażywał, na ratunek pospieszy na pewno Andrzej Kadlec - główny ratownik.
Pierwszy dzień znaczony 20-kilometrową trasą do mostu w Nadolnej Karczmie mija bez niespodzianek. Kto nie emocjonował się na rzece, może zrobi to w naszej bazie w Tleniu (ośrodek wczasowo-rehabilitacyjny "Perła" w Tleniu), gdzie atrakcje wieczoru komandorskiego do białego rana czekają - z jadłem i tańcami.

Emocje na drzewie
Drugi dzień większych już emocji dostarcza, a i śniegiem krajobraz przyprószony.
Rzeka nie wybacza błędów nikomu, choćby starym wyżeraczem go nazywano. Trudno uznać, że wspomniany na wstępie Marek ów błąd popełnił - ot, pech raczej stanął mu na drodze. Oto dwie sosny leżące w poprzek całej szerokości koryta rzeki tuż przed polem biwakowym w Woziwodzie. Leżą równolegle do siebie w odległości ok. 4,5 m. Nie trudna to do pokonania przeszkoda dla wytrawnego wioślarza, gdy płynie krótkim kajakiem. Marek Mazur jest członkiem warszawskiej grupy "Kazik i My" - jednej z najlepszych w naszym kraju, specjalizującej się w tzw. kajakarstwie zwałkowym (pokonywanie rzek zawalonych drzewami) i morskim. Na zimowej Brdzie Marek płynie kajakiem morskim, a to jednostka długa i wąska, przekrój poprzeczny dziobu i rufy ma kształt litery "V".

Na sosnach zawisł jednocześnie dziobem i rufą, a to oznacza jedno: zwrot głową w dół, czyli pod wodę! To jeden z uroków kajakarstwa, a drugi upadek do wody przy wychodzeniu na brzeg, co pewnej kajakarce się przydarza.
Za Woziwodą wpływamy na teren rezerwatu Dolina Rzeki Brdy, by jeszcze pełniej natury smakować. Ta zaś kolejne kłody rzuca pod nogi: dwa drzewa upadłe z przeciwnych brzegów. Szybki nurt przeciska się pomiędzy nimi kreśląc literę "S". Sztuka przejścia nie udaje się jednej dwuosobowej załodze - przyparty do kłody kajak przewraca się pod naporem wody. Ratownik Andrzej pomaga wydostać się na brzeg pechowcom, nurkuje po zakleszczony kajak. Ofiary kąpieli zaś - już w suchych ciuchach gotowość do dalszych zapasów z siłami natury zgłaszają.

- Jak to się dziele, że na tej przeszkodzie wciąż ludzie się przewracają, nie mam pojęcia. Dawniej tu się naprawdę działo, ale czas stępił przeszkodzie pazury - stwierdza Aleksander Doba z Polic, najsłynniejszy polski kajakarz - turysta.

Bystrzyny Piekiełka
I tak, minąwszy Gołąbek, do Plaskosza nurt niesie. Tam zaś ognisko już czeka i zapas kiełbasek dla wodniackiej braci. Posiłek wskazany, bo przed turystami część sportowa - regaty na 6-kilometrowym odcinku do Rudzkiego Mostu. Najlepsi pokonują go w nieco ponad 30 minut.

Ostatni odcinek spływu, wiedzie z Rudzkiego Mostu do Piły-Młyn, a potem - po przewiezieniu uczestników i ich sprzętu do Smukały - do przystani "Elektron" przy ul. Żeglarskiej w Bydgoszczy. Emocje wszakże tylko w Piekiełku, a zatem na wysokości Tucholi, są przewidziane. Prąd tu bystry jak w górach, brzegi wysokie, a i zwalone drzewa na kursie się pojawiają. W tym roku tylko jedna przeszkoda asekuracji przez kadrę spływu wymaga - leżący pod kątem do napierającego nurtu pień sosny. Bez ofiar wszakże się obywa, choć nie bez emocji, głośnych okrzyków i szumu lodowatej wody

I długo jeszcze o zimowej Brdzie można by prawić, gdyby nie fakt, że imprezę trzeba podsumować. W klasyfikacji ogólnej najlepszy okazał się Klub Turystyki Kajakowej "Arka V" z Bydgoszczy. Do zobaczenia za rok!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska