Był jednym z kilkudziesięciu związkowców "Solidarności", którzy na początku listopada przyjechali do miejscowości Czerniak (powiat mogileński). To tutaj mieszka przewodniczący rady nadzorczej OSM "Cuiavia". Protestujący wręczali jego sąsiadom ulotki informujące o łamaniu kodeksu pracy w spółdzielni. Żądali przywrócenia do pracy dwóch związkowców "Solidarności" (pisaliśmy o tym na naszych łamach).
Przez pewien czas stali przed domem przewodniczącego. Przez megafon padały ostre słowa pod jego adresem. - Jak parafianin może gnębić człowieka, który jest oddany ludziom pracy? To wstyd i hańba! - krzyczał jeden ze związkowców.
Akcję obserwowali policjanci oraz strażnicy miejscy. - Wystąpiliśmy o ukaranie Andrzeja N., za wykroczenie jakim jest zorganizowanie zgromadzenia publicznego bez stosownego pozwolenia - wyjaśnia oficer prasowy mogileńskiej komendy policji podkom. Tomasz Rybczyński.
Tłumaczy, że podczas protestu stróże prawa ustalili, że to Andrzej N. jest nieformalnym przywódcą. I to on powinien ponieść odpowiedzialność za to, że nie dopełniono formalności związanych ze zgłoszeniem zgromadzenia burmistrzowi gminy.
Andrzej Nowacki jest związkowcem z Kalisza. W akcji wziął udział, bo jak przekonuje - czuł, że działa w dobrej sprawie. - Członkowie "Solidarności" zawsze będą stawać w obronie swoich kolegów, którzy zostali niesłusznie zwolnieni z pracy - tłumaczy.
Zapewnia, że nie był organizatorem akcji. Był jednym z wielu trzymających w rękach flagę "Solidarności". - Gdy podszedł do mnie strażnik miejski i zapytał, co się dzieje, to mu grzecznie opowiedziałem. To jest ta moja wrodzona uczciwość. Powiedziałem jak się nazywam, skąd jestem. Nie wiedziałem, że zrobią ze mnie przywódcę - opowiada. Przekonuje, że nie brał udziału w nielegalnym zgromadzeniu, tylko akcji ulotkowej, więc związek nie potrzebował zgody burmistrza.
Gdy dowiedział się, że to on stoi za organizacją akcji, był w szoku. - Jestem zwykłym związkowcem. Nie działam ani w pierwszym, ani nawet w drugim szeregu związku. Gdzie ja, człowiek z Kalisza, miałbym organizować akcję w miejscowości, której nazwy nie znają nawet ludzie z Inowrocławia? - pyta.
Wczoraj zeznawał przed sądem. Sprawa nie została rozstrzygnięta. Sąd powoła jeszcze kilku innych świadków. Następne posiedzenie odbędzie się za miesiąc.
Czytaj e-wydanie »