Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

10 lutego 1940 roku, pierwsza deportacja na Sybir. Rozszalał się sowiecki terror

Hanka Sowińska [email protected] tel. 52 326 31 33
- To zdjęcie zrobiono w Uzdarniku. Proszę spojrzeć, jak my wyglądaliśmy. W ciągu kilku miesięcy zrobiono z nas nędzarzy - mówi pani Barbara Szymankiewicz.
- To zdjęcie zrobiono w Uzdarniku. Proszę spojrzeć, jak my wyglądaliśmy. W ciągu kilku miesięcy zrobiono z nas nędzarzy - mówi pani Barbara Szymankiewicz. ze zbiorów Barbary Szymankiewicz
Za oknem prawie 40 stopniowy mróz. Krzyki enkawudzistów, płacz dzieci zbudzonych ze snu. I przerażone kobiety. Na spakowanie dano niewiele czasu.

Tak, we wspomnieniach Polaków, deportowanych z Kresów Wschodnich II RP (z ziem zajętych po 17 września 1939 r.) w głąb ZSRR, powraca noc z 9 i 10 lutego 1940 r. Z rozkazu najwyższych władz wywieziono wówczas ok. 140 tys. osób. Głównie rodziny osadników wojskowych i cywilnych kolonistów, którzy w okresie międzywojennym nabyli na wschodzie ziemię z parcelacji wielkich majątków.

Właśnie te dwie grupy społeczne uznane zostały przez Moskwę za szczególnie niebezpieczne. Takie, które mogły zorganizować opór i przeciwstawić się sowietyzacji.

Jedna trzecia deportowanych w lutym trafiła na północ Rosji europejskiej, do obwodu archangielskiego i Komi ASRR. Wielu przesiedlono do Kraju Krasnojarskiego i obwodu omskiego na Syberii.

Przeczytaj również: Spotkani na bezdrożach Sybiracy zawsze go nakarmili, napoili i przenocowali

Mirosław Myśliński, prezes Związku Sybiraków w Bydgoszczy (na zdjęciu na tle ekspozycji poświęconej wywózkom Polaków do ZSRR, która była pokazywana w
Mirosław Myśliński, prezes Związku Sybiraków w Bydgoszczy (na zdjęciu na tle ekspozycji poświęconej wywózkom Polaków do ZSRR, która była pokazywana w naszym mieście w 2009 r.) został wywieziony z mamą i starszą o 6 lat siostrą 13 kwietnia 1940 r. - Przyszli po nas w nocy. Jechaliśmy w zaryglowanych wagonach towarowych. W czasie podróży wiele osób zmarło - wspomina. archiwum GP / Jarosław Pruss

- To zdjęcie zrobiono w Uzdarniku. Proszę spojrzeć, jak my wyglądaliśmy. W ciągu kilku miesięcy zrobiono z nas nędzarzy - mówi pani Barbara Szymankiewicz.
(fot. ze zbiorów Barbary Szymankiewicz)

Straszliwy głód. I wszechobecne wszy, od zniszczenia których zaczynali dzień. Tak pobyt na "nieludzkiej ziemi" zapamiętał Edward Wieloch.

Dramat 27-letniej Anny Wieloch, żony Franciszka (w 1939 r. służył we Flotylli Pińskiej, dostał się do niemieckiej niewoli) i dwójki małych dzieci - Urszuli i Edwarda zaczął się właśnie w nocy z 9 na 10 lutego.

- Siostra miała wtedy 7 lat, ja 2,5 roku. Dali kwadrans na spakowanie. Tylko dzięki opanowaniu mamy jechaliśmy ubrani w zimowe rzeczy. Wiele spłoszonych i zaskoczonych kobiet nie zapakowało zimowej odzieży - wspomina pan Edward.

Jechali wiele tygodni w bydlęcych wagonach. Straszna to była podróż. Najpierw byli za Uralem. Potem Anna z dziećmi trafiła do Kazachstanu, do obwodu akmolińskiego.

- Nie wiem, jak myśmy tam przetrwali. Pięćdziesięciostopniowe mrozy i góry śniegu. Mogliśmy się poruszać tylko w tunelach. Zajęliśmy mizerną chatynkę, którą dzieliliśmy z obcą kobietą i jej synem. Ogromnym problemem było nie tylko zdobycie pożywienia, ale również opału. Dla kobiet z miasta to był koszmar. Wygonił nas stamtąd głód.

Miejscowi widzieli w Polakach wrogów. - To wskutek sowieckiej propagandy, która stawiała nas w takim świetle. Potem okazało się, że oni też byli zesłańcami. Gdy dowiedzieli się, kim naprawdę jesteśmy i jak trafiliśmy w głąb Rosji, zmienili do nas stosunek - opowiada pan Edward. - Ich wielka dobroć pozwoliła przetrwać wielu polskim rodzinom. Dzielili się tym, co mieli. Jak ugotowali coś do jedzenia, to o polskich sąsiadach pamiętali.

Więcej historii z Albumu Bydgoskiego na www.pomorska.pl/premium

Mirosław Myśliński, prezes Związku Sybiraków w Bydgoszczy (na zdjęciu na tle ekspozycji poświęconej wywózkom Polaków do ZSRR, która była pokazywana w naszym mieście w 2009 r.) został wywieziony z mamą i starszą o 6 lat siostrą 13 kwietnia 1940 r. - Przyszli po nas w nocy. Jechaliśmy w zaryglowanych wagonach towarowych. W czasie podróży wiele osób zmarło - wspomina.
(fot. archiwum GP / Jarosław Pruss)

Kolejna deportacja - skrupulatnie zaplanowana - została przeprowadzona nocą z 12 na 13 kwietnia 1940 r. Na listach przeznaczonych do wywózki znalazły się przede wszystkim rodziny wojskowych, wysokich urzędników państwowych, pracowników służby więziennej, nauczycieli.

- Mama była w szoku. Stała i płakała. Tylko przytomność babki Matyldy Kisielewskiej sprawiła, że wyruszyliśmy dobrze wyekwipowani. Choć był kwiecień, na dworze leżał śnieg. Do miejscowości Uzdarnik (obwód semipałatyński) jechaliśmy prawie trzy tygodnie - wspomina Barbara Szymankiewicz, z domu Fernezy, córka por. Pawła Fernezy, jeńca obozu w Starobielsku, zamordowanego przez NKWD w 1940 r. w więzieniu w Charkowie.

W sumie Sowieci przeprowadzili cztery deportacje - trzecią z 28 na 29 czerwca 1940 r. (objęła uchodźców z Polski centralnej i zachodniej, którzy znaleźli się na Kresach) i czwartą - w maju 1941 r.

Według Ośrodka "Karta", który prowadzi "Indeks represjonowanych", deportacje dotknęły ponad pół miliona Polaków.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska