z Tadeuszem Skajewskim, przedsiębiorcą z Chojnic uhonorowanym tytułem Filantropa Roku 2003
- Wraz z żoną otrzymał pan tytuł Filantropa Roku 2003. Czy trudno jest teraz pomagać ludziom?
- Trudno w tym sensie, że jest zbyt wielu potrzebujących. Dla wszystkich nie starczy, człowiek by nie wydolił, gdyby chciał każdemu podać rękę.
- Kiedy się to zaczęło?
- Jak się firma zaczęła rozwijać, to mogliśmy sobie na jakieś gesty pozwolić. W sumie to delikatna kwestia, bo najpierw pracownicy muszą odczuć, że są dobrze traktowani, żeby działać charytatywnie. Po raz pierwszy wspomogliśmy drużynę piłkarską chłopców prowadzoną przez Janusza Fabicha, potem zainteresowaliśmy się Stowarzyszeniem na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, które wspieramy do dziś.
- Czy filantropem zostaje się dla sławy?
- Tłumaczyłem już wiele razy - ani dla sławy, ani dla satysfakcji osobistej. Tyle jest biedy dookoła, że człowiekowi żal. I jak ktoś wyciąga rękę, trzeba mu ja podać. Nigdy nie wiadomo, co nas samych spotka. Może też będziemy kiedyś potrzebowali pomocy?
- Odmówił pan kiedyś komuś?
- Raczej nie. Może czasami kwota mi nie pasowała. Ale daję nawet drobne sumki na wieczorki emerytów.
- Obdarowani okazują wdzięczność?
- Czasami aż tak, że człowiekowi robi się głupio.
- Czy cieszy się pan z tego tytułu?
- Jest to jakaś satysfakcja dla mnie z pewnością Mimo że można mnie nazwać kapitalistą, bieda nie jest mi obca. Bulwersuje mnie, że ludzie, którzy jeszcze do niedawna mieli pracę, potrafili utrzymać rodziny, teraz w zderzeniu z rzeczywistością, często przeżywają załamanie i są bezsilni. Jak można im pomóc, to jest to na pewno bardzo miłe.
