Gdyby opierać swą wiedzę tylko na hurraoptymistycznych przekazach medialnych o nowych modelach e-samochodów, na zapewnieniach rządów o poparciu dla tej idei, to możnaby uwierzyć, że to iście kosmiczny postęp. Tesla z manekinem za kierownicą zwanym „Starmanem” szybuje w przestrzeni pozaziemskiej z „zawrotną” prędkością niecałych 11 km na godz., a baterie zasilające kamerę internetową dawno się skończyły. Wystrzałowy był zatem tylko start rakiety Falcon Heavy.
- Samochód elektryczny ma jednak przyszłości. Bardzo w to wierzę i zaraz wyjaśnię, że moja wiara ma racjonalne podstawy – zapewnia Arkady Fiedler z podpoznańskiego Puszczykowa, podróżnik, wnuk słynnego Arkadego, autora „Kanady pachnącej żywicą”, „Ryb śpiewających w Ukajali” i wielu innych reportaży ze świata. Nasz rozmówca kontynuuje podróżniczą pasję dziadka, a jego środkiem transportu są fiat 126p (maluch) i auta elektryczne.
- Ta dziedzina motoryzacji szybko się rozwija i wiele firm zamierza wkrótce wypuścić na rynek nowe modele. Szczególnie obiecująco rysuje się przyszły rok. Wtedy pojawią się nowy elektryczny volkswagen i tesla 3. Tesla robi furorę w Stanach Zjednoczonych, jest najlepiej sprzedającym się autem w swojej klasie. Własne modele rozwijają też koreańskie marki KIA i Hyunday.
Fiedler dodaje, że o powodzeniu tych pojazdów decydują dwa zasadnicze czynniki: dostępność cenowa i stacji ładowania akumulatorów. W Polsce nie jest tak dobrze jak w bogatszych krajach i społeczeństwach zachodnich, ale i u nas idzie ku lepszemu.
E-samochody powoli tanieją, podobnie jak ich zasadniczy i dotąd bardzo drogi komponent – baterie. W tym roku ceny mają jeszcze bardziej spaść. W minionym roku zasadniczo wrosła za to liczba stacji szybkiego ładowania. Zdaniem Fiedlera, jest ich teraz nad Wisłą grubo powyżej 100, a w roku bieżącym ma przybyć naprawdę bardzo dużo. Poważne inwestycje w tej materii poczynił „Orlen”.
Bez problemu można już wybrać się w dłuższą podróż, oczywiście sprawdzając wcześniej w internecie gdzie stacje się znajdują. Problemu nie powinni mieć kierowcy jadący autostradami A1, A2 i A4.
Podróżnik przejechał samochodem elektrycznym całą Afrykę z południa na północ, a potem przez całą południowo-zachodnią Europę i tak dotarł do Puszczykowa. Teraz nissana leafa, na pokładzie którego odbył tę podróż użytkuje jego sponsor. On sam rozgląda się za własnym, nowym „elektrykiem”.
- Tak, bo na pewno nie będzie to pojazd spalinowy. Przekonałem się do elektrycznego i teraz zastanawiam się tylko nad marką – przyznaje pan Arkady. - Jeszcze czekam na ruch firm zapowiadających nowe rozdanie w ofercie e-samochodów. Może znów będzie to leaf, którego sprawdziłem na drogach i bezdrożach Afryki, ale oczywiście jego nowa wersja. Taki model bardzo by mi odpowiadał. A może będzie to volkswagen. Koreańskie propozycje też będę brał pod uwagę.
Trzeba stworzyć infrastrukturę i możliwości rozwoju pojazdów elektrycznych. 2 mld zł na autobusy
Tak czy inaczej w następną podróż na czterech kółkach, którą podróżnik planuje na rok 2020, wybierze się „maluchem”. Chce w ten sposób dokończyć swój projekt „Po drodze”, czyli realizowany od roku 208 cykl wypraw fiatem 126p.
- Nie mam wątpliwości, że odwrotu od napędu elektrycznego nie ma, a to ze względu na rosnące wymogi ochrony środowiska – mówi Jerzy Kociszewski, wiceprezes stowarzyszenia Kierowca.pl, znawca historii motoryzacji i ewolucji przepisów ruchu drogowego. - Motoryzacja właściwie zaczęła się od silnika elektrycznego, ale w erze rosnącego wydobycia paliw kopalnych, szybko uznano, że tych jest tak dużo, że nie opłaca się rozwijać technologii elektrycznych. Teraz, po z góra stu latach, gdy zasoby naszej planety zaczynają się wyczerpywać, koncerny motoryzacyjne coraz śmielej upatrują swą przyszłość w autach elektrycznych. Polski rząd też chce rozwijać elektromobilność, a przynajmniej deklaruje taką chęć, bo jego polityka energetyczna nie za bardzo do tego przystaje.
Kociszewski uważa, że pojazdy elektryczne szybko zawojują europejskie drogi, bo zaczniemy dostrzegać korzyści płynące z ich eksploatacji. To przede wszystkim korzyści ekologiczne, bo takie pojazdy są praktycznie bezemisyjne, mało awaryjne, a same silniki niezwykle wydajne (sprawne).
W Zespole Szkół Samochodowych dyskutowano o przyszłości motoryzacji
Mówiąc o bezemisyjności, ma się na myśli nie tylko fakt, że nie emitują żadnych spalin, ale też nie zanieczyszczają dróg płynami eksploatacyjnymi, w takim stopniu jak auta spalinowe. Silniki elektryczne są mniej skomplikowane, lżejsze i nieporównywalnie sprawniejsze spalinowych.
Ta sprawność szacowana jest na 90-98 proc., podczas gdy spalinowego ok. 33. Straty energii pochłaniają przekładnie i koła (opony), i dlatego po odliczeniu tych wartości sprawność e-samochodu obliczana na kołach wynosi ok. 65 proc. Sprawność auta spalinowego mierzona na kołach wynosi tylko ok. 16 proc. Ale w „elektryku” silniki można montować bezpośrednio w kołach, co daje efektywność energetyczną bliską 100 procent.
- Niedawno dowiedzieliśmy się, że polscy naukowcy wynaleźli folię fotowoltaiczną, która zwiększa możliwości czerpania energii słonecznej – kontynuuje Jerzy Kociszewski. - Być może za kilka lat nie trzeba będzie zatrzymywać się i ładować akumulatorów, bo te napełnią się za pomocą ogniw zainstalowanych na przykład na dachu czy innych elementach karoserii.