https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Adres: Chodkiewicza 16. Tu mieszkał inżynier z Petersburga i gruziński generał

Gizela Chmielewska
W tym domu przy ul. Chodkiewicza 16 ostatnie lata życia spędził generał Bakhradze
W tym domu przy ul. Chodkiewicza 16 ostatnie lata życia spędził generał Bakhradze fot. Wojciech Wieszok
Na pierwszy rzut oka ta kamienica, na tle innych w okolicy, niczym szczególnym się nie wyróżnia.

A jednak jest wyjątkowa - w końcu nie każdy bydgoski dom mógł się pochwalić medalami od cara, fotografiami dygnitarzy Jego Cesarskiej Wysokości czy wiadomościami z pierwszej ręki o budowie magistrali kolejowej Herby Nowe-Gdynia.

Cornelius i Fiedler
Historia kamienicy jest typowa dla tej części miasta. Zaczęła się w czasach, gdy Bielawki były jeszcze wielkim placem budowy. Wtedy obecna ulica Chodkiewicza nazywała się Bleichfelderstrasse, sąsiednie ulice również miały niemieckie nazwy.

Na początku XX w. w szybkim tempie powstawała tu dzielnica dla zamożnych bydgoszczan, ceniących sobie komfort i elegancję, głównie - Niemców. Do dziś ten zakątek miasta wyróżnia się architektoniczną urodą, a większość kamienic została ujęta w Studium Historyczno-Konserwatorskim Śródmieście, przygotowanym dla Miejskiego Konserwatora Zabytków. Informacje o domu przy ul. Chodkiewicza 16 można znaleźć w części 5. tej publikacji, t. VII - przygotowanej w 1997 r. pod redakcją Emanuela Okonia, opracowanej przez Bognę Derkowską-Kostkowską i Iwonę Gołembiowską (kwerenda archiwalna mgr Jan Buda i dr Marek Romaniuk). W Karcie Obiektu nr 103 zaznaczono: "Czas powstania 1910-1911. Modernistyczny. Wzniesiony wg projektu architekta Johannesa Corneliusa".

W "Adressbuch", czyli niemieckiej księdze adresowej po raz pierwszy dom przy Bleichfelderstrasse, wtedy pod nr 37, pojawia się w wydaniu na 1915 r. Jego właścicielem jest wówczas Fredrich Fiedler, kupiec. Ten sam, do którego należy sąsiednia kamienica - pod nr 38. Za niemieckich czasów mieszkali tam głównie buchalterzy, rentierzy i pracownicy kolei.

Po 1920 r. i przejęciu miasta przez Polaków, z oczywistych względów zmieniła się nazwa ulicy, na - Chodkiewicza. Numeracja jednak pozostała ta sama - aż do 1933 r. Od tego czasu na ścianie domu wisi tabliczka z numerem 16.

Nadal mieszkania chętnie wynajmowali urzędnicy kolejowi. Nie zmienił się również właściciel nieruchomości. Ta zmiana nastąpiła dopiero po 1925 r. Nowym właścicielem kamienicy został inżynier Stanisław Osiński, który do Bydgoszczy przyjechał aż Harbina w Chinach. A mieszkania po niemieckich lokatorach, którzy wyprowadzili się z Bydgoszczy zajęli Polacy, w tym ci, których rewolucja zmusiła do opuszczenia domów na Wschodzie. Do tej grupy, poza inż. Osińskim, należał m.in. Aleksander Nowkuński, urzędnik kolejowy, który również trafił tu z Harbina.

Zachariusz Bakhradze
W "Książce adresowej miasta Bydgoszczy" na 1929 r. po raz pierwszy pojawia się nazwisko generała Zachariusza Bakhradze. W kamienicy przy ul. Chodkiewicza zajął on mieszkanie nr 6. W jego osobie dom zyskał nietuzinkowego lokatora; był nim sławny generał, urodzony w 1868 r. w Tyflisie (obecnie Tbilisi), który wiele lat spędził w carskim wojsku, m.in. w 10. Wschodnio-Syberyjskim Pułku Strzelców, stacjonującym w Port Artur. W1921 r. dowodził wojskami Republiki Gruzińskiej, walcząc z bolszewikami. Do Polski przyjechał w 1922 roku z grupą 80 oficerów gruzińskich, dzięki porozumieniu, jakie marszałek Piłsudski zawarł z emigracyjnym rządem Gruzji. Do Bydgoszczy trafił w 1926 r. - do 15. Dywizji Piechoty, gdzie do 1931 r. był - na kontrakcie - nieetatowym dowódcą.

Bakhradze przywiózł do Bydgoszczy wiele wspomnień, niestety pewnie niewiele pamiątek. Za to mnóstwo barwnych opowieści o czasach, w którym mu przyszło żyć na Wschodzie. W końcu nie każdy miał okazję walczyć z Chińczykami i nie każdy mógł się pochwalić najbardziej znaczącymi rosyjskimi orderami, takimi jak np. Św. Anny 3 st. z mieczami i kokardą. Te wspomnienia, a do tego fotografie musiały mu zastąpić też najbliższą rodzinę, bo ta została w Gruzji. Generał rozwiódł się fikcyjnie, aby żony i dwóch córek - Natalii i Kiry - nie narażać na niebezpieczeństwo ze strony nowej władzy. W Bydgoszczy nie musiał żyć samotnie, miał tu krewnych - rodzinę Nowkuńskich, właścicieli kamienicy przyMickiewicza 6. Miał tu też grono dobrych znajomych, jeszcze z carskiego wojska i z Gruzji.

Generał włączał się w działalność charytatywną na rzecz uchodźców zza wschodniej granicy. Na pewno wiele radości sprawiały mu kontakty z sąsiadami, którzy - jak on - wiele lat spędzili w carskiej Rosji. Z czasem do Bydgoszczy przyjechała jego córka Kira, która z mężem zamieszkała w domu przy ul. Piotrowskiego.

Los oszczędził generałowi śmierci na polu chwały, ale zgotował równie tragiczny koniec. Bakhradze zmarł 3 grudnia 1938 r. w Szpitalu Miejskim w wyniku obrażeń, jakie odniósł podczas wypadku na Placu Teatralnym, gdy rowerem wjechał pod furgon pocztowy. A jechał wówczas do swojej córki Kiry.

6 grudnia 1938 r. na łamach "Dziennika Bydgoskiego" ukazał się nekrolog od rodziny, tydzień później - artykuł poświęcony generałowi. W uroczystościach pogrzebowych wzięła udział córka generała - Kira Kobiaszwili wraz z mężem. W kondukcie szło wielu gruzińskich znajomych Zachariusza Bakhradze, mieszkających w Polsce, w tym generał Zachariadze. Pogrzeb na cmentarzu garnizonowym odbył się w obrządku prawosławnym, bo tego wyznania był Bakhradze. Niestety, grób generała już nie istnieje. Jego prawnuk - Teimiraz Tumaniszwili, mieszkający w Tbilisi aktywny działacz Ligi Gruzińskiej, który w ubiegłym roku odwiedził rodzinę Nowkuńskich w Bydgoszczy nie mógł tu znaleźć zbyt wielu śladów obecności swego przodka na polskiej ziemi.

Bo pozostało ich niewiele: informacja w V tomie "Bydgoskiego Słownika Biograficznego", przygotowana przez Jerzego Kuttę. Ponadto na łamach "Promocji Pomorskich" (nr 1 - 1999 r.) - artykuł Zdzisława G. Kowalskiego z Centralnego Archiwum Wojskowego pt. "Generał Zachariusz Bakhradze". Biogram generała trafił też do encyklopedii internetowej czyli Wikipedii. Niestety, są to informacje bez zdjęć generała, bo autorom tych publikacji nie udało się do nich dotrzeć. Autorka niniejszej publikacji miała więcej szczęścia. Dzięki uprzejmości rodziny Nowkuńskich dziś czytelnicy "Albumu bydgoskiego" mogą zobaczyć fotografię generała - tę z albumu rodzinnego. No i jest kamienica, w której spędził on ostatnie lata swego życia.

Hübschmannowie - Jerzy, Olga, Kira i Eugenia
Sąsiadem generała Bakhradze był Jerzy Hübschmann - syn Aleksandra, budowniczego carskiej kolei. Podobnie jak ojciec wybrał ten sam zawód, potwierdzony dyplomem ukończenia Instytutu Dróg i Komunikacji w Petersburgu. Rodzina pochodziła z Niemiec, do Rosji trafiła z wielką rzeszą urzędników i wojskowych, tak chętnie zapraszanych tam przez kolejnych carów.

Hübschmannowie należeli do elity urzędniczej i kulturalnej Petersburga. Kuzyn Jerzego - Waldemar von Hübschmann był cenionym lekarzem, specjalizującym się w psychiatrii i neurologii, a także utalentowanym muzykiem.

Jerzy ożenił się z Olgą, ze znanej rosyjskiej rodziny Dadykinków, doczekał się dwóch córek - Kiry i Eugenii. Ich spokojna, pozbawiona trosk egzystencja skończyła się wraz z I wojną światową. Po rewolucji dla takich ludzi jak oni nie było w Rosji już miejsca. Hübschmannowie zamieszkali w Wilnie w domu przy ul. Zakrętowej 14, który Olga odziedziczyła po swym dziadku. Pod koniec lat 20. dwudziestego wieku Jerzemu zaoferowano pracę w Francusko-polskim Towarzystwie Kolejowym, z czym wiązała się przeprowadzka do Bydgoszczy. Być może tę propozycję złożył mu nawet sam szef Towarzystwa Józef Nowkuński, dobry znajomy z petersburskich czasów. Hübschmann propozycję przyjął. I tak razem z żoną i córkami trafił do kamienicy przy ul. Chodkiewicza 37, do mieszkania nr 11, które przejął po Aleksandrze Nowkuńskim - bratanku dyrektora Towarzystwa. Ten bowiem przeniósł się wówczas do domu swojego ojca - Tadeusza, przy Alejach Mickiewicza 6 (o dziejach tej kamienicy pisaliśmy w "Albumie Bydgoskim" 26 marca br.).

Pracownicy Francusko-Polskiego Towarzystwa Kolejowego wyróżniali się na tle innych osób zatrudnionych na kolei. Zbigniew Raszewski w "Pamiętniku gapia" napisał: "Pod każdym względem było to oddzielne przedsiębiorstwo o starannie podkreślonej autonomii. Nawet mundury, choć tego kroju i koloru, co zwykłych kolejarzy, miały dla odróżnienia od innych jasnozielone wypustki i takież patki na kołnierzu (w umundurowaniu PKP czerwone). Na rogatywkach zamiast orzełka widniała odznaka z literkami "FPTK".

Wraz z nowymi lokatorami do mieszkania przy Chodkiewicza 37 trafiło wiele pamiątek z dobrych, petersburskich czasów, w tym cenny medalion, jaki ojciec Jerzego otrzymał w dowód uznania od cara Aleksandra III za pracę przy budowie kolei na odcinku Charków-Nikołajewsk. Na pewno nie brakowało też ikon, bo pani Olga była wyznania prawosławnego.

- W swoich zbiorach mam dokumenty, zawierające informacje, iż Jerzy Hübschmann w latach 1928-1930 był inżynierem referentem Zarządu Budowy Kolei Bydgoszcz-Herby-Inowrocław-Gdynia. A w latach 1930-1937 zajmował stanowisko inżyniera referenta z grupą zaszeregowania VII w DOKP Toruń, w oddziale drogowymi - mówi Grzegorz Kotlarz, kustosz Pomorskiego Muzeum Wojskowego, autor wydanej w ubiegłym roku książki pt. "Magistrala węglowa Śląsk-Porty".

Państwo Hübschmannowie nie mogli narzekać na brak towarzystwa. W Bydgoszczy nowy dom znalazła spora grupa uchodźców z dawnego zaboru rosyjskiego, w tym znajomi z petersburskich czasów, m.in. Helena i Włodzimierz Stulgińscy, on wychowanek tej samej uczelni i specjalizacji, w Bydgoszczy znany działacz Automobilklubu Pomorskiego. Do mieszkania przy ul. Chodkiewicza często zaglądały koleżanki Kiry i młodszej od niej o sześć lat Eugenii. Obydwie dziewczynki były uczennicami Miejskiego Katolickiego Gimnazjum Żeńskiego, czyli popularnej "Rolbieskiej". Ich matka miała możliwość zaangażowania się w prace działającego tu Rosyjskiego Koła Pań, jak i powstałego w 1933 roku Rosyjskiego Towarzystwa Dobroczynnego.

Album zapełniał się zdjęciami ze szkoły, ze spacerów po bydgoskich ulicach, z Ostromecka. Potem dołączyły do nich fotografie z Wilna, gdzie Kira, przekonana przez ojca, studiowała matematykę na Uniwersytecie Stefana Batorego. Potem jeszcze - fotografie z mężem Bohdanem Nowickim, którego rodzina, do wybuchu rewolucji, miała majątek Teklipol pod Mińskiem. Mogli się poznać w Bydgoszczy, bo on się uczył w Gimnazjum Męskim przy ul. Grodzkiej. Los ich jednak połączył dopiero w Wilnie. A Bydgoszcz mimo wszystko była im pisana. Tyle że dopiero w 1945 roku.

