- Mam trzyletniego synka. Często kupuję mu ciuchy w szmateksie - zdradza pani Anna z Bydgoszczy. - Ostatnio wyszperałam dla niego świetną markową bluzę za 15 zł. Nowa w sklepie firmowym kosztuje 100 zł, a przecież dzieci tak szybko wyrastają. Jednak nigdy nie ubieram go w takie rzeczy bez wcześniejszego wyprania! Zdarza się, że po wyjęciu z pralki nadal mają charakterystyczny zapach. Tak sobie nieraz myślę, że to może być szkodliwe dla zdrowia.
Liszaje przez body
O tym, że tak jest przekonał się mieszkaniec Rzeszowa. Zadzwonił do jednej z lokalnych gazet i poprosił, by ta ostrzegła rodziców: - Żona kupiła naszemu 1,5-rocznemu synkowi body w sklepie z używaną odzieżą. I choć przed ubraniem je wyprała, na ciele Szymka pojawiły się liszaje. Lekarz stwierdził, że przyczyną zmian na skórze, może być to ubranko z ciucholandu.
Niestety, ubieranie dzieci w sklepach z tanią odzieżą jest ryzykowne. Z prostej przyczyny: środki używane do odkażania ubrań mają bardzo silne działanie. Może to więc wywołać reakcję uczuleniową u maluchów.
- Odradzałabym więc rodzicom takich zakupów - ostrzega dr Janina Dwornikiewicz, specjalista chorób dziecięcych, neonatolog z Włocławka. - Są przecież sklepy, w których można kupić nowe rzeczy, także tanio. Nie mówię, żeby od razu kupować drogie, firmowe. Na rynku jest bardzo duży wybór ciuszków, zarówno dla bogatszych rodziców, jak i tych, którym gorzej się wiedzie. Naprawdę nie trzeba się ubierać w lumpeksach. A już na pewno należy być bardzo ostrożnym w kupowaniu odzieży dla malutkich dzieci.
Chemia zniszczy brud i bakterie
Dr Dwornikiewicz opowiada, że kilka dni temu przechodziła obok takiego second-handu i nagle "uderzył ją" ten straszny zapach. Pomyślała: - Co za ohydztwo!
Zgodnie z prawem, odzież używana, zanim przekroczy polską granicę i trafi do naszych hurtowni czy sklepów, jest silnie dezynfekowana. To proces chemiczny, który odbywa się w wysokiej temperaturze. Jak wyjaśnia specjalista ds. handlu w firmie Donax (to ogólnopolski dystrybutor odzieży używanej, ma swoją hurtownię patronacką m.in. w Toruniu), trzeba usunąć nie tylko brud, ale również bakterie wywołujące choroby. Po dezynfekcji eksporter odzieży otrzymuje od firmy odkażającej specjalny atest, czyli dowód, że produkt nadaje się do sprzedaży. - Bez niego ciu-chy nie mogą przekroczyć granicy - mówi pracownik Donaksu. - Teraz, gdy zniknęły granice w Europie, strażnicy nadal mają na uwadze samochody przewożące taki towar. Zatrzymują je i kontrolują.
Stanisław Gazda, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bydgoszczy dodaje, że klient, który kupuje w szmateksie, ma prawo poprosić sprzedawcę o pokazanie atestu.
Problem w tym, że taki atest nie uwalnia od niebezpieczeństwa alergii. Gazda uspokaja, że sanepid kontroluje takie punkty (choć nie rutynowo, bo nie ma takich przepisów-red.). - Jedziemy tam zawsze, gdy otrzymujemy zgłoszenie, że są zastrzeżenia do oferowanych rzeczy.
Na szczęście w naszym regionie nie doszło do szczególnych zaniedbań w tej dziedzinie.
T o wszystko daje jednak do myślenia. Połakomienie się na sweterek dla dziecka za 5 złotych, może w przypadku delikatnej skóry skończyć się u alergologa, i to nie na jednej wizycie. Bo leczenie alergii trwa nieraz latami i na pewno kosztuje więcej niż 5 złotych.
