Cetelem Bank nie przejmował się jej tłumaczeniem i przy każdym wezwaniu do zapłaty, zwiększał dług kobiety. Anulował go dopiero po interwencji "Pomorskiej".
W listopadzie 2007 roku pani Wiesława spłaciła cały dług na karcie kredytowej z Cetelem Banku. Plastik schowała do szuflady, którą zamknęła na klucz.
Karta pewnie leżałaby tam jeszcze kilka lat, gdyby w październiku 2008 roku Cetelem Bank nie wezwał kobiety do... uregulowania długu. Według instytucji, 3 października 2008 roku kobieta robiła zakupy w jednym z bydgoskich marketów. Za produkty miała zapłacić 87,40 zł i to przy użyciu karty kredytowej.
- To bzdura - stwierdziła kobieta, ale na wszelki wypadek zajrzała do schowka. Karta leżała tam, gdzie ją położyła w 2007 roku. - Nikt jej nie używał i nie ukradł - dodaje kobieta.
Pani Wiesława zadzwoniła do Cetelem Banku. Wspomina: - Konsultantka z infolinii stwierdziła, że mam zgłosić sprawę policji. A co ja mam im powiedzieć? Przecież nikt nie ukradł mi karty.
Życzenia wraz z wezwaniem do zapłaty
Gdy Czytelniczka nie odniosła sukcesu w Cetelemie, udała się do marketu, w którym według banku miała robić zakupy. Pracownicy sklepu sprawdzili wszystkie terminale, obsługujące karty kredytowe. Wydrukowali też dla kobiety raporty.
- Wynika z nich, że tego dnia w tym markecie nie płaciłam za zakupy kartą kredytową Cetelem Banku - mówi pani Wiesława. - Wraz z moją reklamacją wysłałam te pisma bankowi. Nie otrzymałam na to żadnej odpowiedzi.
Tymczasem dług rósł. Z 87 zł pod koniec października do 109 zł pierwszego grudnia. Dziesięć dni później pani Wiesława miała już zapłacić 124 zł.
- Tuż przed Bożym Narodzeniem zadzwonił do mnie pracownik Cetelemu. Obiecał wstrzymać windykację do czasu rozpatrzenia mojej reklamacji - opowiada pani Wiesława. - Nie wiem co zrobił, ale na koniec roku dostałam życzenia noworoczne i... wezwanie do zapłaty 131 zł!
Wtedy kobieta straciła cierpliwość i poprosiła o pomoc "Pomorską".
Skontaktowaliśmy się z Julią Ślusarską, rzeczniczką Cetelemu. Po kilku dniach otrzymaliśmy od niej odpowiedź. Przeczytaliśmy w niej: "Data transakcji, tj. 3 października 2008 r. została źle zaczytana przez nasz system. Faktycznie transakcja została zrealizowana w dniu 3 października, ale w roku 2007 a nie w 2008 (z uwagi na taką spóźnioną transakcję system miał problem z wpisaniem daty)".
Dalej rzeczniczka tłumaczy, że czasami operator terminalu z opóźnieniem informuje bank o przeprowadzonych transakcjach, zaś sklepy zmieniają "miejsca terminali".
Dodaje, że ponieważ w przypadku pani Wiesławy operator terminalu późno poinformował bank o transakcji, nie wiadomo nawet w jakim sklepie Czytelniczka płaciła za zakupy.
Wyjątkowa decyzja
Według Julii Ślusarskiej Cetelem rozpatruje reklamację w ciągu 21 dni. Jednak ponieważ sprawa naszej Czytelniczki była "bardziej złożona", termin został wydłużony do 60 dni. Biorąc to pod uwagę oraz fakt, że bank nie jest w stanie ustalić, gdzie kobieta płaciła kartą, Cetelem postanowił anulować zadłużenie. - Jest to decyzja wyjątkowa i indywidualna - podkreśla Julia Ślusarska i dodaje, że problem nie wynikł z winy banku.
- Cieszę się z pomocy "Pomorskiej" - mówi pani Wiesława.
Niestety nasza Czytelniczka nadal nie dostała od banku żadnego dokumentu, potwierdzającego anulowanie długu.
- Zacznę spać spokojnie, dopiero gdy otrzymam decyzję banku na piśmie - dodaje pani Wiesława.
Według Julii Ślusarskiej, Cetelem Bank miał wysłać do pani Wiesławy oficjalne pismo już 20 stycznia.
