Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Artur Kołodziejczyk: - Prawdziwa miłość jest bliska i prosta jak przytulenie Dzieciątka

Roman Laudański
Roman Laudański
Ksiądz Artur Kołodziejczyk: - W naszym kościele każdego roku w dzień Wigilii urządzamy spotkanie dla samotnych. Bolejemy nad tym, że drugi rok z rzędu nie będzie tego bycia razem: wspólnego świętowania, łamania się opłatkiem, śpiewania kolęd.
Ksiądz Artur Kołodziejczyk: - W naszym kościele każdego roku w dzień Wigilii urządzamy spotkanie dla samotnych. Bolejemy nad tym, że drugi rok z rzędu nie będzie tego bycia razem: wspólnego świętowania, łamania się opłatkiem, śpiewania kolęd. Dariusz Bloch
Rozmowa z ks. Arturem Kołodziejczykiem, jezuitą.

- Jak mam się do ciebie zwracać: ojcze Arturze, księże czy po prostu Arturze, skoro znamy się od czterdziestu lat i to z oazy u bydgoskich jezuitów?
- Niech to będzie rozmowa dwóch przyjaciół.

- Lubisz święta?
- Dla nas, księży, to okres najbardziej wytężonej pracy, ale bardzo to lubię. Szczególnie podczas spowiedzi przedświątecznych widać, jak w ludzkich sercach działa Pan Bóg. Przez lata coś się w człowieku blokowało i blokowało, aż nagle pojawia się ta iskra: nie chcę tak dalej żyć! W sercu zapala się ten płomyczek światła. Naprawdę fantastyczny moment.

- Nie irytujesz się, kiedy zaraz po Wszystkich Świętych handel przestawia się w tryb świąteczno – bożonarodzeniowej sprzedaży?
- Kwestia emocji, irytacji jest tu drugorzędna. Żal, że w naszej kulturze nie udaje się wykorzystać czasu rozpiętego między dotknięciem wieczności w tajemnicy Wszystkich Świętych, a Bożym Narodzeniem. Naszych bliskich, drogich zmarłych możemy objąć modlitwą wyprowadzającą nas poza doczesność. Adwent jest przygotowaniem do tego, co stało się w Boże Narodzenie. To bardzo radykalne wyrażenie pragnienia Pana Boga, by być w bardzo bliskiej relacji z nami. Historia ludzkości jest wielkim zmaganiem człowieka, który w różnych kulturach chciał odkryć obecność Boga. Chciał poznać tajemnicę przerastającą człowieka. Kłopot był po naszej, ludzkiej stronie. Szukaliśmy po omacku, trochę jak rosyjski saper – zwiadem – staraliśmy się badać rzeczywistość Pana Boga i na różne sposoby ją interpretować. Tylko to jest również kłopot samego Pana Boga. Jak opowiedzieć o sobie, kiedy ludzka wrażliwość zupełnie nie przystaje do rzeczywistości duchowej? Przecież nie mamy zmysłów duchowych. Poznajemy rzeczywistość przy okazji kontaktu ze światem tego, co dla nas, po ludzku jest poznawalne. Nawet najczulsze uczucia najbliższej osoby poznajemy przez przytulenie, wręczenie kwiatów. Dopiero ludzkim językiem jesteśmy w stanie nazwać i odebrać to, co dzieje się w sercu drugiego człowieka, a co dopiero poznanie rzeczywistości bożej! Dlatego najczęściej przegapiamy Boże Narodzenie wśród różnych tradycjonalnych czy sentymentalnych elementów. Boże Narodzenie to bardzo mocny głos Pana Boga: chciałbym powiedzieć wam o sobie jak najwięcej i wiem, że jedyną szansą, bym mógł to zrobić, jest stanie się jednym z was. Oto staję między wami i waszym - moim, ludzkim językiem opowiadam o sobie, że jestem waszym bratem.

- To jest najważniejsze? Istota świąt?
- Zdecydowanie tak. To moment decyzji Pana Boga, że nie da się załatwić szczęścia człowieka przy pomocy anielskich chórów czy gromu z jasnego nieba. Spotkanie, dogadanie się człowieka z Panem Bogiem jest tylko możliwe wtedy, kiedy człowiek będzie mógł porozmawiać swoim ludzkim językiem.

- Ewangelie mówią o pasterzach, prostych ludziach przychodzących do Dzieciątka Jezus.

- Decyzja Pana Boga o tym, by wejść w nasze życie nie w chwale, potędze czy wszechmocy, ale w przyjściu do nas jako “swoich”, stwarza bardzo głębokie braterstwo. Kiedy pojawia się jako proste Dzieciątko, to nawet najuboższy człowiek, pasterz ma mu coś do zaoferowania. Jest nie tylko obdarowany miłością przez Boga, ale także tym, który odkrywa w sobie miłość, którą oferuję Bogu jako komuś bliskiemu. I to nie w formie hołdu, opłaty za błogosławieństwo od wszechmocnego Boga, wielkiego króla.

- Nadchodzą także trzej królowie, a raczej mędrcy niosący złoto, kadzidło i mirrę.
- Liturgicznie w tradycji Kościoła to dwa momenty - pokazanie tajemnicy bliskości i teofanii, objawienia się Boga człowiekowi i ludzkości. Skoro Zwiastowanie obchodzimy 25 marca, to po dziewięciu miesiącach, 25 grudnia przypada dzień urodzin Jezusa, co widziane jest jako odpowiedź antycznym na umieszczanie przez Aureliana kultu Niezwyciężonego Słońca w czasie przesilenia zimowego. Tam, gdzie poganie rzeczywistości kosmiczne odnosili do mitów, odpowiedzią chrześcijaństwa był Bóg ze swoim niezwyciężonym blaskiem stający w ciemnościach obok człowieka.  Natomiast Epifania to Bóg będący odpowiedzią na wielkie tęsknoty filozofów poszukujących odpowiedzi na pytania o sens i kształt życia. Mędrcy identyfikują w Chrystusie tego, który jest panem i władcą. Symboliczne dary wyrażają trzy wymiary Chrystusa: proroka, kapłana i króla. To bardziej majestatyczny wymiar objawienia boskości, choć Boże Narodzenie jest pokazaniem tajemnicy Boga – człowieka w jego prostocie człowieczeństwa.

- Święta najchętniej przeżywamy razem, we wspólnocie. Ubiegłoroczny lockdown zakłócił ten zwyczaj.
- Święta są przełamaniem rutyny, codzienności, wejściem w bliższe kontakty, odłożeniem rzeczy, które na co dzień nas absorbują, i za którymi, w kontaktach międzyludzkich bardzo często się chowamy. To wszystko sprawia, że stajemy się trochę bardziej bezradni, bezbronni. W święta wychodzą z nas sprawy i rzeczy, które w ciągu roku głęboko chowamy. To nie przypadek, że przy świątecznych stołach może pojawić się pragnienie opowiedzenia także o trudniejszych rzeczach. Bywa, że siadamy do stołu z naszymi marzeniami, które niekoniecznie się spełnią, bo przy tym stole nie spotkamy aniołów, ale ludzi pozostających z wszystkimi ograniczeniami, brakiem wyobraźni, wrażliwości, z zatrzaśniętym sercem. W tym momencie dotykamy tego, co pokazuje nam historia Jezusa. Józef przychodzi z brzemienną Maryją do swojej miejscowości, jakoś chciałby się tam odnaleźć, ale odbija się od zatrzaśniętych drzwi…

-...bo “nie było dla nich miejsca w gospodzie”.

- Przeprowadzenie spisu powszechnego jest pretekstem do tego, by wrócić do rodzinnych stron, które okazują się niegościnne, bo ktoś zdefiniował, że to jest mój dom, mój święty spokój, moja rzeczywistość, w której nie chcę, żebyś mi przeszkadzał.

- Widzisz z drugiej strony ołtarza czy przez kratki konfesjonału ludzką samotność?

- Widzę sporo samotności, tej emocjonalnej, kiedy rodzice żalą się, że słyszą od własnych dzieci: nie pasujesz do naszego sposobu myślenia wchodząc w nasze życie ze swoimi oczekiwaniami, tradycją, ze swoimi uwagami, że np. dzieci powinny bardziej przeżywać ten czas świętowania. Czasem dzieci dają odczuć rodzicom: jesteś marudą, z którego obecności chętnie zrezygnujemy przy wigilijnym, świątecznym stole. Wyślemy ci paczuszkę, zadzwonimy z życzeniami, ale psujesz nam te święta tym kim jesteś i jaki jesteś. Zamykamy drzwi przed tymi, którzy są częścią tego, skąd się wywodzimy.

W naszym kościele każdego roku w dzień Wigilii urządzamy spotkanie dla samotnych. Bolejemy nad tym, że drugi rok z rzędu nie będzie tego bycia razem: wspólnego świętowania, łamania się opłatkiem, śpiewania kolęd. Przygotujemy ciepły posiłek, ale każdy go zabierze i pójdzie do swojego domu. Takie spotkania popsuła nam pandemia.

- Kiedy mówiłeś o młodych, że odsuwają się od tradycyjnego świętowania, pomyślałem, że w dzisiejszych czasach przybywa tych, którzy nie przyznają się do związków z Kościołem, religią, a jednak, z przyzwyczajenia, nawyku obchodzą święta.
- W korporacyjnym świecie każda okazja do wyrwania się z kieratu jest potrzebą: muszę zaszaleć, zrekompensować intensywną pracę, wyrwać się na kilka dni na koniec świata, nałapać nowych wrażeń, adrenaliny na nartach czy na Karaibach.

- To też, ale nie uciekniemy przed postępującą sekularyzacją. Będzie przybywać tych, którzy będą odwoływać się do symboli: opłatka, choinki, prezentów, ale to już będzie świętowanie bez Boga.
- To wszystko związane jest z postępującą komercjalizacją, przejmujemy najróżniejsze kalki, które próbują nakładać się na naszą tradycyjną rzeczywistość. Otacza nas hałas. Zabiegamy bardziej o prezenty niż o usłyszenie głosu Pana Boga. Siłą rzeczy pojawia się pustka. I smak tego co piękne, co boże, często próbuje się na różne sposoby zastępować jakimiś namiastkami. Wtedy trzeba się dużo narobić, nalatać, żeby coś w sercu zostało, co dałoby posmak, że oto wydarzyło się coś w miarę sensownego.

- Symbolika tych świąt: opłatek, choinka, kolędy są ważne? Rytuał powtarzalności świąt zachowuje nas w określonym rytmie, którego nic nie zaburzy?
- Będzie tym ważniejszy, im mocniej dotkniemy tego, o co chodzi w świętach. Patrząc na opłatek, na teologię tego, który narodził się w Betlejem, (czyli po hebrajsku w “domu chleba”), sam staje się chlebem, daje się połamać, oddaje się ludziom do dyspozycji, to ten opłatek jest nie tylko okazją do wyrażenia życzenia, jest także postawą: jestem do twojej dyspozycji. Nie przychodzę jako ktoś, kto załatwia swoje sprawy kosztem drugiej osoby, tylko jest deklaracją: chcę być przy tobie, być w twoich rękach. Chcę pogłębić naszą relację. Symbole odnoszą nas do czegoś więcej niż ta materialna rzeczywistość. Jeśli nie będziemy mieć tej wrażliwości, to stracą, to same będą zamierać, a przy okazji obumrze coś w nas.

