O lokatorach z ulicy Przemysłowej w Paterku pisaliśmy jesienią. Najpierw zlikwidowano noclegownię znajdującą się w baraku nr 6. Bezdomni - nie bez protestów - trafili do innych placówek.
Musicie się wyprowadzić!
Potem nakaz opuszczenia budynku, który zagrażał bezpieczeństwu, dostały także rodziny z baraku nr 8. Nie miały szans na inny lokal od gminy, bo przebywały tu nielegalnie, od lat nie płaciły czynszu. Mimo trudnych warunków (brak ogrzewania, prądu, woda z hydrantu) kilka rodzin dotrwało tu do początku roku. Kiedy temperatury zaczęły gwałtownie spadać władze ugięły się i przydzieliły mieszkańcom tymczasowe schronienia.
Nie było wśród nich pani Katarzyny, która z czwórką dzieci mieszkała w baraku nr 8. Przed mrozami przeniosła się do rodziców w Nakle. W baraku zostały meble i cały dobytek. W lutym włamano się do jej byłego lokum. - Straciłam wszystko - mówi kobieta. Uważa, że winne są władze gminy, które powinny zabezpieczyć jej mienie.
Propozycje nie takie...
Jednak kobieta miała szansę zabrać swoje rzeczy, bo władze Nakła proponowały jej jesienią trzypokojowy lokal. Postawiły jednak warunek: zamieszkać tam musi razem z rodzicami, którzy mają wyrok eksmisyjny. - Dwie rodziny w jednym mieszkaniu?! - nie krył wówczas oburzenia ojciec pani Katarzyny. Propozycji nie przyjęto.
Pani Katarzyna odrzuciła także kolejną - niespełna 30 metrowy lokal socjalny. - Mąż wyszedł z więzienia. Jest nas sześcioro. Jak mamy się zmieścić w tak małym pokoju, i to bez kuchni?! - podkreślała kobieta w rozmowie z "Pomorską". Uważa, że gmina powinna jej dać większy lokal.
- Ustawa przewiduje 5 metrów na osobę w lokalu socjalnym. Ważne też, że opłaty są tam niskie. Rodzina miałaby szansę je regulować - wyjaśnia Andrzej Krupiński, wiceburmistrz. - A co do kradzieży: to byli przecież nielegalni lokatorzy. Nie mamy obowiązku pilnować ich rzeczy....