Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyd od Jezusa

Roman Laudański
Nie wie, kiedy się urodził. Żartuje, że pewna będzie tylko data śmierci. Nie pamięta złego czasu wojny w Święcianach. Zapamiętał tylko dzieciństwo otoczone miłością ojca i matki.

     Ksiądz Romuald Jakub Weksler-Waszkinel z Lublina. Do lat 90. tylko ks. Romuald Waszkinel. Uratowany "za pięć dwunasta".
     Waszkinelowie przyjechali z Wileńszczyzny do Białegostoku. Stare Święciany, gdzie mieszkali podczas wojny, pojechały dalej, do Lidzbarka Warmińskiego. Rodzice zgubili "samych swoich", którzy mogli wiedzieć za dużo. Później trafili do Pasłęka. Zamieszkali w jednorodzinnym domku na kolonii robotniczej za miastem. Zapamiętał ten pierwszy raz, kiedy przezwano go "Żyd".
     Antysemityzm po raz pierwszy
     Pasłęk. Do 1952 roku Romuś był jedynakiem. Bawił się z innymi dziećmi. Do domu musiał wracać wieczorem razem z krowami idącymi z pastwiska. Waszkinelowie dostali krowę "Ryżutę" z UNRRY. Tuż przed domem usłyszał złośliwy rechot: "żyd, żydziak, żydowski bajstruk". Bajstruk, to w gwarze jaszuńskiej "podrzutek". Dziecko, które nie ma rodziców. Dwóch zapijaczonych facetów ryczało ze śmiechu na jego widok. Nie miał wątpliwości, że to było do niego.
     - Potwornie jąkałem się w dzieciństwie. Wbiegłem przestraszony do domu, płaczący, ledwie wyjąkałem, co się stało. Mama przytuliła mnie. Zapytałem, co to jest "Żyd". Nie wiedziałem wtedy, co to znaczy, ale czułem, że to jest coś brzydkiego. Mama była mądrą kobietą. Nie tłumaczyła, kto to jest Żyd, ale zapytała, czy najbliżsi sąsiedzi tak do mnie mówią. Wymieniała kolejne nazwiska. Nikt z nich nigdy tak mnie nie nazwał - wspomina ks. Weksler-Waszkinel.- Dobrzy ludzie nigdy tak o tobie nie powiedzą - głaskała mnie matka. - A głupi pijacy nie kochają ani swoich dzieci, ani siebie. Tylko wódkę.
     Szukanie podobieństw
     Pasłęk, kilka lat później. Nigdy nie był podobny do rodziców i bardzo to przeżywał. W szkole podstawowej dzieci pytały: do kogo jesteś podobny? A on nie był podobny ani do ojca, ani do matki. Ojciec pocieszał: - Jesteś podobny do siebie samego.
     W piątej albo szóstej klasie Romek stoi przed lustrem, czesze bujną czuprynę. Na moment spostrzega coś w swoich rysach z twarzy ojca. Z radością krzyczy: - Mamo! Jestem podobny do tatusia, prawda?! Z całą nachalnością oczekuje potwierdzenia. Matka spuszcza głowę, zaczyna płakać. On wrzeszczy: - Bo, jak jestem Żydem, to zobaczycie, co sobie zrobię!
     - Wyrastałem w atmosferze wielkiej miłości moich rodziców i dziwnego zderzania się z moją "innością" - opowiada ks. Weksler-Waszkinel. - Byłem "brzydkim kaczątkiem". Nawet, jak zacząłem się czegoś domyślać, to bardzo nie chciałem być Żydem. Przykro mi to powiedzieć, ale miałem dobre, chrześcijańskie wychowanie. Niestety
- też lekcje religii: Żydzi zamordowali pana Jezusa, są hardzi, prześladowali Kościół. To było straszne.
     Powołanie
     Jako dziecko bardzo chciał być księdzem. Lubił chodzić do kościoła. Z jednej strony dłoń taty, z drugiej mamy. Tak nauczył się pobożności.
     W szkole średniej króluje na potańcówkach, gra na instrumentach, tańczy z dziewczynami. W jedenastej klasie ma kryzys wiary. Wstrząsnęła nim teoria Oparina, że świat wystarcza sobie w zupełności. W 1960 roku robił maturę. Wtedy powiedział księdzu: jak zdam, to pójdę do seminarium. I od razu przestraszył się tego, co powiedział. Jak powtórzy to rodzicom?
     Tata od razu zaczął kpić: - Ty? Do seminarium? Nie nadajesz się na księdza. Za bardzo lubisz ludzi. Idź lepiej na medycynę. Jak ojciec mówi nie, to siedemnastoletni chłopak robi wszystko na "tak". Wstąpił do Olsztyńskiego Seminarium Duchownego. Po miesiącu ojciec nagle zmarł.
     Zabiłem ojca
     - Tata zachowywał się bardzo dziwnie. Koniecznie chciał mnie zobaczyć, a jak już przyjechał, to był bardzo poważny. W seminaryjnej kaplicy modlił się przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej. Zaczął płakać. Myślałem, Boże, czy ja zrobiłem ojcu jakąś krzywdę? Zapytałem o to, a ojciec: to już nie można sobie popłakać? Twoje życie, twój los. Pamiętaj, co ci mówiłem: będziesz miał ciężko. I pojechał. To była niedziela. W czwartek wieczorem - telefon: ojciec nie żyje.
     Po pogrzebie powiedział mamie: - Nie wracam do seminarium. Zabiłem ojca. Matka w płacz. Mówię: - Przecież ojciec nie chciał, żebym został księdzem. Mama płacze. - Ty nic nie rozumiesz... Wypytuję: - Czego nie rozumiem? Nie powiedziała...
     Rektorowi seminarium wyznał: - Chyba nie powinienem tutaj być, bo mam ojca na sumieniu. Usłyszał: - To poważna sprawa, ale poczekaj miesiąc, aż minie szok. Przez ten czas uprzytomnił sobie, że to już jest nie tylko jego sprawa. Pomyślał: tato, bałeś się, że będę złym księdzem, a ja ci pokażę, że będę dobrym.
     W czasie seminarium nie było nigdy nawet śladu kwestii żydowskiej. - Wtedy Żyd we mnie był na urlopie.
     Czy ja ciebie nie kocham?
     - Wtedy nie wierzyłem, że jestem żydowskim dzieckiem. Dzięki wielkiej miłości rodziców już nie bałem się Żydów. Wiedziałem, że to nie oni zabili Jezusa. To był czas Soboru Watykańskiego II. Wszystkie ciężkie uderzenia, które szły w Żydów były w nauczaniu przedsoborowym. Sobór to wszystko wyrzucił. Czasami nawet myślałem sobie, jak byłoby cudownie, gdybym naprawdę był Żydem.
     W 1966 zostaje wyświęcony na księdza. Po roku zostaje skierowany na studia filozoficzne, w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. (Dziś jest starszym wykładowcą na wydziale filozofii). W 1975 roku sprowadził mamę do lubelskiego mieszkania. Wątpliwości powracały: kiedy właściwie się urodził, dlaczego nie jest podobny do nikogo ze swojej rodziny? Przy różnych okazjach czytał mamie książki żydowskie. Przy dziennikach Czerniakowa zaczęła płakać. Przerwał i zapytał: - Mamo, dlaczego płaczesz? Czy dlatego, że ja jestem Żydem? Wtedy rozpłakała się jeszcze bardziej - A czy ja ciebie nie kocham? - odpowiedziała pytaniem. To były wyraźne znaki. W 1978 roku raz jeszcze sprowokował rozmowę. Wtedy usłyszał od matki całą prawdę.
     Syn żydowskiego krawca
     - Twoi rodzice byli Żydami. Urodziłeś się w getcie. Oni zostali zamordowani. Uratowałam ciebie od śmierci. Gdy zapytał, dlaczego mówi mu o tym dopiero teraz, przypomniała mu scenę przed lustrem.- Bałam się, że możesz sobie coś zrobić... Miałeś wspaniałą, mądrą matkę. Nie zapamiętałam twojego nazwiska (- Bardzo mnie to zabolało). Baliśmy się nie tylko Niemców, ale i sąsiadów, szmalcowników. Urodziłeś się na początku 1943 roku w rodzinie żydowskiego krawca ze Święcian.
     Noc ponownych narodzin
     - Moja rodzona mama mówiła do polskiej: pani kilkakrotnie podkreślała, że jest chrześcijanką i wierzy w Jezusa. Przecież On był Żydem. Niech pani ratuje to żydowskie niemowlę w imię tego Żyda, w którego pani wierzy. Jak on dorośnie, to będzie księdzem. Będzie nauczał ludzi - zapewniła. Usłyszał tę historię w wieku 35 lat, od 12 lat był księdzem. Przeraził się, rozpłakał.
     - Tak to wszystko pan Bóg ułożył, że nie miałem wyjścia. Moje żydostwo i kapłaństwo spięło się ze sobą. Powtarzam teraz: jestem Żydem od Jezusa. To On, Syn żydowskiej matki uratował mi życie. To była noc ponownych narodzin.
     Rok 1978. Wiedział już wszystko i nie wiedział niczego. Nie znał żydowskiego nazwiska. Nie miał rozterek religijnych. Po prostu był Żydem.
     Gdy przeprowadzał się z Pasłęka do Lublina nie chciał zabrać starego samowara i mosiężnej wagi, którą przywieźli jeszcze ze Święcian. Teraz dowiedział się, że to jedyny kawałek rodzinnego, żydowskiego domu. Dziś stoją w jego mieszkaniu na eksponowanym miejscu, jak relikwie.
     W 1979 roku napisał list do papieża.
- Komuś chciałem o tym powiedzieć. Miałem ojca, matkę. Ale jak znaleźć ich ślad? Jak w 6-milionowej masie zamordowanych znaleźć krawca z małego miasteczka? Nie wierzyłem, że to się uda.
     - Napisałem do papieża z dwóch powodów: on jest następcą Żyda - Piotra, a ja jestem Żyd. Drugi powód, to ten, że on jest jednym ze wspanialszych Polaków, a mnie uratowała polska rodzina i w jakimś sensie Kościół, który ma różne oblicza. Odpowiedź papieża rozpoczynała się od słów: "Kochany bracie..." - Niczego więcej nie chcę, tylko żeby kiedyś święty Piotr tak mnie przyjął...
     Na początku lat 80. przyjechał do Lasek pod Warszawą. Znowu boży przypadek. Spowiadała się u niego jedna z sióstr zakonnych. Powiedział jej: - Z kim jest Bóg, ten nie ma się czego bać. Ja żyję uratowany za pięć dwunasta.
     Jankel Weksler, oczywiście
     W pokoju na stole znalazł kartkę od zakonnicy: "gdyby mi ksiądz mógł powiedzieć coś więcej, to może ja mogłabym pomóc". Ta siostra zakonna w czasie wojny ratowała wielu Żydów. Powiedział jej, że nie zna swojego nazwiska. Ojciec był krawcem ze Święcian. Mama na brata mówiła Szmulik, Muleczka. Ona wysyłała listy do Izraela, bez odpowiedzi. Dopiero jak w 1992 roku pojechała tam na spotkanie z Żydami, którzy przeżyli Holocaust i powiedziała, że żyje syn krawca ze Święcian, ktoś od razu odrzekł: - Krawcem był Jankel Weksler, oczywiście. Przywiozła mu zdjęcie rodzonej matki. Patrzył na nie i pierwszy raz w życiu znalazł kogoś podobnego do siebie.
     W 1992 roku pojechał do Izraela. Jeszcze żył rodzony brat i siostra ojca. Na lotnisku obcy, starszy mężczyzna podszedł do niego bez wahania. Rzucił mu się na szyję i mówi: - Synok, ty idziesz jak twój ojciec. Masz twarz swojej matki. To był stryj. No i od razu zapytał: - A jak ty, Żyd możesz znieść nienawiść do dwóch tysięcy lat? Odpowiedział: - Mam 50 lat.
     Synowie
     Martin Bormann, syn Martina Bormanna, zbrodniarza hitlerowskiego zadzwonił kiedyś do księdza Wekslera-Waszkinela. - Mówi do mnie, że jestem dzieckiem Holocaustu, a on jest dzieckiem zbrodniarza. Istnieje organizacja: dzieci katów i dzieci ofiar, która organizuje psychoterapeutyczne spotkanie i on mnie zaprasza do New Jersey. Cały się trząsłem. Powiedziałem, że nie mam pieniędzy na New Jersey. Najlepiej, jak spotkamy się w Auschwitz. Położyłem słuchawkę.
     Dwa lata temu Bormann przyjechał do Polski. Spotkali się w Auschwitz. Opowiadał o swoim życiu. Hitler był jego ojcem chrzestnym, matką chrzestną - żona Hessa. Jak wojna się skończyła miał 16 lat. Ukrywając się w górach Tyrolu przeżył nawrócenie, wstąpił do seminarium, został misjonarzem w Afryce.
     - Najbardziej interesowało mnie, by potępił swojego ojca. A on tłumaczył, że to jego ojciec, i teraz jest w rękach Bożej Miłości, Bożego Miłosierdzia. Wskazywałem, że czym innym jest miłość, szacunek do ojca, a czym innym wskazanie, że to była zbrodnia. Ostatecznie to przyznał.
     Bormann opowiadał, że z matką był w mieszkaniu kogoś ważnego z Oświęcimia, pewnie komendanta. Widział abażur z ludzkiej skóry, blat stołu z ludzkich kości i krzesło z ludzkiej miednicy, a nogi krzesła z piszczeli. Mówił o "Mein Kampf" wydrukowanym na pergaminie z ludzkiej skóry. Żydowskiej skóry.
     Zapytałem go, czy gdyby spotkał mnie w latach wojny, to czy by mnie zastrzelił? Odpowiedział: - Ależ nie.
     - No jak to nie, przecież ja jestem Żydem. Byłem skazany na śmierć za sam fakt istnienia. A pana ojciec i pan byliście w czołówce hitlerowskich funkcjonariuszy. W czasie całej rozmowy cały drżał. Nie chciałem wprowadzać go w taki stan, a z drugiej strony musiałem go o to zapytać.
     Był Bormann hitlerowiec. Jest Bormann mówiący, że Jezus Chrystus nie mógł być narodowym socjalistą. Oczywiście. On przede wszystkim był Żydem. I zostałby skazany na śmierć.
     Fot. AUTOR
     n
     
PS. Ksiądz Romuald Waszkinel przyjął drugie, żydowskie nazwisko. Jego ojciec najprawdopodobniej zginął w Sztutthofie. Matkę i brata Samuela hitlerowcy zamordowali chyba w Sobiborze.
     Ksiądz Weksler-Waszkinel wydał ostatnio książkę "Zgłębiając tajemnicę Kościoła", w której bada m.in. związki między chrześcijaństwem a judaizmem.
     

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska