https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Życie po śmierci

W piątek po południu rodzina Żurków z Solca Kujawskiego wiozła do kostnicy ubranie dla zmarłego brata. W drodze dowiedzieli się, że pogrzebu nie będzie. Bo przecież Jurek żyje!

     Zakład pogrzebowy rozebrał już na cmentarzu pomnik zmarłej przed pięciu laty matki, bo Jurek miał spocząć w tym samym grobie. Grabarz po południu przymierzał się do kopania dziury. Pogrzeb miał się odbyć w sobotę o godzinie 14.
     Na mieście rozwieszono klepsydry. Kwiaciarnie przygotowywały zamówione przez rodzinę, znajomych i sąsiadów wiązanki kwiatów i wieńce.
     Liczna rodzina - bo Żurkowie doczekali dziewięciu synów i córek - została oczywiście powiadomiona.
     Siostry i szwagierki zmarłego zdążyły upiec ciasta i torty na stypę. Miała być w domu ojca - Antoniego Żurka, w Solcu przy ul. Leśnej.
     Jurek mieszkał z siostrą przy ul. Świerkowej. Po raz ostatni widziano go 1 listopada rano. Zdarzało się, że znikał na kilka dni, więc niepokoju nie było. Ale w czwartek rano siostra Agnieszka dowiedziała się na mieście, że Jurek nie żyje. Ponoć we wtorek wieczorem pogotowie zabrało go z rozbitą głową sprzed sklepu "Dolinka". Arkadiusz Stanisławski, szwagier Jerzego pojechał na policję. W soleckim posterunku potwierdzili, że Żurek Jerzy, lat 49 nie żyje. - Opowiedzieli mi, że szpital Jurka nie__przyjął, bo był pijany, że zawieźli go do izby wytrzeźwień, gdzie zasłabł, więc znowu do szpitala. Że zmarł w środę o godzinie 11.25 - wspomina Arkadiusz. - Kłamali. Bo twierdzili, że o zgonie zawiadomili telefonicznie teścia. Kazali nam jechać do Zakładu Medycyny Sądowej przy szpitalu Jurasza w Bydgoszczy. Tam rejestratorka powiedziała nam, że Jurek leży__w kostnicy, że czekają na sekcję zwłok, którą zaplanowano na piątek w południe. Mieliśmy go zobaczyć dopiero po sekcji. Dostaliśmy kwitek, z którym pojechaliśmy do Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe.
     Pojechali na Nowy Rynek 10. Otrzymali podpisane przez Katarzynę Lisowską-Konieczny "zezwolenie na pochowanie zwłok".
     - Już wtedy coś nam nie grało - mówi Arkadiusz - Bo prokurator, czytając policyjne notatki przekonywała nas, że Jurka pogotowie zabrało 31 października, a nie 1 listopada. Mówiliśmy: To błąd w dacie! Ale pani prokurator powiedziała: A czy to takie ważne?
     _Z kwitkiem z prokuratury pojechali do księdza ustalić termin pogrzebu. Potem do zakładu pogrzebowego wybrać trumnę, uzgodnić treść klepsydr, które już w czwartek wieczorem pojawiły się na mieście.
     Potrzebny do pochówku akt zgonu mieli odebrać z Zakładu Medycyny Sądowej w piątek po południu.
     Kiedy w tym dniu rodzina Żurków jechała zawieźć do kostnicy ubranie dla zmarłego, w szpitalu Jurasza pojawił się brat innego mieszkańca Solca Kujawskiego. Szukał tam Jana Kowalskiego (imię i nazwisko zmienione).
     Bo Kowalski dowiedział się, że w poniedziałek 31 października wieczorem jego brata zabrało tam pogotowie sprzed sklepu na Osiedlu Toruńskim. W szpitalu zaprowadzono go do łóżka chorego, który nie był jego bratem! Wtedy dopiero okazało się, że Jerzy Żurek żyje, jest po operacji, że w kostnicy leży nie on, lecz Jan Kowalski. To jego właśnie nie przyjął szpital Jurasza, bo był pijany, więc zawieziono go do izby wytrzeźwień. Tam zasłabł i trafił do szpitala Biziela. Zmarł w środę o godzinie 11.25.
     -
To zbieg tragicznych pomyłek - tłumaczyła wczoraj Ewa Przybylińska, rzecznik komendanta miejskiego policji w Bydgoszczy. - Jeden mieszkaniec Solca trafilł sprzed sklepu do szpitala w poniedziałek, drugi sprzed innego sklepu we wtorek. Obaj byli w stanie nietrzeźwości, bez jakichkolwiek dokumentów. Nas poproszono o ustalenie danych mężczyzny zabranego we wtorek. Policjanci przesłuchali świadków i wskazali, że w tym dniu pogotowie zabrało Jerzego Żurka. Zgodnie ze stanem faktycznym. I taką informację przekazaliśmy Prokuraturze Rejonowej Bydgoszcz-Południe.
     Dowiedzieliśmy się też, że komendant miejski wszczął już postępowanie wyjaśniające. I jeżeli okaże się, że winę za tragiczny błąd ponoszą policjanci, wobec nich zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje. O przyczynę błędu zapytaliśmy też wczoraj Leona Bojarskiego, szefa Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe. Odpowiedział, że sprawę postara się wyjaśnić dzisiaj.
     U pana Antoniego, ojca Jurka, w sobotę w południe zebrali się wszyscy synowie z żonami, córki z zięciami, wnuki. Na stole kawa przygotowane na stypę ciasta i tort. -
Jurek żyje - mówi pan Antoni. - _Jest w szpitalu Jurasza, po operacji. Miał krwiaka. Lekarze mówią, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Życie dało mu drugą szansę. Oby z niej potrafił skorzystać...
     _Wszyscy w tej rodzinie zastanawiają się, jak mogło dojść do tak tragicznej pomyłki? Przecież pogotowie, zabierając Jurka od wzywającego karetkę właściciela sklepu wiedziało, że to nie żaden NN, tylko Jerzy Żurek. I to był pierwszy błąd. Dlaczego, skoro już ustalili przez policję, kim jest ten niby zmarły, nikt nie powiadomił o tym rodziny?
- Przecież - dziwi się zgromadzona przy stole rodzina - to ich obowiązek!_
     A może ten drugi - Jan Kowalski - żyłby, gdyby szpital operował go natychmiast, a nie odsyłał do izby wytrzeźwień? I nie byłoby wtedy stypy u Żurków, rozebranego pomnika na grobie matki, stresów, smutku i radości. Oraz kosztów. Kto je zwróci?
     O godzinie 14 w sobotę byłem na cmentarzu. Nikt na pogrzeb Jerzego Żurka nie przyszedł. Wieść, że zmarły żyje, zdążyła obiec już cały Solec Kujawski.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska