- Pływałem, pływam i - dopóki mi Bozia da zdrowie - będę pływać - podkreśla pan Bazyli. - Już kiedy żeniłem się, koledzy uprzedzali żonę, że wiąże się z "szajbniętym" żeglarzem, który świata poza pływaniem nie widzi. Ale ona znała mnie z tej strony i rozumiała, że bez żeglowania nie wyobrażam sobie życia. I przez te wszystkie lata z dużą wyrozumiałością znosiła moją nieobecność w weekendy lub znacznie dłuższe wyjazdy na rejsy czy regaty. Dokładnie 20 lutego tego roku "stuknęło" nam już 50-lecie małżeństwa!
- Na emeryturę przechodziłem z Zakładu Energetycznego, a wcześniej pracowałem w Unii. Zamykając etap pracy zawodowej mogłem rozpocząć profesjonalną pracę szkoleniową z dziećmi i młodzieżą w Sekcji Żeglarskiej Elektryk. Zająłem się sportem wyczynowym. Warunki były trudne, trzeba było kompletować sprzęt, zdobywać darczyńców do finansowania wyjazdów dla najzdolniejszych zawodników. Miałem jednak dużo zapału. Praca z młodzieżą, treningi, regaty, zdobywane medale dawały radość. Czułem się w swoim żywiole. Nabrałem wiatru w żagle!
Wychował i wyszkolił kolejne pokolenia młodych, grudziądzkich żeglarzy w klasie cadet. Ma dla dzieci i młodzieży ogromne serce. Umiejętnie i cierpliwie uczył młodych adeptów żeglarstwa dyscypliny, hartu ducha, odporności na przeciwieństwa i radzenia sobie w najtrudniejszych sytuacjach. Jego podopieczni wyrastają na wartościowych ludzi, którzy potrafią radzić sobie w życiu.
- Hołdowałem zasadzie, że zawodnik nie musi całego swojego życia wiązać z żeglarstwem. Uczniowie szkół średnich byli objęci reżimem szkoleniowym do klasy maturalnej. Przed maturą już treningi mieli lżejsze i było ich mniej. Nasi żeglarze zostawali później inżynierami, lekarzami... Umiejętność żeglowania pozwala im atrakcyjnie spędzać lato, wakacje. Moje dzieci - córka i syn oraz wnuk, Adaś, też mają patenty żeglarskie.
Pan Bazyli wypracował własny system szkolenia, znany w polskim świecie żeglarskim. - I zdawał on egzamin - przyznaje. - Co roku w Pucharze Polski młodzieży w pierwszej trójce zawsze byli moi zawodnicy, z Sekcji Żeglarskiej Elektryk Grudziądz.
W klasie cadet, grudziądzkie załogi spod jego ręki, osiągały niesamowite sukcesy. Jaka była radość, kiedy Daria Brudniewicz (sterniczka) z Martą Czerską wywalczyły pierwsze miejsce w ogólnopolskiej olimpiadzie młodzieży w Pucku! Zdobyły mistrzostwo Polski, zostawiając w tyle m.in. załogi szkoły mistrzostwa sportowego z Warszawy. Albo kiedy Michał Rezmerski w 2003 r wywalczył 7. miejsce w młodzieżowych mistrzostwach świata! Do grudziądzkiego ośrodka szkoleniowego nabierano szacunku w kraju i za granicą.
Dlaczego pan Bazyli nie poszedł do szkoły morskiej, skoro od dziecka marzył, żeby zostać marynarzem?
- Kiedy miałem 14 lat, po podstawówce chciałem iść do Technikum Morskiego. Ojciec mnie jednak przekonał, że marynarzem zawsze mogę być, ale przede wszystkim trzeba mieć w ręku fach. Doradził mi naukę najpierw w szkole zawodowej, a później morskiej - objaśnia pan Bazyli. - Wykształciłem się więc na tokarza. Po ukończeniu zawodówki zaraz złożyłem papiery do szkoły morskiej. Nie przyjęli mnie! Argument był taki, że absolwenci szkół zawodowych nie mogą kontynuować nauki w szkole morskiej, bowiem przemysł potrzebuje fachowców! To były lata 1952-54. Cóż, poszedłem do pracy... Żeby mieć kontakt z pływaniem, zapisałem się do Ligi Morskiej w Grudziądzu. W jakich prymitywnych warunkach uprawialiśmy wówczas żeglarstwo! Ale nic nas nie zrażało, połknęliśmy "bakcyla" i koniecznie chcieliśmy pływać. Czas na żeglarstwo miałem po pracy i w weekendy.
Bazyli Nowakowski nie poprzestał na zawodówce. Poszedł do technikum mechanicznego w Grudziądzu. - Uczyłem się wieczorowo. Ukończyłem je w 1967 r. A później, w 1979 r uzyskałem dyplom i uprawnienia trenerskie, po 3-letnim kursie przy Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego (obecny AWF) w Gdańsku - relacjonuje. - Miałem już sporą wiedzę o żeglarstwie, ale ten kurs, 10 sesji po 10 dni, dał mi bardzo dużo. Z tamtych czasów ok. 50 trenerów, wykształconych w tym systemie, pracuje w różnych ośrodkach żeglarskich w Polsce. Wykonują znakomitą, szkoleniową robotę.
Bazyli Nowakowski to dziś prawdziwy "wilk morski".
- Miałem w Grudziądzu mistrza żeglarstwa, który szkolił mnie i wielu innych, przyszłych kapitanów. To kpt jachtowy Andrzej Sikorski. Byłem u niego "sztyftem" na pokładzie, gdy uczyłem się już żeglugi morskiej. Z czasem zostałem pierwszym oficerem, później sam zacząłem kapitanować. Dane mi jest spełniać się w żeglarstwie dopiero na emeryturze, ale to jest piękny okres. Ta pasja trzyma mnie wciąż w formie. Opiekuję się łodzią kabinową, której właścicielem nie jestem, ale odpowiadam za jej stan techniczny. Mam ją w Rudniku. Gdy mnie ciągnie na wodę, wypływam. I to jest naprawdę szczęście.
Andrzej Podhalański, szef Toruńskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego zapowiada: - Nie ma mowy, żeby taka wiedza, jaką posiada Bazyli Nowakowski, nie była przekazywana adeptom żeglarstwa. Grudziądzka sekcja zmienia się w stowarzyszenie Klub Sportowo-Turystyczny Elektryk. Właśnie go rejestrujemy w sądzie. Rozwiniemy w Grudziądzu szkolenie. Planujemy, że Bazyli Nowakowski będzie prowadzić, m.in. w nowej marinie, zajęcia z taktyki regatowej dla regatowców.
Bazyli Nowakowski odznaczony został medalem Zasłużony dla Żeglarstwa Polskiego. Takie medale w Grudziądzu, wraz z nim, mają tylko 4 osoby.
Czytaj e-wydanie »