Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Album zbrodni

Hanka Sowińska, Repr. Jarosław Pruss
Jesień 1939 r., Bydgoszcz, ul. Grodzka. Przed oddziałem Selbstschutzu przechodzą: (od lewej) gruppenführer Richard Hildebrandt, gauleiter Albert Forster, Ludolf von Alvensleben, dowódca Selbstschutzu, obszaru Prusy Zachodnie, Christian Schnugg, dowódca Selbstschutzu w Bydgoszczy.
Jesień 1939 r., Bydgoszcz, ul. Grodzka. Przed oddziałem Selbstschutzu przechodzą: (od lewej) gruppenführer Richard Hildebrandt, gauleiter Albert Forster, Ludolf von Alvensleben, dowódca Selbstschutzu, obszaru Prusy Zachodnie, Christian Schnugg, dowódca Selbstschutzu w Bydgoszczy.
W Bydgoszczy 3 i 4 września zabici zostali obywatele polscy pochodzenia niemieckiego. Jednak stwierdzenie, że całe działanie polskich mieszkańców grodu nad Brdą nosiło charakter zbrodni jest całkowicie oderwane od zgromadzonego w tej sprawie materiału dowodowego.

     Przeciwko komu w niedzielę, 3 września, wystąpili bydgoszczanie, Polacy? Czy przeciwko mieszkańcom pochodzenia niemieckiego, swoim sąsiadom (taką tezę wysnuł prof. Włodzimierz Jastrzębski, historyk z Akademii Bydgoskiej), czy dywersantom?
     Podżegacze?
     
- Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy sięgnąć do dokumentów. Jednym z nich jest swego rodzaju "album chwały" organizacji Selbstschutz, która działała w Prusach Zachodnich. Jej struktury były tworzone przez miejscowych Niemców przed wojną. Selbstschutz posłużył jako najbardziej sprawnie działające narzędzie do wykonania - przygotowanego przed 1 września - planu wyniszczenia polskiej inteligencji na tym terenie. Powstał w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy i nosił kryptonim "Tannenberg" - "Góra Jodłowa". Zawierał imienne listy Polaków przeznaczonych do rozstrzelania. Były one dostarczane do Berlina przed agresją Niemiec na Polskę przez członków Selbstschutzu. W wyniku realizacji owego planu od września do grudnia 1939 r. zamordowano 60 tysięcy Polaków - mówi prof. dr hab. Witold Kulesza, zastępca prokuratora generalnego, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

Jesień 1939 r., Bydgoszcz, ul. Grodzka. Przed oddziałem Selbstschutzu przechodzą: (od lewej) gruppenführer Richard Hildebrandt, gauleiter Albert Forster,
Jesień 1939 r., Bydgoszcz, ul. Grodzka. Przed oddziałem Selbstschutzu przechodzą: (od lewej) gruppenführer Richard Hildebrandt, gauleiter Albert Forster, Ludolf von Alvensleben, dowódca Selbstschutzu, obszaru Prusy Zachodnie, Christian Schnugg, dowódca Selbstschutzu w Bydgoszczy.

Polscy księża, według autorów albumu, "podżegacze do zbrodni". Zdjęcie zrobiono w forcie VII w Toruniu.

     Uważa, że całkowitym bezprawiem jest odwet, jakiego dopuścili się Niemcy, po zajęciu Bydgoszczy, na jej mieszkańcach. - Musieli jakoś uzasadnić swoje postępowanie. Zrobili to, a dowodem zdjęcia zamieszone w albumie. Są tu fotografie młodych chłopców, księży, przedstawicieli różnych profesji, m.in. nauczycieli. Jeden z napisów głosi, że to są "Anstifter", czyli podżegacze do rzekomych zbrodni przeciwko Niemcom. Pokazuję ten album również po to, by odpowiedzieć na pytanie, czy znam relacje niemieckich świadków zbrodni, czy uważam je za wiarygodne? Nie taję, że patrzę na nie przez pryzmat tego albumu. On mówi, że za rzekome zbrodnie popełnione 3 i 4 września byli odpowiedzialni duchowni, nauczyciele, profesorowie szkół bydgoskich. To nie jest podstawa do odrzucenia owych relacji, ale prokurator musi ocenić zeznania świadków, nie wyrwane z kontekstu, tylko na podstawie całego materiału dowodowego, na który składają się również fotografie i podpisy znajdujące się w tym albumie.

Ludolf von Alvensleben przy furtce na ul. Sielanka w Bydgoszczy, gdzie znajdowała się siedziba Selbstschutzu.
Ludolf von Alvensleben przy furtce na ul. Sielanka w Bydgoszczy, gdzie znajdowała się siedziba Selbstschutzu.

Jesień 1939 r., Bydgoszcz, ul. Grodzka. Przed oddziałem Selbstschutzu przechodzą: (od lewej) gruppenführer Richard Hildebrandt, gauleiter Albert Forster, Ludolf von Alvensleben, dowódca Selbstschutzu, obszaru Prusy Zachodnie, Christian Schnugg, dowódca Selbstschutzu w Bydgoszczy.

     Już 1 września
     
Na końcu albumu umieszono hasło: "Wszystko co ty czynisz dla narodu i swojej ojczyzny jest zawsze słuszne i sprawiedliwe". - Ma ono przekonać, że egzekucje na Polakach były aktem niemieckiej sprawiedliwości - _uważa prof. Kulesza.
     Szef pionu śledczego IPN twierdzi, że członkowie Selbstschutzu dokonywali ataków na polskie wojsko już 1 września.
- Te informacje pochodzą ze źródeł, które w pełni uznajemy za wiarygodne. IPN jest w posiadaniu raportu, który w grudniu 1939 r. sporządził ksiądz Goździewicz. Uratował się tylko dlatego, że jego miejscem zamieszkania był Rzym. Został aresztowany w Prusach Zachodnich, ale gdy Niemcy zobaczyli w jego dokumentach, gdzie jest zameldowany, pozwolili mu wyjechać z okupowanej Polski.
     Ks. Goździewicz pisze: (...)
"Niemcy zamilczają, iż sami sprowokowali Polaków do stracenia ok. 150 bydgoszczan pochodzenia niemieckiego, którzy z ukrycia strzelali do wojska polskiego. Jawna prowokacja bydgoskich Niemców nie mogła zostać nie ukarana. Wzburzona ludność polska wskazywała żołnierzom tych, którzy do nich strzelali. Zostali słusznie zastrzeleni".
     Prof. Kulesza: - _Mamy liczne meldunki polskich oddziałów, które mówią o atakach dokonywanych przez niemieckich dywersantów. Są w nich informacje o tym, że np. przecięto końce kabla telefonicznego. To robili miejscowi Niemcy. Nikt inny.

     Zapewnia, że "w Bydgoszczy polska ludność cywilna działała zgodnie z prawem wojennym". - Przysługiwał jej - z mocy artykułu 2 "Konwencji haskiej" - status strony walczącej. Niemcy nie mieli prawa sądzić Polaków za rzekome zbrodnie, bo zostały one objęte pojęciem walki. Za zabójstwa wroga nie można karać żołnierzy. Wrogiem tymczasem byli polscy mieszkańcy narodowości niemieckiej. Natomiast w tych wypadkach, w których doszło do zwyczajnych aktów zabójstw, wiemy, że nie mogą być one ścigane, bo zostały przedawnione.

Ludolf von Alvensleben przy furtce na ul. Sielanka w Bydgoszczy, gdzie znajdowała się siedziba Selbstschutzu.

     Śledztwa nie będzie
     
Czy prokurator IPN wyda postanowienie o wszczęciu śledztwa w sprawie tzw. "bydgoskiej krwawej niedzieli"? - _zapytaliśmy prof. Kuleszę. - Nie, nie wyda. Co więcej, zdarzenia, do których doszło 3 i 4 września 1939 r. nie były i nie są przedmiotem śledztwa skierowanego przeciwko polskim uczestnikom tych zdarzeń, cywilnym mieszkańcom Bydgoszczy, którzy mieliby być odpowiedzialni prawno-karnie za zabójstwa dokonane na mieszkańcach narodowości niemieckiej. Śledztwo wszczyna się w sprawach zbrodni, które nie uległy przedawnieniu - w przypadku zbrodni wojennych, zbrodni popełnionych przeciwko ludzkości, zbrodni nazistowskich i komunistycznych. _Jeśli pojawiają się nowe dowody, to prokurator musi rozważyć, czy istnieją podstawy do tego, by śledztwo, które zostało zawieszone, mogłoby być podjęte w celu uwzględnienia owych nowych dowodów. Ja takowych obecnie nie znam. Mam wrażenie, jak gdyby istniało oczekiwanie, że IPN znajdzie jakieś dowody. Zapewniam, że one były po wojnie zbierane bardzo skrupulatnie. Uważam, że odszukanie czegoś nowego jest mało prawdopodobne. To, co mówię, jest stanowiskiem pionu śledczego IPN. Prezes Instytutu, prof. Leon Kieres podziela tę opinię.
     "Pomorska" zapytała szefa IPN, jak odebrał rewelacje bydgoskiego historyka w sprawie tzw. "krwawej niedzieli "? - Prof. Jastrzębski zmienił swoje wcześniejsze opinie, a tym samym zniweczył dotychczasowy dorobek naukowy. Nowymi tezami tylko i wyłącznie zwrócił nam uwagę, że powinniśmy przeanalizować jego obecnie zmienione stanowisko. I nic ponadto. Ono nie miało jakiegoś fundamentalnego znaczenia dla prowadzonego przez prokuratora gdańskiego oddziału IPN śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych przez Niemców na mieszkańcach Bydgoszczy, po wkroczeniu wojsk hitlerowskich do miasta. Przypomnę, że trwa ono od sierpnia ubiegłego roku.
     --------
     Reprodukcje zdjęć pochodzą z albumu, który znajduje się w zbiorach Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy. Drugi egzemplarz posiada IPN-Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie. Według Zdzisława Hojki, p.o. dyrektora muzeum takich albumów było pięć. Nie wiadomo, co stało z trzema pozostałymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska