Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Związkowiec z Kalisza został uznany za przywódcę protestu pod Mogilnem. Ma kłopoty

Dariusz Nawrocki (aj), [email protected], tel. 52 357 22 33
Andrzej Nowacki był jednym z kilkudziesięciu związkowców "Solidarności", którzy na początku listopada przyjechali do miejscowości Czerniak
Andrzej Nowacki był jednym z kilkudziesięciu związkowców "Solidarności", którzy na początku listopada przyjechali do miejscowości Czerniak Dariusz Nawrocki
- W "Solidarności" działam niemal od samego początku. Brałem udział w wielu akcjach i manifestach zarówno w Polsce, jak i za granicą. Po raz pierwszy stanąłem przed sądem - wyznaje Andrzej Nowacki.

Był jednym z kilkudziesięciu związkowców "Solidarności", którzy na początku listopada przyjechali do miejscowości Czerniak (powiat mogileński). To tutaj mieszka przewodniczący rady nadzorczej OSM "Cuiavia". Protestujący wręczali jego sąsiadom ulotki informujące o łamaniu kodeksu pracy w spółdzielni. Żądali przywrócenia do pracy dwóch związkowców "Solidarności" (pisaliśmy o tym na naszych łamach).

Przez pewien czas stali przed domem przewodniczącego. Przez megafon padały ostre słowa pod jego adresem. - Jak parafianin może gnębić człowieka, który jest oddany ludziom pracy? To wstyd i hańba! - krzyczał jeden ze związkowców.

Akcję obserwowali policjanci oraz strażnicy miejscy. - Wystąpiliśmy o ukaranie Andrzeja N., za wykroczenie jakim jest zorganizowanie zgromadzenia publicznego bez stosownego pozwolenia - wyjaśnia oficer prasowy mogileńskiej komendy policji podkom. Tomasz Rybczyński.

Tłumaczy, że podczas protestu stróże prawa ustalili, że to Andrzej N. jest nieformalnym przywódcą. I to on powinien ponieść odpowiedzialność za to, że nie dopełniono formalności związanych ze zgłoszeniem zgromadzenia burmistrzowi gminy.

Andrzej Nowacki jest związkowcem z Kalisza. W akcji wziął udział, bo jak przekonuje - czuł, że działa w dobrej sprawie. - Członkowie "Solidarności" zawsze będą stawać w obronie swoich kolegów, którzy zostali niesłusznie zwolnieni z pracy - tłumaczy.

Wiadomości z Mogilna

Zapewnia, że nie był organizatorem akcji. Był jednym z wielu trzymających w rękach flagę "Solidarności". - Gdy podszedł do mnie strażnik miejski i zapytał, co się dzieje, to mu grzecznie opowiedziałem. To jest ta moja wrodzona uczciwość. Powiedziałem jak się nazywam, skąd jestem. Nie wiedziałem, że zrobią ze mnie przywódcę - opowiada. Przekonuje, że nie brał udziału w nielegalnym zgromadzeniu, tylko akcji ulotkowej, więc związek nie potrzebował zgody burmistrza.

Gdy dowiedział się, że to on stoi za organizacją akcji, był w szoku. - Jestem zwykłym związkowcem. Nie działam ani w pierwszym, ani nawet w drugim szeregu związku. Gdzie ja, człowiek z Kalisza, miałbym organizować akcję w miejscowości, której nazwy nie znają nawet ludzie z Inowrocławia? - pyta.

Wczoraj zeznawał przed sądem. Sprawa nie została rozstrzygnięta. Sąd powoła jeszcze kilku innych świadków. Następne posiedzenie odbędzie się za miesiąc.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska