Do zajścia doszło około godziny 14.30 w sobotę (20 kwietnia), w centrum Torunia - relacjonuje Patryk Buczko, student z Torunia. Był jednym z kilkudziesięciu świadków akcji z udziałem pana Marcina i straży miejskiej.
Pan Marcin jest z Grudziądza. Nie wiadomo, co robił w Toruniu. Miał jednak jechać do żony, do Warszawy. - Z dużą torbą szedł na dworzec - dodają inni świadkowie. - Straż miejska chciała go wylegitymować na ulicy. On nie usłyszał, bo miał założone słuchawki.
Wtedy się zaczęło.
- Mieliśmy przerwę w zajęciach, więc chodziliśmy po mieście. Usłyszeliśmy krzyki młodego mężczyzny. Widziałem, jak strażnicy ciągną go po ziemi i próbują wepchnąć do radiowozu - dodaje pan Patryk. - On im się wyrywał. Jeden z funkcjonariuszy naskoczył na niego. Podbiegłem i powiedziałem, żeby mundurowy się wylegitymował. Odmówił, tłumacząc się, że nie mnie interwencja dotyczy.
Student z Torunia filmował akcję telefonem komórkowym. Nie tylko on. - Kilkanaście innych osób też nagrywało zdarzenie - dodaje.
Przeczytaj także:Zobacz, jak toruńska straż miejska traktuje człowieka [wideo]
Pan Patryk wstawił filmik do internetu. Widać, jak mundurowi podnoszą człowieka z ziemi i chcą go umieścić w radiowozie. On przeraźliwie krzyczy do tłumu. - Ratuuunku, ludzie! A do funkcjonariuszy: - Za co mi to robicie, przecież nic nie zrobiłem.
I co chwilę "Ałała, ałała".
- Miał sine ręce, bo za mocno zaciśnięto mu kajdanki. Krzyczeliśmy do strażników, żeby mu je trochę poluźnili. Nie reagowali. Coraz bardziej go dociskali do podłogi - wspomina pan Patryk.
Mundurowi przedstawiają inną wersję. - Chcieliśmy go wylegitymować, bo używał wulgarnych słów w miejscu publicznym - informuje Jarosław Paralusz, rzecznik straży miejskiej w Toruniu. - Odmówił okazania dokumentów i stawiał opór, więc musieliśmy zaciągnąć go do radiowozu.
Świadkowie utrzymują, że funkcjonariusze przez około 45 minut przytrzymywali go w niewygodnej pozycji. Na filmiku widać, że skuty człowiek głowę i plecy ma oparte o podłogę radiowozu, a nogi są na chodniku.
- Chcieliśmy umieścić tego pana w tak zwanej klatce, ale on stawiał taki opór, że nie mogliśmy tego zrobić. Czekaliśmy na radiowóz z większą klatką - tłumaczy Paralusz. - Fakt, dosyć długo, bo był potrzebny do zabezpieczenia meczu. Gdy przyjechał drugi radiowóz, zawieźliśmy mężczyznę na policję. Zaatakował jednego z naszych ludzi.
Zobacz też: Co może straż miejska, czyli drogowy galimatias
Rzecznik municypalnych zaznacza, że człowiek był pijany. - Miał prawie 2 promile w wydychanym powietrzu - mówi Paralusz.
- Jak to?! - dziwią się świadkowie. - Przecież pan Marcin nie wyglądał na pijanego.
Pan Patryk pyta: - Gdzie oni go niby zbadali na zawartość alkoholu? My nie widzieliśmy.
Paralusz: - Badanie przeprowadzono na komisariacie.
- Nawet, jeśli był pijany, nie mieli prawa tak go traktować - denerwują się świadkowie. - Policja by tak z człowiekiem nie postąpiła.
A'propos policji: - Wzywaliśmy ją trzy razy - zaznacza Buczko. - Nie pojawiła się.
Wioletta Dąbrowska, rzeczniczka toruńskiej policji, wyjaśnia: - Strażnicy miejscy mają uprawnienia do podejmowania interwencji bez naszego udziału. Jeśli jednak poprosiliby nas o wsparcie, uczestniczylibyśmy w interwencji. W tym przypadku natomiast strażnicy sami przeprowadzili działania.
Czy świadkowie dzwonili na policję? Okaże się dzisiaj. - Akurat nie ma osoby, która mogłaby sprawdzić treści wpływających do nas sygnałów - mówiła wczoraj Dąbrowska.
Dziwi zachowanie tłumu. Ludzie przychodzili, patrzyli i odchodzili. Michał Cichoracki, socjolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy: - Jeżeli zdarza się coś nadzwyczajnego, ludzi to ciekawi. To ich normalna, naturalna reakcja.
Podobny incydent z udziałem toruńskich strażników miejskich miał miejsce w 2009 roku. Kamery zarejestrowały moment, jak mundurowy butem przydeptuje głowę leżącemu w kałuży krwi panu Sławomirowi. Widać także podjeżdżającą taksówkę i wysiadającego z niej mężczyznę. Dopiero wtedy strażnik zdjął but z głowy mężczyzny.
Czytaj e-wydanie »