Na szczęście nowy wykonawca, warszawski "Budimex Dromex" wziął się ostro do pracy i jeżeli tylko utrzyma dotychczasowe tempo wyznaczony na 17 września br. termin oddania estakady do użytku może zostać dotrzymany. Nie zmienia to faktu, że będzie to prawie rok od momentu kiedy nowa przeprawa miała być gotowa.
A pieniądze płyną
Nad wiaduktem wisi jakieś fatum,a może nawet klątwa. Podobnie ślimaczyła się bowiem jego budowa, pod koniec lat 70. W końcu, gdy ówczesne władze partyjne zdenerwowały się, roboty kończono nie bacząc na mróz i śnieg. Jeżeli doda się do tego błędy konstrukcyjne (brak odwodnienia), delikatnie mówiąc niegospodarność (gdzieś najwyraźniej ulotniła się część cementu, bo schody zaczęły się sypać już w kilka lat po zakończeniu prac) oraz złe warunki atmosferyczne nie powinno nikogo dziwić, że 30 lat później estakada nadawała się już tylko przebudowy.
Problem w tym, że wybrany w przetargu wykonawca - bydgoski "Rawex", zamiast pracować nad zburzeniem starego wiaduktu i zbudowaniem nowego, skoncentrował się przede wszystkim na oskarżaniu szefów Miejskiego Zarządu Dróg, a potem władz Torunia o działanie na szkodę gminy.
Był maj 2003
Estakada została zamknięta dla ruchu na początku maja 2003 r. Pierwsze samochody i tramwaje miały nią przejechać pod koniec listopada ub. r. Nie pojechały, bo jak w październiku zeszłego roku stwierdził prezydent Michał Zaleski "Rawex od samego początku inwestycji był zainteresowany jej opóźnianiem".
Miasto zerwało umowę z bydgoską spółką, która wkrótce potem upadła, a jej szef Krzysztof Gotowski zginął w tajemniczych, nie wyjaśnionych do dziś, okolicznościach. Po upadłości "Raweksu" okazało się, że długi tej firmy przekraczają wartość jej majątku. W ten sposób Toruń stracił szanse na odzyskanie 1,2 mln zł z tytułu kar umownych. Mimo, że wcześniej sam zapłacił wykonawcy ponad 3 mln zł, za dotychczasową robotę.
Listę strat gminy uzupełniają koszty (w granicach miliona złotych) jakie poniósł MZK z tytułu objazdów oraz samodzielnego odtworzenia (ok. 500 tys. zł) gazociągu zaopatrującego w to paliwo mieszkańców Wrzosów oraz Mokrego.
"Budimex", który wygrał przetarg na dokończenie inwestycji zarobi ponad 10 mln zł.
NIK, ABW, Kurczuk
W lipcu ub. r., gdy prace na wiadukcie stanęły szefowie "Raweksu" zwołali konferencję prasową, na której poinformowali, że złożyli do prokuratury doniesienie o przestępstwie. Mieli się go dopuścić ówcześni dyrektorzy MZD Janusz**Czajkowski oraz jego zastępca Sławomir**Chojnacki. Zdaniem bydgoskiej spółki wiaduktu nie trzeba było rozbierać (choć tak orzekli fachowcy z Instytutu Badawczego Dróg i Mostów), wystarczyłby remont.
Od tego czasu przygotowanie i przebieg inwestycji lustrowali: Wydział Kontroli magistratu (dwa razy), NIK (kontrola trwa), Prokuratura Okręgowa oraz Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. A poseł Bogdan Lewandowski (wtedy jeszcze SLD, dziś w opozycji wobec dawnych kolegów) zawracał głowę toruńską estakadą Ministrowi Sprawiedliwości Grzegorzowi Kurczukowi.
Efekt jest taki, że niedawno zapadła decyzja o kolejnym przedłużeniu terminu zakończenia śledztwa, do końca czerwca br. Czyli prawie rok od złożenia doniesienia. Jak tak dalej pójdzie wiadukt będzie stał, a biegli będą się dalej zastanawiać czy należało go rozbierać. Budomix zdejmie z toruńskiego wiaduktu klątwę, ale skąd się ona wzięła nigdy się nie dowiemy.
