https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poducha szkolna

Małgorzata Święchowicz [email protected]
W każda szkoła ma inny pomysła na walkę z przemocą. Warto brać przykład z tych placówek, którym udało się nad tym zjawiskiem zapanować.
W każda szkoła ma inny pomysła na walkę z przemocą. Warto brać przykład z tych placówek, którym udało się nad tym zjawiskiem zapanować. Fot. Joanna Lewandowska

jedna z pięciu

jedna z pięciu

SP 12 w Grudziądzu jest jedną z pięciu szkół województwa kujawsko-pomorskiego, które zostały nagrodzone w naszej kampanii "Szkoła bez przemocy".

Chłopakom testosteron rośnie i podnosi napięcie. Dziewczynom estrogen leci i psuje nastrój. Dlatego Maria Tarkowska nie chowa nigdy rękawic bokserskich i miśka do odreagowania.

Maria Tarkowska ma gabinet na piętrze, z wielkim oknem i wielkimi szafami. W szafach jest wszystko o uczniach SP 12 w Grudziądzu - rysunki, zdjęcia, ankiety, kontrakty, diagnozy, wnioski o stypendia.

W szkole jest 360 uczniów. 120 ma kłopoty materialne, 80 - kłopoty z nauką. 50 ma deficyty (trzeba zadbać, aby metody nauczania były dostosowane do ich trudności). 30 ma problemy zdrowotne (trzeba pamiętać, kto astmę, kto epilepsję). 33 - problemy emocjonalne: nieśmiałość, płaczliwość, zahamowania. 80 pochodzi z rodzin rozbitych. 30 - z rodzin niewydolnych wychowawczo. 28 - z takich, w których się pije. 14 - z takich, w których jest przemoc. 10 - z takich, w których były wyroki za przestępstwa.

Szafy w gabinecie pedagoga pękają w szwach od dziecięcych problemów.
Przy szafach, na wykładzinie, leży ogromna Poducha-Parpucha. Teraz akurat na poduszce nikt nie leży, bo wiadomo - przyjechała redaktorka, wypytuje panią pedagog, lepiej się nie pokazywać. Ale zwykle poducha jest okupowana.
A jak komuś mało poduchy, wtula się w wielkiego miśka.

A jak kogoś rozzsadza i nie ma mowy, żeby poleżał - wyciąga mu się zza szafy worek bokserski i rękawice - niech tłucze.
Dzieciakom bardzo jest to widać potrzebne, bo co chwilę drzwi do gabinetu Tarkowskiej uchylają się i ktoś sprawdza, czy redaktorka już sobie poszła.
Maria Tarkowska, poza tym że jest szkolnym pedagogiem, od 15 lat jest socjoterapeutką (prowadzi pięć grup w świetlicach terapeutycznych), zajmuje się dziećmi z ADHD, a po godzinach pracuje jeszcze w powiatowym zespole do spraw orzekania o niepełnosprawności (- To bardzo mi się przydaje - mówi. - Mam więcej wiedzy o chorobach, nie jest dla mnie problemem epilepsja, cukrzyca, mogę lepiej pomóc chorym uczniom i ich rodzicom).

Tarkowskiej każda nauka się przydaje, więc skończyła kurs u Lwa Starowicza (jest edukatorem wychowania seksualnego). Poszła na kurs hipnozy i NLP - Neuro-Linguistic Programmig (przydaje się do rozpoznania, w jaki sposób powstają i zmieniają się ludzkie wzorce postrzegania i myślenia).

- Z agresywnymi uczniami pracuję stosując trening NLP, to bardzo pomaga w korygowaniu zachowań, także lękowych i traum - tłumaczy.

Do Grudziądza przyjechała siedem lat temu, z południa kraju.
- Tam już działały świetlice terapeutyczne, a tu nic. Dopiero zaczęłam zakładać - wspomina.
To, co działo się w szkole, przerażało ją jeszcze bardziej, niż brak świetlic w mieście.
- Kiedy zaczynała się bójka, to taka, że trzeba było wzywać policję. Uczniowie namawiali się na jakieś porachunki uliczne, tworzyli nieformalne grupy. Kultura wśród uczniów? Żadna. Dużo agresji, przekleństw. Newralgiczne punkty szkoły: ubikacje, szatnie, korytarze. Ginęły ubrania, drobne przedmioty. Niszczone były ławki i ścienne gazetki.

Najbardziej jednak Marię Tarkowską przerażała zmowa milczenia. - Jeżeli ktoś coś powiedział nauczycielowi, to znaczy, że naskarżył - _wspomina. - A kto chciałby skarżyć? _

Agresywni na 98 procent!

Anonimowa ankieta wśród uczniów (czerwiec 2000):
Czy zetknąłeś się z agresją na terenie szkoły? TAK - 98 proc.!
Czy były to zaczepki słowne? TAK - 80 proc.!
Pobicia? TAK - 74 proc.!
Wymuszenia? TAK - 46,6 proc.!

Najwięcej groźnych sytuacji prowokowały konflikty z rówieśnikami. Ale aż co trzeci uczeń tłumaczył, że jest agresywny, bo ma problemy rodzinne. Co dziesiąty skarżył się na nieporozumienia z nauczycielami.

Jeden język

Nauczyciele poszli na kursy, jak Tarkowska.
- Zaczęliśmy mówić jednym językiem - wspominają.
I zaczęli pracować z uczniami, nie tylko na lekcjach. I z rodzicami - popołudniami, w weekendy.

Anna Hausman, wicedyrektor SP 12, wyciąga ciężkie szkolne kroniki: informacje o kółkach zainteresowań, które przyciągają uczniów już od pierwszej klasy, o konkursach, wspólnych majówkach, akcjach, warsztatach. W najmłodszych klasach wprowadzili prosty zwyczaj: za każde wypowiedziane magiczne słowo (proszę, dziękuję, przepraszam), dzieci dostają karteczki. Można je gromadzić na lekcjach (wręczają nauczyciele), po lekcjach (do karteczek nominują koledzy), w domu (o przyznaniu karteczek decydują rodzice). Kto nie unika magicznych słów zostaje Mistrzem Grzeczności.
W starszych klasach są akcje, choćby takie, jak "Przyjazna klasa"- przez tydzień uczniowie starają się swoim zachowaniem zasłużyć na premię, nie ma mowy o przepychaniu się, zaczepianiu kogoś, szarpaniu, pyskowaniu, wyzywaniu. Należy stosować grzecznościowe zwroty, nie robić innym przykrości, nie spóźniać się na lekcje.

- Bądźmy grzeczni przez tydzień? Jaki to ma sens? - dopytuję. - Akcje zawsze wyglądają ładnie, gdy trwają. Po nich i tak wszystko wraca do starej "normy" Tarkowska się uśmiecha: - Ale to daje człowiekowi wybór! Po tygodniu może, oczywiście, wrócić do dawnych, byle jakich zachowań. Ale po co? Jeżeli przekonał się, że milej jest, gdy nikt nikogo nie wyzywa, nie obraża?

Zanim jeszcze nastał minister Roman Giertych i ogłosił program "Zero tolerancji dla przemocy" oni tu, w grudziądzkiej podstawówce, mieli już swoje sposoby na przemoc.

Wspólnie (nauczyciele z uczniami i rodzicami) wypracowali procedury postępowania w kryzysowych sytuacjach. Przygotowali Kodeks Norm i Zasad, spisali sankcje za łamanie kodeksu, ale na pierwszym miejscu: listę nagród za zachowanie zgodne z normami. Nagrody są do wzięcia w każdej chwili: pozytywna uwaga w dzienniczku, pochwała na forum klasy albo nawet na apelu szkolnym, list pochwalny do rodziców, wręczenie szkolnego "Orderu Uśmiechu" wycieczka, wyjście do kina, teatru. Albo przyjęcie do MOP - Młodzieżowej Organizacji Przyjaźni. I to jest nagroda najbardziej pożądana. Przynależność do MOP nobilituje.

- Uczniowie zabiegają o to, by móc dostać się do organizacji. A to nie taka prosta sprawa - mówi wicedyrektor Anna Hausman. Szansę mają tylko ci ze wzorową albo bardzo dobrą oceną z zachowania. Do MOP trafiają np. Mistrzowie Przemiany (to tytuł, który może zdobyć nawet bardzo słaby uczeń, jeżeli zdecyduje się poprawić). MOP ma swoje logo, regulamin, członkowie noszą specjalne plakietki. W godzinach zajęć szkolnych MOP jest czymś w rodzaju szkolnej straży porządkowej wspierającej nauczycieli - na przerwach są dyżury w szatni, na korytarzach, boisku. - Jeżeli jakiś uczeń źle się zachowuje, podchodzę, zwracam uwagę. Najczęściej skutkuje natychmiast - mówi Jagoda Stonoga z piątej "B"(w MOP od roku, średnia ocen: 4,8, wzorowe zachowanie, plany: zostać nauczycielką matematyki).

Tylko najbardziej oporni trafiają przed oblicze belfra i do karty dyżurów.

Lepsze niż lekcja

- Pełnienie dyżurów na przerwach jest męczące - przyznaje Natalia Szulc (też piątoklasistka, od roku w MOP). Najbardziej nie lubi dyżurować przy pierwszakach. Niewdrożone jeszcze, nadpobudliwe, hałaśliwe.

To, co kusi w MOP, to pewnie nie kłopotliwe dyżury, ale to, co robi się po lekcjach - MOP odpowiada za organizację konkursów, koncertów. Każdy może się tu sprawdzić. Przy okazji, to świetny sposób na przyciągnięcie rodziców do szkoły - przychodzą chętnie, bo oczekuje się ich nie tylko wtedy, gdy jest wywiadówka albo gdy ich dziecko coś zbroi. Przychodzą i nie muszą słuchać kąśliwych uwag nauczycieli, słuchają swoich dzieci. Zawsze są komplety na koncertach, szczególnie wspomnieniowych: "Mój najszczęśliwszy dzień" albo "Najmilsze wspomnienie z dzieciństwa"

- To dobra okazja, żeby rodzice poznali swoje dziecko, wsłuchali się w nie, dowiedzieli się, co mu sprawia radość, czego oczekuje - mówi Maria Tarkowska.
A korzyści dla uczniów, którzy układają wiersze o sobie, śpiewają, rysują?
Jeszcze większe. Tarkowska mówi, że to zarzucanie pozytywnych kotwic. Lepsze, niż lekcja wychowawcza.
- Dzieciaki mogą pokazać, co potrafią. To jest ich żywioł. Daje poczucie własnej wartości. Taki uczeń nie musi dowartościowywać się zaczepiając i gnębiąc innych.

Zakochałam się, co robić?

Co roku w SP 12 nauczyciele robią badania ankietowe, sprawdzają, jakie jest poczucie bezpieczeństwa, czy uczniowie mają problemy, jakie? I z kim o nich rozmawiają?

- Jest coraz lepiej - _cieszy się Tarkowska. - Udało nam się przekonać uczniów do mówienia o tym, co się dzieje, i co niepokoi. Wiedzą, że mówienie, to nie skarżenie. _

W szkole, na wszelki wypadek, wciąż jeszcze stoi "Skrzynka Problemów" - dla tych, którzy chcą podzielić się swoimi kłopotami anonimowo.

Ostatnio na tapecie jest problem odchudzania, zakochania i środków higienicznych: Co zrobić, jeżeli w szkole dostanę okres, a nie mam podpasek? Jestem gruba, co mam robić? Dwie koleżanki zakochały się w tym samym chłopcu, jak z tego wybrnąć?

Nie ma już lawiny pytań o to, jak radzić sobie z agresją. Choć to nie znaczy, że agresji nie ma. Pojawia się jeszcze, szczególnie na przerwach.
Ale spada.
Siedem lat temu narzekało na nią 98 uczniów na stu. W tym roku, na pytanie: Czy czujesz się bezpieczny na przerwach: 63 uczniów na stu odpowiedziało: TAK!

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska