Startując w wyborach, zapowiadał pan, że nie będzie już kandydować. Zresztą, już by pan nie mógł w związku z dwukadencyjnością.
W myśl obecnie obowiązującego prawa w Polsce, faktycznie za pięć lat nie będę mógł się ubiegać o reelekcję. Wierzę jednak głęboko w to, że rząd wycofa to prawo. Dwukadencyjność w Europie, jeśli się nie mylę, jest tylko w Polsce i Portugalii. W innych krajach nie ma. Ona jest szkodliwa dla młodych ludzi, którzy służą mieszkańcom 10 lat i muszą się wycofywać z zawodu, choć byliby wybrani. Uważam, że wybory bezpośrednie są miernikiem tego, czy ktoś może być samorządowcem, czy nie. Zostawmy to ludziom. Nie wpływajmy z góry na to, gdzie ktoś ma pracować przez 10, 15 lat.
Gdyby dwukadencyjność została cofnięta, byłby pan skłonny startować?
Nie, ponieważ będę miał w wówczas 65 lat i będę miał na liczniku 30 lat służby i pracy dla mieszkańców. Uważam, że będę mieć wtedy jeszcze cząstkę życia, żeby zacząć coś nowego, zakładając, że do tej 70., 80. dożyję.
Skoro jest to pana ostatnia kadencja, co będzie pana języczkiem u wagi?
Przede wszystkim obietnice wyborcze, które złożyłem. To nie są dla mnie tylko obietnice a zapewnienia. Dokończenie zachodniego obejścia, budowa węzła Nieżychowice, drugiej jezdni południowej obwodnicy, budownictwo komunalne, drogi osiedlowe i, jeżeli KPO będzie porządne, hala widowiskowo-sportowa. Chcę odejść z podniesioną głową i też deklaruję, że chciałbym mieć pewien wpływ na to, kto będzie po mnie. Na pewno kogoś poprę i będę prosić o kontynuację tego sposobu rozwoju miasta. Chojnice są specyficzne z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy w strefie peryferyjnej, czyli mamy po 100 kilometrów do każdego dużego miasta. Po drugie, mamy bardzo silną partnerkę dookoła Chojnic, to jest gminę Chojnice. Gmina dla miasta jest wartością niezaprzeczalną. Tak samo miasto dla gminy. Jesteśmy silni siłą dwóch samorządów. Chciałbym rozwoju miasta społeczno-gospodarczego razem - miasto i gmina.
Mówiąc o następcy, ma pan na myśli konkretną osobę?
To jest logiczne. Moim wiceburmistrzem jest od przeszło pięciu lat Adam Kopczyński. Ja go przygotowuję do tej roli. Czy się podejmie tego wyzwania, to nie jest takie proste, bo akt wyborczy jest skomplikowany: Wojciech Szczurek, burmistrz Namyślak, pan burmistrz Krzysztofiak, to są ludzie, którzy mają wielkie zasługi dla swoich miast, a przegrali wybory. Ja przeżywałem te wybory sześć razy i to nie jest takie proste. Ja też nie chciałbym w wieku 65 lat poddać się weryfikacji. W tych wyborach marzyłem, żeby nie przegrać. Nie przegrałem. Dostałem super wynik - ponad 69 proc. czyli jestem szczęściarzem. Trzeba teraz przez pięć lat ciężko pracować, żeby utrwalić w ludziach tą myśl, którą w sobie mieli, kiedy na mnie głosowali. Nie można teraz powiedzieć, że sobie usiądę i będę chodził z podniesioną głową: zobaczcie zbudowałem ChCK, zbudowałem Park 1000-lecia, zrobiłem to i tamto. To już było. W tej chwili otwieramy nową kartę historii miasta, którą chcę zapisać.
Jakie są największe zagrożenia dla samorządu przez najbliższe pięć lat?
Jest ich bardzo dużo. Sytuacja samorządu nie może być oderwana od sytuacji makroekonomicznej, a ta - w mojej ocenie - jest bardzo zła. Po pierwsze – bardzo drogi pieniądz. Samorządy, które się zadłużają, żeby się rozwijać, a do nich należą Chojnice, w tej chwili ponoszą konsekwencje drogiego pieniądza. Koszt obsługi zadłużenia jest kolosalny. W mieście Chojnice to 7 mln zł, żeby obsłużyć odsetki od kredytów które wzięliśmy. Mamy w tej chwili około 100 mln zł zadłużenia, ale wykonaliśmy inwestycje za 500 mln zł. Koszt pieniądza jest zbyt wysoki. Po drugie jest potrzebna reforma finansów samorządów terytorialnych. Z tych pieniędzy, które mamy, po podwyżkach cen energii, kosztów pracy i tak dalej, ledwo równoważymy wydatki bieżące z dochodami bieżącymi. Nie ma z dochodów bieżących pieniędzy na inwestycje. To duży problem.
Trzeci problem – rząd powinien uruchomić, tak jak było to za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, fundusze, które będą wspierały inwestycyjnie samorządy terytorialne. Ja w tej chwili nie widzę takich funduszy. Dla przykładu. Mamy do zrealizowania Metalowiec. To jest osiedle, na którym nie mamy kanalizacji sanitarnej, mamy słaby wodociąg i nie mamy infrastruktury drogowej. To jest 30 mln zł. Sami tego nie dźwigniemy. Zmierzam do tego, że jeśli samorządy nie będą miały pieniędzy inwestycyjnych ze swoich dochodów, zatracą zdolność do inwestowania. Tak nie miało być. Ja liczyłem na KPO. Na razie nie widzę w KPO pieniędzy dla samorządów, poza bankiem żywności, który budujemy na osiedlu bajkowym. Tam mamy 5 mln zł dotacji, ale co to jest, kiedy rocznie inwestujemy 60 mln zł?
Zagrożeniem dla samorządów jest też dekoniunktura. W momencie, gdy na rynku pracy pojawi się bezrobocie, pojawią się problemy, które będą do nas wracać jak bumerang. Nie ma co ukrywać, że takie branże, jak meblarska, budowlana, one w tej chwili siadły. Chojnice rozwijały się przez 10 lat, między innymi dlatego, że mieliśmy silnych deweloperów. Oni budowali mieszkania. 1500 adresów w ciągu kilku lat o czymś świadczy. 60 proc. tych mieszkań jest na wynajem. Budownictwo jest kołem zamachowym gospodarki. Korzystają na tym wszyscy – producenci sprzętu AGD, stolarze, ci którzy wykańczają. To jest dźwignia rozwojowa. Jeżeli to siądzie, a widzę co się dzieje, rozmawiam z przedsiębiorcami, to wrócą stare problemy. Mam nadzieję że tak się nie stanie.
Odchodząc za pięć lat ze stanowiska, w jakim punkcie chciałby pan widzieć Chojnice? W jakim miejscu?
Chciałbym widzieć miasto tak, jak dzisiaj widzą je osoby z zewnątrz i w pewnym procencie chojniczanie. My pewnych rzeczy nie doceniamy. Zauważają to osoby przyjeżdżające do nas, wracające po latach. Porównują rozwój Chojnic do sowich miast i widzą, że miasto pięknie się rozwinęło. Nie stawiam sobie laurki, bo to nie jest tylko moja zasługa. Są deweloperzy, są przedsiębiorcy, są ludzie, którzy o to zabiegają. Chciałbym, żeby Chojnice cały czas się rozwijały i były w grupie miast, które cały czas poprawiają jakość życia. To nie tylko komunikacja, ale też dostępność do kultury, do sportu, do służby zdrowia, wreszcie do atrakcji, które są na terenie gmin Chojnice i Człuchów. Musimy się wymieniać tymi rzeczami.
A biorąc pod uwagę mieszkańców?
Chciałbym, żeby byli sobie wzajemnie życzliwi, żeby byli dumni ze swojego miasta, żeby młodzi ludzie pracy szukali niekoniecznie w Trójmieście, a to jest bardzo trudne. Znam wielu młodych ludzi, którzy wyjeżdżają, bo są tak zdolni, mają tak dużą wiedzę, że nie jesteśmy w stanie zaoferować im pracy za 20 tys. zł miesięcznie. Znam takich 25-, 26-latków, którzy takie pieniądze zarabiają. Chciałbym, żeby ludzie byli tutaj szczęśliwi. Zdaję sobie sprawę, że 30 proc. mieszkańców to są emeryci. Ja też za chwilę nim jestem. Chciałbym, żeby ta grupa także była szczęśliwa i zaopiekowana. Moim zdaniem chojniczanie mają na to olbrzymie szanse.
Dziękuje za rozmowę.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!
