Znaki rezerwujące miejsca pod ratuszem dla urzędników i ważnych gości urzędu zniknęły w piątek. To decyzja burmistrza Arseniusza Finstera. Powód? Jest ich kilka.
Do opisania problemu oznakowania miejsc pod ratuszem przygotowywaliśmy się od kilku dni, a dokładniej od poniedziałku, gdy pod ratuszem zaparkował jeden z członków komitetu zbierającego podpisy pod likwidacją straży miejskiej. Gdy dociekaliśmy, dlaczego tam parkuje, wyjaśnił, że te znaki są niezgodne z prawem. Komendant Straży Miejskiej Tadeusz Rudnik, którego o tą sprawę zapytaliśmy, uważał, że wszystko jest w porządku. I przed publikacją tekstu w "Pomorskiej" temat uciął burmistrz Arseniusz Finster. - W tym momencie oznakowanie to znika sprzed ratusza - zdradził na piątkowej konferencji włodarz miasta.
I przyznał, że zgodnie z przepisami znaki powinny być na wysokości 2,20 metra, a nie tak, jak jest teraz (komendant straży miejskiej uważa inaczej). Burmistrz nie chce też narażać się na krytykę i zarzuty, że na przykład na miejscu tym zatrzymuje się ktoś z jego bliskich lub znajomych. - Razem z dyrektorem urzędu będziemy parkować na tyłach ratusza - poinformował dziennikarzy.
Więcej wiadomości z Chojnic na www.pomorska.pl/chojnice.
I "uwolnił" trzy miejsca pod ratuszem. Znaki godzinę po wspomnianej konferencji zniknęły. Teraz, gdy do Chojnic będzie wybierał się ktoś ważny, na przykład marszałek, miejsca te zostaną zarezerwowane "pachołkami". A może wystarczyło jedno miejsce oznaczyć prawidłowym znakiem?
Kilka tygodni temu - również pod naciskiem i po wyrokach sądowych - ratusz musiał zmienić niepoprawne oznakowanie miejsc dla kierowców niepełnosprawnych. I to w całym mieście. Znaki pojawiły się już na poprawnej wysokości, a powstało również oznaczenie poziomie, którego do tej pory nie było, bo straż miejska upierała się, że nie musiało być.
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje