Trudno znaleźć bardziej zasłużonego człowieka dla kujawsko-pomorskiego żużla. Z zamiłowania tenisista, ale z żużlem związany był ponad 30 lat. We wrześniu 1978 roku pojawił się w toruńskim klubie, gdy ten raczkował dopiero w ekstralidze. Funkcję kierownika drużyny pełnił do 1990 roku, gdy przeniósł się do Grudziądza. W Toruniu świętował pierwsze w historii klubu mistrzostwo, w Grudziądzu pierwszy awans do ekstraligi. Wrócił do Apatora znowu w 1999 roku, ale ostatnie lata pracy poświęcił grudziądzkiemu żużlowi.
W ostatnim wywiadzie dla "Gazety Pomorskiej" w 2011 roku tak opisywał swoje rozstanie z żużlem: - Zostawiam w Grudziądzu w sumie osiem lat pracy dla mojej ukochanej dyscypliny sportowej. Złożyłem rezygnację. Nie są łatwe takie decyzje, ale uważam, że trzeba wiedzieć, kiedy odejść. Te osiem lat poza domem odbiły się na stanie mojego zdrowia. Może mniej fizycznego, a bardziej psychicznego. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, ile wysiłku kosztuje harówka w klubie żużlowym, dopinanie wszystkich formalności, pilnowanie terminów. Śledzenie komunikatów, przesyłanie wyników. Zabieganie o sponsorów, kiedy człowiek czuje się jak żebrak, choć przecież prosi nie dla siebie, tylko dla klubu. Czas odpocząć, zadbać o zdrowie. Nie odchodzę skonfliktowany, ale w normalnych relacjach z obecnym zarządem. Rozpoczynam urlop.
Zmarł w sobotę po długiej walce z chorobą.
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje