https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Agonia

Rozmawiał Roman Laudański
Rozmowa z BOGDANEM LEWANDOWSKIM, posłem SLD, współzałożycielem nowej partii lewicowej

     - Kiedy postanowił pan odejść z SLD?
     - Nad swoim miejscem w polityce zacząłem zastanawiać się w połowie ubiegłego roku. Rozmawiałem wtedy z ludźmi, do których mam zaufanie. Źle oceniali to, co dzieje się w SLD. Sądzili jednak, że może nastąpi poprawa, obudzi się instynkt samozachowawczy. W lutym wróciliśmy do rozmów, a później, w przeddzień konwencji, zadzwonił do mnie marszałek Borowski. Wieczorem spotkaliśmy się w dziesięcioosobowej grupie i zaczęliśmy pracować nad projektem "Dość złudzeń". Nie pamiętam, kto pierwszy zaczął zastanawiać się głośno, czy to, co robimy ma sens, czy nie należy założyć nowej partii?
     - Działacze SLD nie mają własnego zdania?
     - Tak zostali ukształtowani: nie sprzeciwiajcie się władzy! Ci, którzy byli przeciw, lądowali poza listami wyborczymi. Przecież Stanisław Pawlak był znakomitym posłem. Podskoczył i został wyeliminowany. A to się dzieje w całym kraju. Kierownictwo SLD nie podejmuje decyzji zgodnych z własnym przekonaniem, a przystosowuje się do konkretnych sytuacji. Teraz zgodzą się na wszystko, łącznie z kongresem, żeby przeczekać niebezpieczeństwo utworzenia nowej partii, a później znowu "się zobaczy". To również miało wpływ na naszą decyzję. Kolejnym doświadczeniem była sytuacja w Toruniu: 70 procent odeszło, a 30 proc. zostało.
     - Próbował pan szukać odpowiedzialnych za Toruń?
     - Nikt nie chciał tego przeanalizować. Na radzie wojewódzkiej mówiłem, interweniowałem, nikt się nie przejął. Podczas jednego z otwartych spotkań ktoś powiedział, że tych 70 procent w ogóle nie było. Przecież to poważny zarzut, że ktoś tu celowo fałszował...
     -...kto?!
     - Każda odpowiedzialna partia starałaby się to wyjaśnić. W całej Polsce było o tym głośno, tylko miejscowe władze nie widziały problemu.
     - Kto?
     - Nie wiem, jeśli było "pompowanie", to nie wiem, czy się to nie ociera o kodeks karny? Skrytykowałem zarząd wojewódzki, ale prawdą jest, że w niewielu spotkaniach uczestniczyłem.
     - To zarzut przeciwko panu.
     - W soboty pracowała komisja śledcza. Najpierw sejm, później partia. Jeśli Krzysztof Janik wierzy, że Sojusz się zmieni, to sprawę toruńską będą musieli wreszcie wyjaśnić.
     - Błędy Sojuszu, rządu i premiera?
     - Od początku zaniepokoił mnie dobór ministrów. Pierwszym słabym punktem była minister Piwnik. Wszyscy w Sojuszu wiedzieli, że tę funkcję miał pełnić Grzegorz Kurczuk. Minęło dużo czasu, nim premier przekonał się, że Barbara Piwnik sobie nie radzi. Kurczuka cenię za charakter, za to że nie poddał się presji kolegów napierających na niego chociażby w sprawie starachowickiej, Opola czy innych miast, w których ludzie z legitymacją SLD dopuszczali się przestępstw.
     - Mariusz Łapiński?
     - Z nim też była dziwaczna sprawa. Na stanowisko ministra zdrowia przygotowywany był Andrzej Celiński, mimo że posłowie Sojuszu widzieliby na tym stanowisku Władysława Szkopa. Wtedy wydarzyła się tragiczna śmierć Andrzeja Urbańczyka i premier wyznaczył Celińskiego na ministra kultury, a Łapińskiego na ministra zdrowia. Podobno Łapiński wyleczył wcześniej premiera z jakiejś przypadłości. Kasy chorych były chore, ale terapia Łapińskiego zaszkodziła im o wiele bardziej. Później, gdy niemal przymuszono premiera do zdymisjonowania Łapińskiego, ministrem zdrowia został senator Balicki, który zażądał zdymisjonowania bliskiego współpracownika Łapińskiego, Naumana. I premier opowiedział się nie za swoim ministrem, a za Naumanem! To był szok.
     - Czekam na Marka Pola.
     - Autostrady były sztandarowym punktem programu wyborczego... Wielokrotnie rozmawiałem o tym z premierem. Apelowałem, że trzeba Polowi je wyjąć, bo sobie z tym kompletnie nie radzi. I co? Premier wymyślił pełnomocnika od autostrad, a Pol zagroził wyjściem z koalicji i pełnomocnik został jemu podporządkowany. Zostało po staremu.
     - Podobno przed wyborami Markowi Polowi Sojusz zaproponował trzy ministerstwa do wyboru. Mógł wziąć ministerstwo pracy, przecież na tym szef Unii Pracy powinien się znać...
     - A wybrał infrastrukturę. Zła była również koncepcja nadmiernego łączenia ministerstw.
     - Czyli Leszek Miller od samego początku nie radził sobie z formowaniem rządu?
     - Ku mojemu zaskoczeniu, bo był bardzo sinym i stanowczym szefem opozycji. Chyba nawet przeciwnicy Leszka Millera myśleli, że lepiej sobie z tym poradzi.
     - Zarzucano Millerowi, że na stanowiska ministerialne kieruje wojewódzkich baronów.
     - W lewicowej partii powstała moda na feudalne tytuły! Oni sami nazwali się baronami. "Baronem jestem" - mówili. I baron, to było panisko rozdzielającego dobra: tu pójdziesz, tam dostaniesz. Chory klientelizm! To nie my go wymyśliliśmy, ale zrobiliśmy jeszcze krok do przodu! Dochodziło do nadmiernego łączenia funkcji radnych sejmiku z urzędami, byle więcej, a to wszystko z pełnym błogosławieństwem kierownictwa.
     - Do tego doszły afery...
     - Afera-matka, czyli Rywin. Dla mnie niepojętą sprawą było to, że od lipca do grudnia rząd nie zrobił niczego w tej sprawie! Nawet się nie przygotował! Powstała komisja śledcza, w której obnażyliśmy zawiłości procesów legislacyjnych. Chaos, bałagan. Gdyby inne ustawy były tak badane, to pewnie znaleźlibyśmy jeszcze gorsze rzeczy.
     - Wnioski z komisji też miały wpływ na pana decyzję odejścia?
     - Niezupełnie, starałem się rygorystycznie rozgraniczyć zaangażowanie partyjne i polityczne od pracy w komisji. Szkoda, że posłowie opozycji nie chcieli tego zrobić, tylko od razu wiedzieli, kto jest winny.
     - Znalazł pan dowody na związki premiera z Lwem Rywinem?
     - Nie znalazłem. O innych nie powiem do opublikowania raportu, ale ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność polityczną. Premier tego nie zrobił. Następnie Starachowice i próba ich ukrycia. Opole zrobiło na mnie potworne wrażenie! Tam cała SLD-owska władza siedzi w areszcie. Syndrom brudnych rąk. Wreszcie Stella Maris. Mówi się, że premier wiedział o tym od roku i ze względu na barona pomorskiego nie robiono nic. Wreszcie postawa Jaskierni w sprawie ustawy o grach losowych. Nie wiem, na ile poważne są zarzuty, także te sformowane przez posła-detektywa Rutkowskiego, ale to wszystko składa się na obraz niewiarygodności i niezdolności do przeciwdziałania tym zjawiskom.
     - Dlaczego Leszek Miller tak kurczowo trzyma się fotela premiera?
     - Może chce stać się symbolem wstąpienia Polski do Unii Europejskiej? To bym po ludzku zrozumiał. Może chce przejść do historii jako mąż stanu uzdrawiający finanse publiczne? Ale w fatalnym stylu oczekuje na miejsce w historii. Przecież jeszcze niedawno wytykał Buzkowi, że powinien odejść, bo ma niskie notowania. A notowania Buzka były o wiele wyższe niż Millera. Trzeba stosować równe miary. Gdyby choć jasno powiedział: chcę być premierem do momentu wstąpienia do Unii Europejskiej. Później poszedł za idiotycznym hasłem Rokity "Nicea albo śmierć". On się szamocze. Po jego wizycie u prałata Jankowskiego w kościele św. Brygidy i koncesji dla prałata na wydobywanie bursztynu rozpętała się burza. Mnóstwo niezadowolonych ludzi pytało: co to znaczy? Przecież Jankowski uchodził w kręgach lewicowych za symbol fundamentalizmu i nagle stał się partnerem dla szefa SLD?! Zapewne na Leszka Millera naciskał też "dwór", by pełnił funkcje premiera jak najdłużej, bo później ci wszyscy ludzie będą niepotrzebni.
     - Może wynika to z życiorysu? Chłopak z Żyrardowa pazurami dochrapał się premiera, a teraz ma odejść?
     - Życiorys budzi szacunek, ale nie jestem aż takim millerologiem.
     - W niedzielę ogłaszacie powstanie nowej partii. Marek Borowski zrezygnuje z funkcji marszałka Sejmu?
     - Kto miałby przejąć jego obowiązki? Jego odwołanie musiałoby zakończyć się rozwiązaniem parlamentu i rozpisaniem przyspieszonych wyborów.
     - Pan jest za takimi wyborami?
     - To zależy. Gdyby ten rząd miał dalej trwać, to tak. Natomiast jeśliby doszło do jego racjonalnej rekonstrukcji i odzyskałby on autorytet, to można by poczekać. Pamiętajmy jednak, że przyspieszone wybory byłyby premią dla Andrzeja Leppera.
     - Wierzy pan, ze SLD wyłoni z siebie nowego premiera i nowy rząd?
     - Takie deklaracje wielokrotnie składał Krzysztof Janik. On wierzy, że można jeszcze coś zrobić. Pod warunkiem, że ktoś podjąłby się - w tej trudnej sytuacji - sformowania nowego rządu. Nie może być tak, że Polska nie będzie miała rządu! Pamiętajmy również, że następny może być jeszcze gorszy od obecnego.
     - Krzysztof Janik i Leszek Miller są zręcznymi graczami, może to oni wymyślili, by nowy rząd utworzył Janusz Wojciechowski z PSL?
     - Znam Janusza Wojciechowskiego od dobrej strony.
     - Chyba nie tylko ja pamiętam, że Sojusz wyrzucił PSL z koalicji...?
     - Wtedy tylko Leszek Miller przewidywał, że pojawią się po tym komplikacje.
     - Ludzie pamiętają też, że Janik wysyłał Romana Jagielińskiego "na drzewo", a teraz są razem w kolicji. Gorszące zagrywki?
     - Jagieliński zszedł z drzewa, bo jest niezbędny.
     - A Krzysztof Janik wie, czym kogo "przekonać"?
     - Takie zjawiska w polityce występują. W nowej partii staramy się wyeksponować ideę dobrego państwa nie tylko na najbliższe tygodnie, ale i lata.
     - Nowa partia - Socjaldemokracja Polska będzie popierała SLD?
     - Pod warunkiem autentycznej rekonstrukcji rządu.
     - Zarzuca się wam, że odejściem utrudniacie konstruktywne wotum nieufności wobec Leszka Millera.
     - Niepoważne. Proszę zauważyć, że wstrzymujemy się z ogłoszeniem nowej partii biorąc pod uwagę międzynarodowe spotkania. Działamy trochę na własną szkodę, ale kierujemy się odpowiedzialnością za państwo.
     - Krystian Łuczak, szef SLD w naszym województwie prognozuje, że nowa partia będzie miała problemy w terenie.
     - Sam pan słyszał te wszystkie telefony w trakcie naszej rozmowy. A jest ich bardzo dużo od rana do wieczora. Nie będzie najmniejszych problemów.
     - Sojusz padnie?
     - To ich wewnętrzna sprawa. Życzę im jak najlepiej. Nie chcemy wychodzić w atmosferze wojny i rozlewu krwi.
     - Prezydent Kwaśniewski przyczynił się do upadku SLD?
     - Niektórzy działacze tak twierdzą, ale nie ma na to dowodów. Sojusz sam sobie zgotował ten los.
     - Jest coś lub ktoś, kto zatrzyma was w SLD?
     - Mnie na pewno nie. Nawet gdyby nowa partia nie powstała, to wystąpię z Sojuszu.
     - Odwaga?
     - Szczerość.
     - Szczerość za szczerość. Która to już będzie pańska partia?
     - PZPR, Polska Unia Socjaldemokratyczna, Polska Partia Socjalistyczna i SLD. Do Sejmu kandydowałem zawsze z SLD.
     - A w PPS-ie?
     - Również z list Sojuszu.
     - Zarzuca się panu, że zawsze ucieka pan z tonącego okrętu. Najpierw z PPS, teraz z SLD.
     - Z PPS-em to nie było tak. Partia ta była zawsze na stałym poziomie. Wtedy doszło do rozbieżności między Piotrem Ikonowiczem a mną. On chciał stworzyć partię lewacką. Nie widziałem siebie w czymś takim.
     - Jest pan aktywnym posłem?
     - W poprzedniej kadencji miałem więcej wystąpień, interpelacji i zapytań. Teraz mniej, ale zaangażowałem się w komisje, a zwłaszcza w komisję śledczą. Pracowałem uczciwie w tamtej kadencji i w tej.
     - Skąd brał pan pieniądze na kampanię wyborczą?
     - Środki określa ustawa.
     - Lokalni biznesmeni nie pomagali?
     - Pewne osoby dawały pieniądze na Sojusz. Na moje potrzeby zostawała połowa, z której finansowałem osoby z listy centralnej. Pewnie ci, którzy zasłużyli się do upadku SLD, teraz będą szukać na mnie "haków".
     - Podobno zatrudnia pan rodzinę w biurze poselskim?
     - Etaty są połówkowe i ćwiartkowe. Zatrudniam sześć osób, także syna, absolwenta wydziału nauk ekonomicznych w Toruniu, wyższej szkoły ekonomicznej w Danii i podyplomowego prawa europejskiego. Obecnie jest na studiach doktoranckich, a w biurze jest moją prawą ręką. Jest nie do zastąpienia.
     - Córkę też pan zatrudnia lub zatrudniał?
     - Nie, nigdy. Żony też nie i nikogo innego z rodziny.
     - Leszek Miller zasłynął stwierdzeniem, że prawdziwego mężczyznę poznać nie po tym, jak zaczyna, ale po tym jak kończy. A po czym poznać prawdziwego premiera?
     - Jak kończy. Powinien podać się do dymisji i to możliwie szybko.

Wybrane dla Ciebie

Wyjmij z lodówki i podlej hortensje. Ogród utonie w kwiatach. Oto trik na kwitnienie!

Wyjmij z lodówki i podlej hortensje. Ogród utonie w kwiatach. Oto trik na kwitnienie!

Tragiczny finał wypadku w Grudziądzu. Zmarła potrącona rowerzystka

Tragiczny finał wypadku w Grudziądzu. Zmarła potrącona rowerzystka

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska