W sobotę reporter Superwizjera TVN Wojciech Bojanowski ujawnił nagranie pokazujące jak policjanci traktowali zatrzymanego. Zakuty w kajdanki, podłączony kablami do paralizatora, rażony jest prądem. Choć - jak widać na filmie - nie stawia oporu. „Co wy ze mną odp...?” - pyta policjantów. Niedługo później umiera.
- To tortury - nie ma wątpliwości Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. - Bandyckie zachowanie - dodaje emerytowany wrocławski policjant. - Tak się nie robi. Nawet gdyby przyjąć, że zatrzymany mężczyzna jest agresywny. Trzeba go obezwładnić, zakuć w kajdanki. Postawić przy nim dwóch policjantów, żeby sobie krzywdy nie zrobił.
W niedzielę - rok po zajściach - szef MSWiA Mariusz Błaszczak zdecydował o wszczęciu procedury zwolnienia ze służby policjanta który użył paralizatora. Tymczasem jego szef wcześniej doczekał się awansu. Stało się to już w czasie śledztwa mającego wyjaśnić okoliczności śmierci Igora Stachowiaka.
- Ma pan sobie coś do zarzucenia w tej sprawie - pytamy komendanta Kokota.
- Proszę mi nie zdawać pytań. Proszę do rzecznika - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
- Żeby ocenić tę sytuację, musimy poczekać na ustalenia prokuratury - komentuje rzecznik dolnośląskiej policji Paweł Petrykowski. Przypomina, że zaraz po tragedii policja zebrała wszystkie materiały. W tym nagrania z kamery, umieszczonej w paralizatorze. I oddała je prokuraturze.
Rzecznik zwraca uwagę, ze telewizja ujawniła fragmenty materiału. A całością dysponuje prokuratura i ona go oceni.
Czy przełożeni komendanta Kokota znali nagarnie z paralizatora, którego fragment ujawniła w sobotę telewizja?
Paweł Petrykowski raz jeszcze odpowiada, że wrocławska policja nie ma pełnej wiedzy i że trudno jest ustosunkowywać się do sprawy bez znajomości pełnego materiału dowodowego. A tym dysponuje prokuratura. Rzecznik przypomina też, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wysłało do Wrocławia zespół kontrolny.
Ma on - dodajmy - zbadać „czynności wyjaśniające i dyscyplinarne” jakie prowadzono po śmierci Igora. Szczególnie zbadać, dlaczego policjant, który używał paralizatora wobec zakutego w kajdanki - co jest niezgodne z prawem - po trzymiesięcznym zawieszeniu wrócił do służby.
Igor Stachowiak - przypomnijmy - został zatrzymany 15 maja ubiegłego roku rano na wrocławskim Rynku. Był poszukiwany przez prokuraturę. Miał też być podobny do mężczyzny, który dwa dni wcześniej zbiegł policjantom, zakuty w kajdanki.
Najpierw na Rynku doszło do szarpaniny czterech funkcjonariuszy z Igorem. Wtedy po raz pierwszy użyli paralizatora.
Policja przekonuje, że Igor był agresywny torbie, którą miał ze sobą była pałka teleskopowa. Zdaniem policji działania - podejmowane na Rynku - były prawidłowe i uzasadnione
Tymczasem zwróciły uwagę przechodniów i dwie osoby z bliska nagrywały co się dzieje. Zaraz po zatrzymaniu Igora i dowiezieniu do komisariatu autorzy nagrań zostali zatrzymani i dowiezieniu również na Trzemeską.
Zdaniem policji, na komisariacie Igor był dalej agresywny. Do tego stopnia, że uszkodził drzwi. Jak było naprawdę, moglibyśmy się dowiedzieć z nagrań z kamer, umieszczonych wewnątrz komisariatu. Ale - jak się dziś okazuje - nagrania z kamer nie zachowały się.
CZYTAJ WIĘCEJ O SPRAWIE IGORA STACHOWIAKA:
Śmierć na komisariacie. Nie żyje 25-latek. Policjanci użyli wobec niego paralizatora
Śmierć na komisariacie: Policjant, który użył paralizatora zawieszony
Minister: Wyjaśnimy sprawę śmierci na komisariacie
Komendant wojewódzki policji o śmierci Igora na komisariacie
Zamieszki na Legnickiej po śmierci w komisariacie. Rzucali kamieniami w policję
Znów zamieszki na Legnickiej. Apel rodziny nie pomógł