Był wtorek, 8 listopada 1932 roku. W rzęsiście oświetlonej sali bydgoskiego ratusza, udekorowanej z wielkim przepychem (jak donosił „Dziennik Bydgoski”), Leon Barciszewski mówił:
„Rada Miejska wybrała mnie bez jakiegokolwiek sprzeciwu, a w społeczeństwie tutejszym spotkałem się już z bardzo wielkimi objawami życzliwości i zaufania. Są to zjawiska dogadzające w wysokim stopniu dumie ludzkiej i zdrowej ambicji. Ale z drugiej strony objawy te wywołują pewne głębsze obawy i drżenia, czy mimo najlepszych chęci i mimo jak najlepszej woli nie zawiodę pokładanych we mnie nadziei i zaufania. Niechaj wszystkie czynniki publiczne, z których woli urząd ten obejmuję, raczą mi wierzyć, że niczego w tej chwili nie pragnę więcej, jak tego, aby tego zaufania być godnym” - mówił prezydent.
Przeczytaj także: Cud w Bydgoszczy? Po przerzutach ani śladu!
Leon Barciszewski, Wielkopolanin, urodzony w 1883 r. we wsi Tulce, syn mistrza kowalskiego, od 1905 r. działacz polonijny w Niemczech, w latach 1914-1920 współwydawca „Dziennika Berlińskiego”, organu wychodźstwa polskiego w Niemczech, konsul generalny II Rzeczypospolitej w Essen (1920-1925), burmistrz, następnie prezydent Gniezna, od 1932 r. prezydent miasta nad Brdą. Oto krótka biografia człowieka, o którym historycy piszą, że był „niewątpliwie najwybitniejszym prezydentem Bydgoszczy międzywojennej”.
Wszystko, co osiągnął, zawdzięczał sobie - był samoukiem, człowiekiem niezwykle skromnym, pracowitym i nieprawdopodobnie punktualnym.
Był zwolennikiem przebudowy i rozbudowy Bydgoszczy. Nie mógł pogodzić się z dyskryminowaniem miasta - pod względem ekonomicznym - przez władze wojewódzkie w Poznaniu; gorąco popierał postulaty zmierzające do połączenia Bydgoszczy z Pomorzem. Swoje idee wyłuszczał w artykułach, które zamieszczała lokalna prasa. W jednej z publikacji pisał , że „żaden inny punkt kraju, lecz tylko Bydgoszcz jest tym kluczem, który otwiera Polsce dostęp do morza”.
O ile życiorys Barciszewskiego jest dobrze znany, o tyle zagadką pozostaje jego śmierć. Wyjechał z miasta 3. dnia wojny. Powrócił 8 października 1939 r. Aresztowany po kilku godzinach został zamordowany 10 listopada w obozie na Jachcicach (zginął również jego syn Janusz). Grobu do dziś nie udało się odnaleźć.
Dzieci i wychowawcy z przedszkola nr 3 w Ustce uczcili 100 r...
Dlaczego warto nosić odblaski?
