Ale ten popis bokserów-amatorów był dużo gorszy niż poprzedni. Za to show było wysmakowane - najpierw pojawienie się Mariusza Janika w kajdankach i obstawie antyterrorystów, potem skąpo odziane panienki z zespołu "Arabeski", po drodze niezła walka ... kobiet z "naszą" Sandrą Rybakowską w roli głównej i mordercze zmagania krępych facetów z tatuażami w dyscyplinie z pogranicza MMA, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Było na co patrzeć.
Gwiazdy licytują
A dla spragnionych bardziej wysublimowanych wrażeń emocje wniosło pojawienie się gwiazd - od znanej z telewizyjnego okienka Walentyny Jałochy, przez Liroya, aż do Jerzego Kuleja i Macieja Zegana. Dwaj ostatni pobawili się na ringu w licytowanie rękawic z ich autografami oraz koszulki z poprzedniego show. Rękawice poszły za 2,2 tys. zł, a koszulka za 500 zł. Pieniądze mają zasilić konto klubu bokserskiego, ale też pomóc choremu dziecku.
Niczego nie żałuję
Przed walką wieczoru, do której Janik podszedł z boskim luzem i tanecznym krokiem, obydwaj panowie zapowiadali, że będą dzielnie walczyć i że wytrzymają cztery rundy. I wytrzymali. Janik jak kogucik męczył swojego rywala, nie dając mu odetchnąć, ale Pilacki - miało się wrażenie - czekał na decydujący cios. Dwóch sędziów wskazało przewagę Janika, dwóch - remis.
- Przegrywać też trzeba umieć - mówi dziś Damian Pilacki, który podkreśla jednocześnie, że nie żałuje tej zabawy. - Na pewno nie jestem szczęśliwy z tego powodu, że Mariusz zbyt często uciekał się do fauli, a sędzia jakoś tego nie widział.