Wakacje nadal trwałyby dwa miesiące. PZOT proponuje jednak, by cały kraj podzielić na cztery obszary. Pierwszy z nich rozpoczynałby wakacje już na początku czerwca. Zatem część uczniów wracałaby do szkół już na początku sierpnia. Dla tych, którzy wakacje rozpoczynaliby najpóźniej, kończyłyby się one przed 1 września. - Przed laty udało się wprowadzić kilka terminów ferii zimowych. Teraz pora na letnie wakacje. Takie rozwiązanie z powodzeniem funkcjonuje w wielu krajach Unii Europejskiej, na przykład u Niemców i Austriaków - mówi Krzysztof Piątek, prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki.
Czytaj: Jedziemy na wakacje taniej niż przed rokiem
Jak dodaje, wakacje w kilku terminach pozwolą obniżyć ceny usług turystycznych, więc staną się one dostępne dla większej liczby osób. Będzie też łatwiej rozładować szczyty komunikacyjne na autostradach, lotniskach i dworcach. - Dłuższy sezon oznacza też więcej ofert pracy sezonowej, czyli mniej osób będzie korzystać z zasiłków z pośredniaków - mówi Krzysztof Piątek.
Propozycją PZOT w ubiegłym tygodniu zajęli się posłowie podkomisji ds. turystyki.
Krytykuje ją jednak Ministerstwo Edukacji Narodowej. Jak argumentują urzędnicy, zróżnicowanie terminów rozpoczęcia i zakończenia zajęć dydaktyczno-wychowawczych w różnych regionach kraju znacznie utrudniałoby organizację roku szkolnego. Uniemożliwiłoby ustalenie jednolitych dla całego kraju terminów sprawdzianu i egzaminów zewnętrznych. Mogłoby także utrudnić uczniom kontynuowanie nauki w gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej w innym województwie.