Zgodnie z przepisami, które weszły w życie na początku tego roku, w wybranych punktach województwa powinny działać pomieszczenia wspólne dla trzech służb: straży, policji i pogotowia. Wszystko po to, by skrócić drogę reakcji na zgłoszenie.
Każdy zna tradycyjne numery alarmowe: 998 straż, 997 policja, 999 pogotowie. Mniej więcej od dwóch lat słychać coraz więcej o numerze 112. Dzwoniąc pod niego z telefonu stacjonarnego, dodzwonimy się do dyżurnego w straży pożarnej. A gdy wystukamy taki sam numer na klawiaturze komórki, odbierze policjant.
- Ludzie wciąż częściej korzystają ze starych numerów alarmowych - mówi mł. kpt. Tomasz Sokołowski. - Gdy dodzwonią się do nas przez 112, to dyżurny - w zależności od sytuacji - przekazuje rozmowę do pogotowia lub policji. Trzeba przyznać, że dzwoniący czasem się denerwują, że tę samą historię muszą opowiadać najpierw strażakowi, a potem kolejnym służbom.
Miało być inaczej. Jeszcze za wojewody Kosieniaka mówiło się o stworzeniu w regionie dziewięciu centrów powiadamiania ratunkowego. Dla powiatu rypińskiego, golubskiego i brodnickiego miało się ono znajdować w Brodnicy.
- Było nawet podpisane porozumienie w tej sprawie. Na tym się kończyło. Okazało się, że trudne jest spełnienie warunków technicznych, poza tym wymaga to dużych pieniędzy - mówi bryg. Mariusz Sztuczka, komendant powiatowy rypińskiej straży.- Przepisy ustawowe są takie, że wojewoda ma czas do 2010 roku na stworzenie wojewódzkiego centrum, do tego czasu zleca zadania związane z obsługą numeru 112.
Czy centralizacja systemu powiadamiania o zdarzeniach wyjdzie nam na dobre, jest wątpliwe. Przykład Katowic, gdzie działa jedna komórka przyjmująca zgłoszenia z numeru 112 pokazuje, że ludzie oczekują na połączenie nawet do godziny. Lepiej więc opowiedzieć, co nam się stało strażakowi i np. drugi raz policjantowi, niż nie móc się wcale dodzwonić do służb ratunkowych.
Pocieszającym jest fakt, że rypińska straż nie odnotowuje fałszywych alarmów, podnoszonych przez "dowcipnisiów". Wszystkie rozmowy dzwoniących z numerów alarmowych są nagrywane. Po pierwsze po to, by móc zweryfikować głupie kawały. Po drugie, by po akcji sprawdzić jak i czy właściwie zareagował na zgłoszenie dyspozytor.