Ale na razie jest 1935 r. Jerzy Hübschmann stracił żonę, która zmarła po ciężkiej chorobie. 22 marca w "Dzienniku Bydgoskim" rodzina zamieściła podziękowanie skierowane imiennie do wszystkich, którzy ją wspierali w ciężkich chwilach.

Wymieniono w nim szefów Francusko-Polskiego Towarzystwa Kolejowego, w tym inż. Józefa Nowkuńskiego i Mariana Piskorskiego, lekarzy - Mikołaja Wojtkiewicza i Maksymiliana Miedzieszewskiego, dyrektorkę Gimnazjum Żeńskiego, panią Wandę Rolbieską.

W kaplicy przy ul. 3 Maja odbyła się uroczysta msza żałobna, ale Olga została pochowana nie w Bydgoszczy, lecz na wileńskiej Rossie. Tam też spoczął Jerzy Hübschamann, który krótko przed wojną wrócił do Wilna. Dziś po ich grobach nie ma śladu.

Gdyby nie wojna, na tym skończyłaby się bydgoska historia rodziny Hübschmannów. Tymczasem zaczęła się ona na nowo, a stało się tak chyba tylko dlatego, że najstarsza córka Olgi i Jerzego była święcie przekonana, iż mieszkanie, które rodzice zajmowali przed 1939 r. należało do jej rodziny. I że to lokum czeka na nią z pełnym wyposażeniem. Dlatego zdecydowała się tu przyjechać z mężem i czteroletnim synkiem ze zniszczonej Warszawy, gdzie schroniła się po ucieczce z Kresów jeszcze przed powstaniem. Tymczasem na miejscu okazało się, że to mieszkanie nigdy nie było własnością Hübschmannów, oni je tylko wynajmowali.

Na szczęście państwu Nowickim udało się znaleźć pokój przy ul. 24 Stycznia 24, parę kroków od kamienicy przy ul. Chodkiewicza. Przydały się przedwojenne znajomości - dach nad głową znaleźli u wdowy po Aleksandrze Repce, profesorze bydgoskiego gimnazjum, zamordowanego przez Niemców w 1939 r. w Fordonie. Pani Repkowa, podobnie jak matka pani Kiry, była Rosjanką.

Z kolei inny znajomy, jeszcze z wileńskich czasów, teraz pracownik Apteki pod Łabędziem przy ul. Gdańskiej - Stanisław Kunicki - przywiózł z wileńskiego domu Kiry sporo rzeczy, w tym tak ważne dokumenty, albumy, nawet sztućce. Dzięki temu do dziś wśród pamiątek po Hübschmannach zachowało się nawet pisane po rosyjsku i niemiecku, do dziś zachwycające prostotą i elegancją zaproszenie na ślub Olgi i Jerzego, który odbył się w 1910 roku w Gatczynie pod Petersburgiem.

Zachował się też list z 1911 r. , w którym Jerzy informuje teściów o narodzinach córeczki Kiry. Można też nadal podziwiać medal od cara Aleksandra III. Przetrwała też pamiątka szczególnie ważna dla historii oświaty w Bydgoszczy - album z fantastycznymi zdjęciami uczennic i nauczycieli z gimnazjum "Rolbieskiej"!

Znalazło się mieszkanie, a właściwie jeden duży pokój, do tego z dziurą w ścianie. Można było zaczynać nowe życie. Mąż pani Kiry znalazł pracę w kolejowej przychodni przy ul. Dworcowej, w tym samym gmachu, gdzie kiedyś pracował jego teść.

Teraz do mieszkania przy ul. 24 Stycznia będą przychodzić znajomi, aby porozmawiać po rosyjsku, powspominać, pożartować, wśród nich również sąsiedzi z domu przy ul. Chodkiewicza 16, m.in. pani Mila - córka inż. Osińskiego. W gronie najmilszych gości znajdą się Wanda i Tomasz Gajny, bydgoszczanie z kresowym rodowodem. Pan Tomasz po śmieci męża będzie dla Kiry i jej syna najlepszym opiekunem. Ale to już inny adres, inna historia...

* A historia kamienicy przy ul. Chodkiewicza 16 toczy się dalej. Kiedyś architekt zadbał, aby wkomponowała się w otoczenie dzielnicy. Kolejni lokatorzy zadbali o resztę. I właśnie dzięki ludziom, w których życie wpisał się ten dom, ma się on dziś czym pochwalić.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska