W minioną sobotę 77-letnia Zofia T., mieszkanka Ozorkowa pod Łodzią zaginęła się w lasach w rejonie leśnictwa Kuka-wy. Przyjechała do lasu rano, wraz z członkami swej rodziny. Prosili oni nestorkę rodu, by nie odchodziła daleko i starała się przez cały czas mieć w zasięgu wzroku samochód, którym przyjechali.
Nic z tego. Starszą panią tak zaaferowało zbieranie grzybów, że poszła w nieznanym kierunku... W południe jej rodzina wróciła do miejsca, w którym stał zaparkowany samochód. Babci nie było. Poszukiwania podjęte na własną rękę nie przyniosły rezultatu. Powiadomiono miejscowy posterunek policji.
- Natychmiast podjęliśmy działania poszukiwawcze - opowiada dowodzący akcją podkom. Grzegorz Demich z Komendy Miejskiej Policji we Włocławku. - Użyliśmy dwóch psów tropiących, ale łapały i gubiły ślad.
Policjantów wspierali strażacy z miejscowych OSP. Penetrowano teren leśny, sprawdzano bary, przepytywani byli mieszkańcy gospodarstw z pobliskich wsi. Niestety, nikt nie widział poszukiwanej kobiety.
Zapadał już zmrok, ale uczestnicy poszukiwań nie tracili nadziei na odnalezienie kobiety całej i zdrowej. Tuż przed godziną 19.00 oficer dyżurny otrzymał informację z Ozorowa, że Zofia T. jest... we własnym domu. Okazało się, że straciwszy orientację w lesie poprosiła o pomoc innych grzybiarzy, mieszkańców Łodzi. Przez nich została dowieziona do domu w Ozorkowie.
Tak jak przypuszczali policjanci, pani Zofia T. nie znała numerów telefonów komórkowych swoich bliskich, ani telefonu alarmowego policji. Akcja poszukiwawcza mogłaby być znacznie krótsza.