Co roku na początku stycznia bydgoską halę "Łuczniczka'' biorą we władanie piłkarze, którzy jeszcze niedawno czarowali swoimi umiejętnościami na boiskach. Teraz z reguły zajmują się futbolem rekreacyjne i grają dla przyjemności, spotykając się na takich turniejach jak ten w Bydgoszczy. Chociaż nie wszyscy z nich mieli możliwość rywalizacji z popularnym "Kinią'', to przyjeżdżają nad Brdę, by uczcić jego imię grą w turnieju.
Towarzysko i emocjonalnie
Wszyscy podkreślają, że to tylko dobra zabawa, ale niekiedy emocje też ponosiły zawodników. W półfinale Chemik Bydgoszcz - Olimpia Grudziądz Andrzej Borowski z tej drugiej drużyny nie mógł pogodzić się z decyzją sędziego Adama Lyczmańskiego i tak długo protestował, że zobaczył dwie żółte kartki i musiał opuścić plac gry. Podobnie było w finale Chemik - Inter Warszawa. Tutaj z kolei protestował Marek Jakóbczak, a swoje trzy grosze wrzucił też doskonale znany Dariusz Dźwigała. - Jesteśmy już któryś raz na tym turnieju, dlatego bardzo zależało nam na wygranej - stwierdził były gracz Polonii Warszawa. - Stąd pewnie te emocje i kłótnie z sędziami, ale wszystko odbywa się w miłej atmosferze i po chwili wszyscy zapominają o różnicy zdań - przekonuje Dźwigała. O tym jak bardzo zależało im na zwycięstwie świadczy fakt, że po ostatnim spudłowanym rzucie karnym przez Chemika warszawianie bardzo cieszyli się z wygranej.
Finał zadowolił wszystkich. Piłkarze Chemik, którzy bronili tytułu sprzed roku, najpierw przegrywali. Jednak po przerwie nastąpił ich zryw. Zdobyli dwie bramki i do 20 sekundy przed ostatnim gwizdkiem byli triumfatorami. Jednak stracili gola i szczęścia zabrakło im w serii rzutów karnych (trafili w słupek i poprzeczkę).
Na sukcesie zależało też Olimpii. Prezes Jacek Bojarowski zebrał silną ekipę z trenerem Marcinem Kaczmarkiem, Mariuszem Pawlakiem czy Sławomirem Suchomskim. - W poprzednich latach zawsze odpadaliśmy po fazie grupowej, dlatego w tym roku postanowiliśmy zewrzeć szyki i stworzyć silny zespół - tłumaczył szef "biało - zielonych''. Tegoroczne wzmocnienia wystarczyły na 4. miejsce. Jednak prezes grudziądzkiego klubu już zapowiedział zbudowanie jeszcze silniejszej drużyny za rok.
VIP wygrywa
Stałym elementem turnieju jest mecz VIP - Gwiazdy Sportu. Nie inaczej było tym razem. Ta pierwsza ekipa dowodzona przez Rafała Bruskiego, wojewodę kujawsko - pomorskiego wygrała 7:5, zresztą po raz pierwszy w historii turnieju. - Chociaż grałem tylko dwa razy po 5 minut, to można się zmęczyć - mówił wojewoda. - Bardzo cieszymy się, ze zwycięstwa, tym bardziej, że jest historyczne - dodawał.
Duże wsparcie VIP-y mieli w osobach Agnieszki Rezler i Agaty Stępień, na co dzień piłkarkach KKP Bydgoszcz. Super skutecznością popisał się Zbigniew Krzyżanowski. - Wspólnie z Jackiem (Bojarowskim - przyp. red.) ustaliliśmy, że szykujemy się na ten mecz i proszę jaki jest wynik - śmiał się najlepszy strzelec meczu.
Gwiazd coraz mniej
Chociaż turniej był udany, to nie da się ukryć, że z roku na rok przyjeżdża coraz mniej ludzi ze świecznika. Tym razem gwiazdy można było policzyć na palcach, góra obu rąk. Wspomniani Dźwigała, Kaczmarek, Pawlak czy Suchomski oraz Grzegorz Lewandowski z Koszalina (odnoszący największe sukcesy z Legią Warszawa) - to ci nieliczni, którzy pojawili się w Bydgoszczy. Na pewno jakiś wpływ na brak byłych znanych piłkarzy miały fatalne warunki pogodowe. Pewnie z tego powodu nie pojawili się wcześniej awizowani Józef Młynarczyk czy Dariusz Dziekanowski.
Wydaje się też, że powoli wyczerpuje się formuła imprezy. Może lepiej zaprosić drużyny seniorskie i zrobić turniej między nimi. Zawisza coraz bardziej pnie się w ligowej hierarchii i za rok powinien być już pierwszoligowcem. Ten fakt na pewno będzie kartą przetargową. Jeśli organizatorom udałoby się zaprosić seniorów ranga imprezy, by wzrosła i pewnie cieszyłaby się większą uwagą kibiców.
Organizatorzy na razie myślą o zmianie terminu, Chcą przyspieszania, by nie kolidował on z Balem Mistrzów Sportu czy Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Wierzymy, że dziesiąta, jubileuszowa edycja będzie jeszcze bardziej interesująca.