- Wziąłem kredyt hipoteczny, 130 tys. zł, w dużym banku z polskimi tradycjami - opowiada Marian S. z Kruszwicy. - W dniu, gdy byliśmy umówieni u notariusza okazało się, że sprzedający mieszkanie zmienili zdanie. Zostałem bez mieszkania, za to z podpisaną umową kredytową. Poszedłem więc do banku ją zerwać. Tutaj usłyszałem, że i tak muszę zapłacić prowizję: 1,7 procent od wartości kredytu, czyli aż 2,2 tys. zł. To rozbój w biały dzień! Proszę nie podawać nazwy banku, bo cały czas z nim negocjuję, choć, jak na razie, bez skutku.
Banki nie idą klientom na rękę
Z informacji, jakie otrzymaliśmy z KNF wynika, że banki niechętnie idą klientom na rękę. - Wiele osób skarży się, że nie może dojść z nimi do porozumienia, zwłaszcza, gdy chodzi o kredyty i pożyczki - twierdzi Katarzyna Biela, specjalista ds. ochrony klientów w KNF.
Kryzys przyczynił się m.in. do tego, że klienci mają kłopoty z płaceniem rat, bo wielu z nich straciło pracę.
- Otrzymujemy także coraz więcej sygnałów od dzieci emerytów, którzy pytają wprost: "Dlaczego banki pożyczyły tyle pieniędzy naszym rodzicom z tak skromnymi dochodami?" - powtarza Biela. - Dzieje się tak, gdyż dotąd nie przywiązywano wagi do sprawdzenia możliwości klientów.
Kuleje też jakość obsługi. Pracownicy dzwonią do klientów o godz. 6.00 lub po 22.00 - przeważnie dotyczy to spraw windykacyjnych.
Klienci mają rację!
Ponadto wciskają lokaty, na których nie zarabia się tyle, co w reklamie. Klienci nie zawsze są również uczciwie informowani o kosztach obsługi karty kredytowej, prowizjach czy oprocentowaniu.
Czytaj też:**Banki nas mamią **
Według KNF skargi w 60 proc. są zasadne (a można je składać na formularzu dostępnym na stronie www. knf. gov.pl).
Tymczasem komisja pracuje nad nowym sposobem określania maksymalnej zdolności kredytowej.
Czytaj też: Bank PKO BP oszukiwał klientów, zapłaci ponad 5 milionów złotych kary
