Budynki socjalne przy ul. Łukasiewicza na bydgoskich Kapuściskach, należące do Administracji Domów Miejskich. Trzy trzypiętrowe budynki z żółto-czerwoną elewacją. Kolorowe, ale smutne. Zaniedbane takie.
Wchodzisz i widzisz długi korytarz. Ściany pobazgrane, przekleństw na nich pełno. Tynk odpada. Farba też. Zamiast farby jest grzyb. Śmierdzi z kątów. Drewniane, kilkudziesięcioletnie okna nie dają się zamknąć. Główne wejściowe - tak samo.
Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz
Mieszkania są po obu stronach korytarza. - Źle się nam żyje - mówi starszy pan. Właśnie wyszedł ze swojego mieszkania. Stoi w laczkach i w dresie. Zaraz pójdzie do kuchni.
A kuchnie są wspólne. W pomieszczeniu stoi sześć kuchenek gazowych. Każda rodzina ma "przydział" do jednej z nich. Z łazienkami jest podobnie. Lokatorzy też mają przydziały. Chodzą więc za potrzebą ze swoim papierem toaletowym, mydłem i szamponem.
- Mieszkamy, jak w komunie, jak w slumsach, a płacimy normalnie - żalą się lokatorzy. - Ja mam jeden pokój, 28 metrów. Czynsz wynosi 550 złotych - zaznacza pani Anna. - A ja płacę 620 złotych, za 19 metrów - dodaje pani Ela, jej sąsiadka.
Kolejna przyznaje, że na 14-metrowe mieszkanie przeznacza 280 złotych.- My tutaj nie wiemy, skąd te różne stawki. Mamy płacić i już - twierdzą ludzie z Łukasiewicza. - ADM woła nas, żebyśmy robili opłaty, ale jak my wołamy administrację, żeby nam remont zrobiła, to nie.
Pani w poranniku zaprasza do swojego mieszkania. Ona, mąż i syn zajmują 19 metrów. Pokój jest przedzielony meblościanką. Dzięki temu mają dwa pomieszczenia: pokój z oknem (z widokiem na drugi, tak samo brzydki blok) i ślepą kuchnię. Czysto tutaj, schludnie.
- Płacą państwo regularnie czynsz?
- Mamy niewielkie zadłużenie na mieszkaniu - odpowiada pani.
Opowiada też, że jej rodzina żyje z zasiłków.Mąż jest z zawodu kierowcą-mechanikiem, ale nie pracuje od kilku lat. Jest zarejestrowany w pośredniaku, ale ofert dla niego nie ma. - Była, ale za śmieszne pieniądze, poniżej 1200 złotych bym zarabiał - mówi pan. - Gdybym doliczył dojazdy, to ile bym zarobił? - pyta. I sam od razu sobie odpowiada: - Mało.
Wychodzę z bloku. Na rogu, przy kałuży, leży mężczyzna. Właśnie się przewrócił i próbuje wstać, ale mu to nie wychodzi. Inny pan wychyla się z okna i krzyczy do niego: - Nachlałeś się znowu i znowu się przewracasz. Tamten odpiera: - Nie twoja sprawa. Za swoje piję. Nie za twoje!
Pan z okna: - Nie pijesz za swoje, tylko za zasiłek, bo swoich pieniędzy nie masz