- To teraz nakrycie dla spóźnionego wędrowca, choć raczej powinniśmy odwoływać się do wcześniejszej tradycji pogańskiej, kiedy w takich spotkaniach mieli uczestniczyć także nasi zmarli.
- Niezależnie od tego, czy intencjonalnie to puste miejsce przy stole jest powiązane z zaproszeniem osób zmarłych, to świętowanie, co widać dobrze na naszych cmentarzach, ludzkie przeżywanie świąt Bożego Narodzenia jest powiązane z pragnieniem, żeby dotykało także tych, którzy – w wymiarze ziemskim, nie są już tak łatwo dostępni, bo skryli się za progiem śmierci. Tu odwołam się do znanej “Kolędy dla nieobecnych” Zbigniewa Preisnera, która otwiera nas także na naszych zmarłych. To wymiar również intuicyjnego, bardzo praktycznego odkrycia, że przychodzenie Pana Boga jako człowieka ma nas otwierać na tajemnicę, że tym bożym gościem może być ktoś bardzo niepozorny, nawet, w pewnym sensie, niechciany. To dodatkowe, puste miejsce przy stole jest dla tego, który zapuka do naszych drzwi i nawet jeśli nie będzie sympatyczny, to żeby w tym dniu, tej nocy mógł zagrzać miejsce przy wigilijnym stole. Byśmy byli ciekawi tego drugiego człowieka, pewnie różnego od nas, spoza naszego świata. A jednak ktoś taki może być ważnym znakiem, sygnałem, że przez niego także chce przemówić, objawić się Pan Bóg.

- Tylko sondaże wskazują, jak bardzo jesteśmy niechętni “obcym”. Masz pomysł, jak przy stole, przy tak wielkich podziałach społecznych nie pokłócić się o migrantów, o politykę? Mamy unikać tematów? Udawać, że ich nie ma?
- Recepta jest dość trudna, ponieważ dotyka tego, o czym rozmawialiśmy już wcześniej, umiejętności uczenia się kochania siebie takimi jakimi jesteśmy. Każdy z nas ma “fabryczne” wady! Małżeństwa z wieloletnim stażem wiedzą, że niektórych spraw nie da się przeskoczyć nawet u ludzi, którzy się kochają, są sobie bliscy, starają się. Tu raczej potrzeba umiejętności koncentrowania się na tym, co się udało, co nas łączy. Czasami w święta, gdy jest wokół nas ciszej i spokojniej, liczymy że wreszcie ktoś usłyszy nasze bóle, zadawnione żale. Potrzeba nam prostoty posłuchania, że ktoś drugi ma nam coś do powiedzenia, nawet jeżeli jest to dla mnie bulwersujące. Przecież ta druga osoba ma prawo opowiedzieć o subiektywnym przeżywaniu świata i osobistych doświadczeń. Najczęściej w takich trudnych wynurzeniach nie ma złośliwości, przewrotności, raczej często bardzo emocjonalny wyraz zniecierpliwienia i bezradności. To nasze bycie ze sobą przy stole porównałbym do rodzaju rekolekcji. Uczmy się słuchać drugiego człowieka z założeniem, że on to mówi i stara się zrozumieć najlepiej jak może, chociaż nie zawsze jest to prawdziwe, genialne. Spróbujmy usłyszeć to, co jest dobrą intencją tej drugiej osoby, pragnieniem, potrzebą, tęsknotą. A my z wielką życzliwością zatrzymajmy się przy tym, co nawet błędne i szukajmy tego, co pomoże nam się zrozumieć, abyśmy dalej poszli w życie jako przyjaciele, bo przecież nie jesteśmy ze sobą za karę. Naprawdę jest wiele rzeczy, które nas łączą, także dzięki rzeczywistości Pana Boga, który jest z nami w tej jakże ułomnej ludzkiej naturze. On także doświadczył tego, co znaczy być niezrozumianym, potępionym za to, że czynił dobro. Jego intencje zostały celowo przeinaczone, ale przybity do krzyża szukał dobra atakujących, bo rozumiał, że nie wiedzą, co czynią.

- Czego życzysz na święta?
- Prawdziwego świętowania, czyli odkrywania, że nie muszę, ale mogę i chcę, bo Prawdziwa Miłość jest bardzo blisko i jest bardzo prosta, jak przytulenie Dzieciątka.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska