https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żyć zawsze radośnie

Liliana Sobieska
Ks. Grzegorz Tworzewski: - Do końca nie jest z  nami tak źle...
Ks. Grzegorz Tworzewski: - Do końca nie jest z nami tak źle... Liliana Sobieska
Rozmowa z ks. Grzegorzem Tworzewskim pochodzącym z Bobrowa, dyrektorem Papieskich Dzieł Misyjnych diecezji toruńskiej, delegatem biskupim do spraw misji.

     - Czym są misje?
     
- Misje, to pójście z Chrystusem i ewangelią w te miejsca i do tych wszystkich, którzy o Jezusie jeszcze nie słyszeli.
     - W jakich zakątkach świata takich ludzi jest najwięcej?
     
- Na kontynencie azjatyckim i w Afryce. Praktycznie na wszystkich kontynentach głosi się ewangelię, jedynie Europa potrzebuje reewangelizacji.
     - Wyjazd na misje często w miejsca bardzo egzotyczne może być traktowane jak niezwykła przygoda życia.
     
- Nie sądzę, że wyjazd na misje to sprawa egzotyki. Dla człowieka wierzącego, który jedzie dzielić się ewangelią, jest to sprawa życia, które przekazuje się przez ewangelię. Misjonarz może być narażony na różne niebezpieczeństwa. W wielu krajach afrykańskich toczą się przecież wojny, zatargi plemienne. Są również niebezpieczeństwa, przychodzące ze strony samej natury.
     - Jak wygląda podejście do misjonarzy ze strony tubylców, do których przybywa ksiądz ze słowem Bożym?
     
- Ludzie z reguły są bardzo życzliwi. Takiej życzliwości, z jaką osobiście się spotykałem jako kapłan na misjach, nigdy nie doświadczyłem w kraju. Wiele lat przepracowałem w Zambii. Ten kraj jest nastawiony wyjątkowo pokojowo, choć dookoła panowały wojny. Dotyczyły one takich krajów jak obecne Kongo, kiedyś Zair, Mozambik, Namibia. W Zambii mieszkają ludzie pokoju. Tam pracowałem sześć lat, później wyjeżdżałem w wykładami teologicznymi do Tanzanii.
     - Księża chętnie wyjeżdżają na misje?
     
- Obecnie jest niewielu kandydatów do wyjazdów, choć po 1989 roku wyjechało bardzo wielu księży. Można więc powiedzieć, że Polska dopiero niedawno zaczęła dawać światu i kościołowi to, co rzeczywiście mamy. Ale tylko dobrzy kapłani mogą wyjeżdżać na misje, którzy wręcz skłonni są za wiarę oddać swoje życie.
     - Jakie warunki musi spełnić kapłan, który chce wyjechać na misje?
     
- Przede wszystkim trzeba być człowiekiem zdrowym fizycznie i psychicznie. I trzeba być radosnym! Z przekonaniem i radością musimy nieść ewangelię. Obecnie na misjach pracuje przeszło dwa tysiące polskich księży, z tego najwięcej w Afryce. Tym, który posyła na misje do konkretnego kraju jest biskup. Oczywiście kandydat sam musi się zgłosić i po jego zbadaniu ksiądz biskup decyduje o przyznaniu pozwolenia księdzu diecezjalnemu na taki wyjazd. Najkrótszy kontrakt obejmuje sześć lat. Bywa, że z przyczyn zdrowotnych, niektórzy muszą wracać wcześniej. Największym niebezpieczeństwem jest klimat i powszechnie panująca w tropiku malaria.
     - Podczas swoich misji przeżył ksiądz jakąś szczególną przygodę, czy wzruszenie o jakich nie sposób zapomnieć?
     
- Odwiedziłem kiedyś, będąc w Zambii, człowieka, który stracił obie nogi. Jego żona na miejscowym targu coś sprzedawała, aby zdobyć pieniądze na życie. On sam, leżąc na posłaniu przygotowywał dzieciom posiłek, czyniąc to w wielkiej pokorze i radości. Zrobiło to na mnie wrażenie, bo był to człowiek niesamowitej wiary. Nakazał swoim dzieciom, żeby zerwały dla mnie i jeszcze jednego ojca dwie kolby kukurydzy. Nie przyjęliśmy tego daru, bo wiedzieliśmy, że dzieci z chęcią by je zjadły. Odeszliśmy. Następnego dnia ta dwójka dzieci rano przyszła z tymi kolbami kukurydzy. Powiedziały, że muszę je przyjąć, bo one są ofiarowane samemu Bogu. Było to niezwykle wzruszające. Ludzie biedni w Afryce dzielą się tym, co mają, a mają tak niewiele. Ale oni nigdy nie narzekają, są na swój sposób zadowoleni i potrafią życie przeżywać tak radośnie!
     - Jak to się dzieje, że my Europejczycy, mając jednak znacznie więcej niż mieszkańcy Afryki, stale jesteśmy niezadowoleni ze swojego losu i niechętnie dzielimy się tym co mamy z bliźnimi?
     
- Nie potrafimy cieszyć się z tego, co posiadamy a nawet sobą. Przyczyną tego jest nasz egoizm, który ludzi zamyka i nie pozwala dostrzec drugiego człowieka, mającego mniej od nas. Tam gdzie bywałem panuje nie tylko bieda, ale wręcz prawdziwa nędza. Jednak tamtejsi ludzie, mimo tej nędzy, są serdeczni i znają wartość samego życia. Dla Europejczyków często życie nie ma żadnej prawdziwej wartości i to jest smutne.
     Jednak do końca nie jest z nami tak źle, bo czynimy coraz więcej dobra, zwłaszcza w Polsce. Jeśli tylko chcemy, potrafimy otwierać serca na potrzeby innych. Pośród nas są także piękni ludzie, którzy potrafią dzielić się tym co mają. A za pozostałych, bogatych ale smutnych egoistów należy się gorąco modlić, bo wtedy i dla nich przyjdzie nadzieja na odmianę dotychczasowego życia...
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska