Panika zaczęła się w ubiegłym tygodniu po artykule w "Gazecie Wyborczej", który sugerował, że grupa religijna "Karma kagyu to niebezpieczna sekta", "propaguje permisywizm seksualny, czyli uprawianie seksu niezobowiązującego na zasadzie każdy z każdym".
Z tekstu można było się dowiedzieć, że Karma kagyu, czyli buddyści Diamentowej Drogi werbują nowych członków w bydgoskich szkołach. Przykład? W sali VI LO po południu odbył się wykład, który poprowadził filozof Karol Ślęczek z Karma kagyu. Przyszło 30 osób, w tym ponoć wielu młodych.
Wojewoda Zbigniew Hoffmann natychmiast "wyraził głębokie zaniepokojenie doniesieniami o aktywności sekty". Bożena Adamska, kujawsko-pomorski kurator oświaty, wczoraj wysłała do dyrektorów szkół apel, aby kierowali się rozwagą wynajmując sale stowarzyszeniom i organizacjom.
Tymczasem w Toruniu rozpoczęły się obchody 30-lecia buddyzmu Diamentowej Drogi w Polsce. - Na razie wszystko idzie zgodnie z planem - mówił "Pomorskiej" Sergiusz Szolka z Karma kagyu. Wczoraj wernisaż i wykład "Buddyzm a nauka" w Domu Muz. Dziś wykład o miłości i partnerstwie. Jutro pokaz mis tybetańskich.
Jednak po tekście w "Wyborczej" buddyści z Karma kaggyu są rozżaleni, chcą pozwać autorów do sądu. - Nazwanie nas groźną sektą, to oszczerstwo - mówił Szolka. - Do tej pory byliśmy odbierani przez innych z sympatią, teraz nastawienie się zmieniło. Nie rozumiemy schizofrenii "Wyborczej". To przecież właśnie ta gazeta zamieściła wcześniej zaproszenie na wykład w bydgoskim liceum.
A kilka lat wcześniej ta sama gazeta w tekście Ewy Siedleckiej, informowała o sprawie sądowej: Związek buddyjski "Karma kagyu" kontra karmelitanka, siostra Michaela, która napisała o związku, że jest destrukcyjną sektą uprawiającą molestowanie seksualne i psychomanipulację. Sąd uznał, że to nie ma pokrycia w faktach.