pomorska.pl/bydgoszcz
Więcej informacji z Bydgoszczy znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Przed rozprawą dwóch pracowników sądu przyniosło do sali długie pakunki. Okazało się, że to dowody - narzędzia zbrodni. Oprócz samodzielnie wykonanego tasaka była też ponad metrowa, nieokorowana drewniana belka i metalowa rura.
Tymi narzędziami pod koniec czerwca ubiegłego roku pięciu mężczyzn skatowało 46-letniego Andrzeja W., kryminalistę, siejącego postrach we wsiach w pobliżu Dąbrowy Chełmińskiej. W. nie tylko kradł, groził i wdawał się w bójki z mieszkańcami, ale także od trzech lat współżył z 16-letnią obecnie Kamilą K. Napastnikami byli m.in. jej brat i wujek.
W piątek przez dwie godziny przesłuchiwano dwoje biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej Collegium Medicum w Bydgoszczy. Referujący opinię po sekcji zwłok lekarz podzielił obrażenia Andrzeja W. na kilka grup. Najwięcej ciosów zadano w głowę.
- To były rany rąbane i tłuczone. Połamane zostały wszystkie kości czaszki oprócz dolnej przedniej z prawej strony. Ogółem ofierze zadano kilkadziesiąt ciosów, w tym kilkanaście z wielką siłą. Można przyjąć, że każde z obrażeń głowy mogło być śmiertelne - tłumaczył biegły.
Sędzia Krzysztof Noskowicz pytał, czy jakiekolwiek z obrażeń wskazują na to, że zaatakowany mógł się bronić.
- Naszym zdaniem nie zasłaniał się przed ciosami. Nie było obrażeń wewnętrznych części rąk - stwierdził patolog. Jego przełożona potwierdziła wyniki sekcji i dodała: - To był wyjątkowy przypadek. Podobne nie zdarzają się często. Zgon nastąpił w minutę po zadaniu jednego z ciosów w głowę. To niemożliwe, żeby poszkodowany żył po przyjeździe policji - zeznała lekarka.
Proces zbliża się ku końcowi. Wyrok w sprawie Piotra D., Andrzeja N., Remigiusza N., Sylwestra K. i Przemysława S. zapadnie na początku przyszłego roku.