Sergiusz J. jest jednym z kluczowych świadków w sprawie, która toczy się przeciwko Aleksandrowi D., kierownikowi MOSiR-u, i Janinie G., kadrowej. Oboje są oskarżeni o nakłanianie pracowników do fałszowania dokumentów i oszukiwanie ZUS.
Zdaniem śledczych do oszustw dochodziło podczas podpisywania umów-zleceń na kursy pływania. Mieli je prowadzić ratownicy, ale podpisywać się na nich - studenci. Tym samym ośrodek nie odprowadzał składek do ZUS, a uczniowie dostawali zwrot podatku. Przez ten proceder ZUS miał stracić ponad 13,5 tys. zł
Czytaj także: Dyrektor i kadrowa toruńskiego MOSiR-u nakłaniali ratowników do fałszowania dokumentów? [więcej informacji]
Sergiusz J. zeznawał, że do podobnych przekrętów dochodziło również na innych obiektach MOSiR-u, a szefostwo o tym wiedziało. - Kadrowa wielokrotnie kazała podpisywać się za innych - twierdził. - Mówiła, że tak ma być, na polecenie dyrektora. Wiem to od innych ratowników.
Obrońcy oskarżonych wzięli więc Sergiusza J. w krzyżowy ogień pytań. Wypytywali go szczegółowo o nagany, jakie dostał podczas pracy i o powody, dla których poszedł na zwolnienie chorobowe. Pytali również o relacje służbowe łączące go z Janiną G.
Na wcześniejszych rozprawach oskarżona podkreślała, że była przez ratownika szantażowana, ponieważ odmówiła mu wydania dokumentów płacowych wszystkich pracowników. "Ja i tak panią załatwię, ja pani pokażę" - miał wówczas jej zdaniem powiedzieć Sergiusz J. Jednak ratownik stanowczo temu wczoraj zaprzeczył.
Obrońcy pytali również o to, dlaczego Sergiusz J. nie zgłosił wcześniej nieprawidłowości do Państwowej Inspekcji Pracy. - Byłem szefem związków zawodowych, nie chciałem szkodzić pracownikom - mówił były ratownik. - Woleli zarabiać w taki sposób niż w żaden.
Na poprzedniej rozprawie większość ratowników potwierdziła prokuratorską wersję wydarzeń - przyznali, że nieprawidłowości miały miejsce.
Kolejna rozprawa w poniedziałek.