Wysięgnik zabiera nas ponad czwarte piętro bloku Spółdzielni Mieszkaniowej Budowlani. Pan Mariusz palnikiem rozgrzewa fragment dachu, po czym łopatą wygarnia całe kawałki śniegu. Jest on podtopiony i zlodowacony na zewnątrz od słońca.

Najpierw trzeba rozgrzać kawałek dachu
(fot. Fot. (ak))
Ale nie to jest najgroźniejsze. - Widzi pani, jak głęboko sięga ten śnieg?
- No widzę, jakieś... pół metra może.
- No i on od wewnątrz się zaczyna topić. Tego nie widać, ale w pewnym momencie cała taka podtopiona i częściowo zlodowacona gruda ześlizguje się na dół - opowiada.

(fot. Fot. (ak))
Chwyta łopatę i zdziera z dachu całe połacie śniegu.
Potem znowu palnik i kolejny metr wzdłuż dachu odpada.
Po 15 minutach pan Zbigniew Nełke, właściciel firmy wykonującej dla "Budowlanych" usługę usuwania śniegu i lodu z budynków, opuszcza koszyk na dół.
Przed nimi jeszcze dobrych kilka godzin pracy zanim budynek będzie bezpieczny.