Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zlikwidować zyski?

(kk)
Do naszej redakcji napisał Czytelnik, który jest zbulwersowany likwidacją Miejskiego Zakładu Komunalnego w Golubiu-Dobrzyniu. Mężczyzna wskazał kilka nowych faktów, w tym m.in. to, że spółka przynosiła zyski. Sprawdziliśmy ten sygnał.

- Burmistrz Golubia Dobrzynia niedawno przedstawił kulisy upadku MZK. Według niego zakład przynosił nawet zyski, ówczesny prezes wykazywał dobrą wolę i determinację, jednak konflikt z pracownikami i wygórowane żądania związkowców nie pozwoliły na dalsze reformy, co doprowadziło do likwidacji. Zadania upadłego zakładu (cmentarze, mieszkania i sprzątanie) pewnie z czystego przypadku przejęły firmy kojarzone z burmistrzem. On jest jednak spokojny, bo teraz jest nawet taniej. Ale czy w tym przypadku taniej to lepiej czy gorzej? - pytał mężczyzna.

Najpierw o powstaniu, potem o upadku

Golubski MZK przekształcono z zakładu budżetowego w spółkę w lutym 2002 roku.

- Samo przekształcenie było źle przeprowadzone. Przez pół roku działały obie firmy. Potem spółka z 450-tysięcznym kapitałem przejęła zadłużenie zakładu, które wynosiło ponad 300 tysięcy złotych. Czegoś takiego się po prostu nie robi. Nowy twór od początku był chory - mówi burmistrz Tasarz.

Prze pierwsze trzy lata działalności nie było jednak źle, bo spółka dostawała od miasta zlecenia bez przetargu (prawo pozwala na to przejściowo). 2003 rok zakład zakończył ze 120 tysiącami zysku, od stycznia do września zarobił 160 tys. To były wyniki rządów prezesa Waśniewskiego.

- Prezes nie potrafił się jednak dogadać z załogą, narastał wewnętrzny konflikt, pracownicy mieli wygórowane żądania, wiele spraw kończyło się w sądzie, więc podjąłem decyzję o odwołaniu go - mówi Tasarz.

Nowy prezes, Janusz Wichrowski z załogą porozumienie znalazł, tyle, że rok 2004 dla zakładu zakończył się z 700-złotową stratą. Policja i prokuratura bada sprawy dotyczące niegospodarności byłych prezesów i rady nadzorczej.

- Prezes nie zrobił nic, by przygotować spółkę do konkurencji na wolnym rynku, nie obniżył kosztów usług, uległ związkom zawodowym, pracownikom oraz części radnych i nie zredukował etatów ani nie obniżył płac. Oczywisty był przerost zatrudnienia. W MZK pracowało około 40 osób. Średnie zarobki wynosiły tu 1700 złotych, prawie dwa razy tyle co w golubskich firmach. Ponadto pracownicy dostali trzynaste pensje. Nie byłoby w tym nic złego gdyby je wypracowali zyskiem, a nie wypłacili z kapitału - zdradza Tasarz.

Kosmos zaczął się w lutym 2005 roku, kiedy to miasto nie mogło już dawać spółce zleceń

z wolnej ręki

MZK przegrał przetarg na zarządzanie mieszkaniami komunalnymi (zadanie przejął "Inwest Satelit"), oczyszczanie miasta i dbanie o zieleń miejską (zajmuje się tym "TAR"), modernizacje ulic na osiedlu Leśnym (zrobił to "ADABET"). W związku z awarią śmieciarki MZK zrezygnował też z wywozu śmieci. Zadanie to przejęła gmina Golub-Dobrzyń oraz "Invest Satelit".

- Absurdalne i obraźliwe są dla mnie zarzuty o przekazaniu zadań firmom znajomych. Były przetargi, organizowane według Ustawy o Zamówieniach Publicznych, kryterium była cena i wygrał najtańszy, a nie najbardziej lubiany. Co więcej, firmy, które wygrały przetargi miejskie świadczą usługi także dla innych. Chociażby "Invest Satelit" wygrał przetarg na wywóz śmieci w golubskiej spółdzielni niezależnej od urzędu. Wygrał nie dlatego, że właściciel jest moim znajomym, ale dlatego, że jego usługi są konkurencyjne. Jedynym sposobem na odgryzienie się od podejrzeń obstawionych przetargów byłoby zatrudnianie firm z poza Golubia. To jednak bez sensu, bo gdy przetargi wygrywają miejscowe przedsiębiorstwa to dla miasta jest to korzystne - one zatrudniają naszych mieszkańców i nam płacą podatki - mówi Tasarz.

Jeszcze nie wiadomo z jakim efektem dla spółki zakończył się miniony rok. Trwa sporządzanie bilansu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że spółka poniosła stratę w wysokości około 400 tys. złotych, a jej całkowite zadłużenie kształtuje się na poziomie 700 tys. zł. MZK ma też wierzycieli. Są mu winni około 500 tys. złotych. Jednak te pieniądze są w zasadzie nie do odzyskania.

- Spółka tylko w pierwszym roku przyniosła zysk. W kolejnych natomiast straty. Z wyliczeń moich pracowników wynika, że każdy mieszkaniec Golubia-Dobrzynia, także niemowlęta i dzieci, w ciągu ostatnich dwóch lat dołożył do funkcjonowania spółki 40 złotych. Podejmując decyzję o likwidacji kierowaliśmy się dobrem większości - 13 tysięcy ludzi - mówi Tasarz.

W związku z likwidacją spółki wszyscy pracownicy otrzymali wypowiedzenia. Część zatrudnionych już przeszła na emerytury, niektórzy pracują jako parkingowi, są i tacy, którzy znaleźli pracę na własną ręką. Kilka osób zostało zatrudnionych w nowo powstałym gospodarstwie pomocniczym, które wykonuje pilne prace w mieście. Bez pracy zostały dwie osoby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska