Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarł Gerard Lewandowski - nasz kolega redakcyjny i działacz NSZZ "Solidarność" w Bydgoszczy

Redakcja
Nie żyje Gerard Lewandowski, nasz "Drogi Geruś", wieloletni pracownik "Gazety Pomorskiej" grafik, jeden z czołowych działaczy NSZZ "Solidarność" w Bydgoszczy, autor m.in. plakatów będących symbolem "Polskiego Sierpnia'80" i "Karnawału Solidarności", internowany w stanie wojennym, w latach 80. redaktor pism "S" wydawanych w podziemiu.

Tę bardzo smutną wiadomość przekazał nam niedawno Jan Rulewski, legenda bydgoskiej "Solidarności". - Gerard odszedł dziś w nocy - usłyszeliśmy.

Wiedzieliśmy, że walczy z chorobą. Ale "Geruś" był twardy. Dlatego mieliśmy nadzieję, że ją pokona...

Halinie, żonie Gerarda, składamy wyrazy współczucia i wielkiego żalu.

* * *

Przypominamy tekst z 2013 r. autorstwa Hanki Sowińskiej. Wtedy Gerard Lewandowski został uhonorowany Krzyżem Wolności i Solidarności.

Wtedy trzeba było to robić!

- Dlaczego tak się zaangażowałem, gdy powstała "Solidarność" ? Trzeba było. I już! - stanowczo podkreśla Gerard Lewandowski, człowiek, w rękach którego spoczywał graficzny wizerunek bydgoskiej "S". Najpierw jawnej, potem podziemnej.

Gerard to nasz redakcyjny kolega (pracował w "Pomorskiej" od 1990 r. do przejścia na "ostateczną" emeryturę w 2009 roku). Ilekroć prosiłam, by dał się namówić na wspomnienia, słyszałam: - Nie warto do tego wracać. Przecież ludzie zaraz będą pytać: "O co im chodziło?" Zamknąłem tamten rozdział w roku 1989 - powtarzał.

I może by tak zostało, gdyby nie nagroda, którą otrzymał w "dowód uznania za zasługi w działalności na rzecz niepodległości i suwerenności oraz respektowanie praw człowieka w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". Jest nią ustanowiony w 2010 r. Krzyż Wolności i Solidarności, nadawany działaczom opozycji wobec dyktatury komunistycznej. Skromny w wyrazie artystycznym, za to wart krocie w wymiarze symbolicznym został nadany Gerardowi Lewandowskiemu w 2011 roku, a wręczony 19 marca, podczas obchodów 31. rocznicy Bydgoskiego Marca 1981 (z wnioskiem do prezydenta RP wystąpiła Delegatura IPN w Bydgoszczy).

***

Pochodzi z Bydgoszczy. Tu skończył Liceum Plastyczne i Studium Nauczycielskie. W 1980 r. pracował, jako plastyk, w

"Romecie". - Tuż przed strajkiem udało nam się wyciągnąć z magazynku znaczące ilości flag. Dlatego w momencie rozpoczęcia protestu zakład został błyskawicznie oflagowany - wspomina.

Był członkiem Komitetu Strajkowego w Zakładach Rowerowych, a od października 1980 r., razem z żoną Haliną wszedł w skład kolegium redakcyjnego pisma "Wolne Związki" (wydawany był przez władze bydgoskiej "S").

- Pierwsze numery drukowano w "Romecie". Oczywiście dyrektor wyraził zgodę. Nikt nie chciał zadzierać ze związkiem - wspomina ze śmiechem.

1 stycznia 1981 roku został etatowym grafikiem Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ "S". Do MKZ ściągnął go Krzysztof Gotowski.

- Tak wiele rzeczy się wtedy działo spontanicznie. Tyle pomysłów się rodziło. Pamiętam, że pierwszy plakat nie miał znaku "S". To, co wykorzystałem, pochodziło z biuletynu strajkowego ze stoczni - wspomina.

Plakaty (seria "Uwolnić więźniów politycznych", także te związane ze strajkiem chłopskim i wydarzeniami po przerwanej sesji WRN oraz I Krajowym Zjazdem Delegatów "S"), winiety do pism związkowych - to wszystko wyszło spod ręki Gerarda Lewandowskiego.

- Początkowo robiłem je w domu. W niewielkim mieszkaniu po sufitem wisiały sznurki, na których suszyły się wydrukowane plakaty. Farba olejna schła długo, zapach - mimo otwartego okna - nie pozwalał spać. W druku pomagała żona i sąsiedzi oraz Tadeusz Milewski.

Szczęśliwym trafem część prac przetrwała. - Wiem, że niektóre plakaty są w muzeum w Wilanowie. Sam" w roku 1990 przekazałem sporą partię druków przekazałem do Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy.

***

Wieczór z 12 na 13 grudnia 1981 r. spędzał w pracowni, która mieściła się na strychu przy Marchlewskiego (tam była siedziba ZR "S", obecnie ulica nosi nazwę Stary Port) - przyp. red.). Przygotowywał dekoracje na zjazd reaktywowanego Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół". - W pewnej chwili radio umilkło. Niedługo potem na strychu zrobiło się niebiesko od milicyjnych mundurów. Sprowadzili mnie na niższe pietra i kazali pokazać, który pokój zajmuje Rulewski (wtedy szef bydgoskiej "S", 13 grudnia przebywał w Gdańsku, gdzie razem z innymi członkami KKP został internowany - przyp. red.). Odpowiedziałem, że nie wiem, bo pracuję na poddaszu. Trzymali mnie wiele godzin, aż pojawili się po cywilnemu ubrani funkcjonariusze i przewieźli na Poniatowskiego. Tam już byli prawie wszyscy koledzy. Rano wywieziono nas do Potulic. Siedziałem tam do połowy marca 1982 r. Po likwidacji ośrodka znalazłem się w Strzebielinku.

13 grudnia na strychu wisiały świeże odbitki najnowszego plakatu jego projektu, na którym była rozerwana krata i skrzydło.

- Żałuję, że nie mam ani jednego egzemplarza. Wszystko zabrała milicja, więc pewnie są w ich archiwum - opowiada.

Cztery dni później internowana została Halina Lewandowska - początkowa była przetrzymywana w więzieniu w Fordonie, potem w ośrodku w Gołdapi. - Pisaliśmy do siebie, ale cała korespondencja była cenzurowana. Halina wysyłała też pisma z żądaniem połączenia małżonków - w końcu nie byliśmy aresztowani tylko internowani. Reakcji nie było.

Gerard odzyskał wolność w maju, Halina w lipcu. Po powrocie do Bydgoszczy oboje zaangażowali się w prace w podziemiu.

- Szczęśliwym trafem odzyskałem zarekwirowany przez milicję sprzęt. Panu Siwakowi, który zarządzał majątkiem "S" powiedziałem, że jest to moja własność. Udało się.

Wtedy Gerard wpadł na pomysł zaoszczędzenia papieru (był na wagę wolności!) i opracował technikę druku zmniejszonego. - Wtedy napisanie tekstu na maszynie nie

było prostą sprawą. Potrzebna była dobrej jakości czarna taśma i pewny lokal. Stukot klawiszy mógł ściągnąć nieproszonych gości.

A tych w mieszkaniu Lewandowskich nie brakowało. Przebiwszy się przez strop od strony piwnicy SB zainstalowała im podsłuch (został znaleziony w przy okazji remontu mieszkania w 1985 r.). Były też niezapowiedziane wizyty funkcjonariuszy. - Mieliśmy dobre skrytki, natomiast ramka do sitodruku wisiała na ścianie, zasłonięta obrazem. To było moje "dzieło". Taką ramkę mieli też Barbara i Alfons Spudychowie - Halina namalowała im jakieś kwiatki.

Rewizje kończyły się zabraniem Lewandowskich na przesłuchanie. - Chodziło o to, by pokazać, kto ma władzę. Po kilku godzinach zwalniano nas do domu.

W latach 80. Lewandowscy założyli podziemne pismo "W drodze". Razem z Ryszardem Helakiem i Markiem Napierałą wydawali też serię "Catacumbus", która zawierała przedruki m.in. z paryskiej "Kultury" i teksty L. Kołakowskiego.

Halina Lewandowska: - Gerard przez długi czas szkolił drukarzy. Lekcje odbywał się w także w naszym mieszkaniu. Wśród uczniów był Michaił, opozycjonista z Leningradu, którego przyprowadził do nas Staszek Niesyn.

Gerard dodaje: - Przyjeżdżali ludzie z Inowrocławia, Poznania, Tuczna. Pamiętam, że na zajęcia przychodzili też działacze opozycyjni z Famoru i Zachemu. Nauka odbywała się w różnych dziwnych miejscach, nawet w garażu.

Lata 80. dowiodły, że potrzeba jest matką wynalazku. Gdy brakowało materiałów poligraficznych farbę produkowano z pasty "Komfort".

Gerard Lewandowski: - Wtedy robiliśmy swoje, na innych się nie oglądaliśmy. Faktem jest, że mieliśmy szczęście do ludzi. Pracowaliśmy z wieloma wspaniałymi osobami. Zachowali godną postawę, mimo paskudnych czasów. Sądzę, że nas też tak postrzegano.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska