To morderstwo wstrząsnęło mieszkańcami Bydgoszczy. Młody groźny, karany już więzieniem, bandyta nachodził starszą sąsiadkę. Gnębił i groził jej. Aż zabił. Twierdzi, że 22 kwietnia ubiegłego roku, kiedy doszło do zabójstwa, nie szedł do niej z zamiarem zabicia.
- Chciałem tylko porozmawiać - mówił podczas pierwszej rozprawy w procesie, który rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy w grudniu 2014 roku.
Zginął sygnet i gotówka
Wczoraj 23-letniego Damiana S. na salę rozpraw prowadzili policjanci z wydziału konwojowego. Oskarżony to niski, szczupły mężczyzna o pociągłej twarzy. Ubrany w szary dres szedł mając na nadgarstkach kajdanki; miał też skute łańcuchem kostki u nóg.- Proszę rozkuć oskarżonego - już na sali rozpraw sędzia Barbara Malatyńska zwróciła się do policjantów.
Świadkowie, którzy byli wczoraj wezwani na rozprawę, to policjanci. Ci sami, którzy 16 kwietnia ubiegłego roku byli w mieszkaniu zamordowanej sześć dni później 67-letniej Elżbiety D.
- Pamiętam, że pojechaliśmy na ulicę Nakielską. Pani zgłaszająca sprawę, twierdziła, że została okradziona przez Damiana S. - wyjaśniał Mateusz P., jeden z policjantów. Z notatki służbowej, do której mundurowy odniósł się wczoraj w sądzie, wynikało, że S. wyniósł z domu Elżbiety D. sygnet o wartości 4,8 tys. zł i 2 tysiące euro w gotówce.
Zobacz także: Zamordował 67-latkę. Damianowi S. grozi nawet dożywocie. "Zabiłem, ale nie szedłem do niej z takim zamiarem"
Do kradzieży miało dojść podczas nieobecności pani Elżbiety w domu. Jedną z okoliczności, które sąd chce wyjaśnić, jest ta, dlaczego złodziej mógł wejść do mieszkania. Dlaczego drzwi były otwarte.
- Z relacji poszkodowanej wynikało, że kradzież miała miejsce dzień wcześniej - kontynuował policjant.
Mundurowi po wizycie u okradzionej poszli do Damia-na S. Nie zastali go w domu. - Objechaliśmy jeszcze Miedzyń. Nigdzie go nie było - dodał Mateusz P.
Więcej w wydaniu papierowym Gazety Pomorskiej lub w e-wydaniu.
Czytaj e-wydanie »