Dowód zakupu
Mężczyzna uważa, że to absurd. - Niektóre ciuszki mają rok, nie przechowujemy tak długo paragonów po rzeczach - zaznacza pan Konrad.
Chodzi o tzw. poświadczenie posiadania rzeczy. Czyli? O to, że placówka przyjęłaby dary, a potem okazałoby się, że pochodzą np. z kradzieży. Następna kwestia dotycząca używanych rzeczy: przed "dopuszczeniem ich do ponownego użytku", trzeba je wyprać w specjalnych płynach. Inaczej nie wolno ich nosić. Bo znowu - przepisy. Tyle że zakup płynów do dezynfekcji czasem przewyższa wartość podarunków. - Ze względów higieniczno-sanitarnych nie przyjmujemy takich rzeczy - dodaje Natalia Lejbman, wicedyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych. - Darami dzielimy się natomiast z ośrodkami, w których są rodzice z dziećmi.
Jeśli podopieczni je wybiorą, to sami też wypiorą (i to już nie w specjalnych płynach).
Kontroler puka do drzwi
Gdyby to placówka miała zrobić, musiałaby mieć specjalistyczną pralnię. A jeżeli nie ma, trzeba skorzystać z usługi pralni zewnętrznej i potem, w razie wizyty inspektora z sanepidu, okazać paragon. - Możemy sprawdzić, czy placówki posiadają rachunki wydane przez pralnie - tłumaczy Renata Zborowska-Dobosz, rzecznik Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bydgoszczy. - Jeżeli paragonu nie okażą, możemy nałożyć nawet 1500 złotych kary.
Mówi o tym ustawa z 2008 roku o zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych. - Tak to ujmę: przepisy nie powinny przeszkadzać w byciu szlachetnym - podkreśla poseł Piotr Król z Bydgoszczy. - Powinno wystarczyć, że rzeczy są czyste, schludne. Postaram się złożyć w tej sprawie interpelację.
Są i tacy, którzy używane rzeczy przyjmują, np. prowadzący ośrodek dla bezdomnych w Brodnicy. - Najpierw przebieramy rzeczy, a potem oferujemy podopiecznym - mówi Adam Świtalski, kierownik. - Potem oni sami je piorą.