https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Byłem świadkiem podpalenia

Wojciech Mąka
DAG nie skończono rozbudowywać. Na zdjęciu:  jeden z niedokończonych obiektów, którego  przeznaczenie do dziś nie jest znane.
DAG nie skończono rozbudowywać. Na zdjęciu: jeden z niedokończonych obiektów, którego przeznaczenie do dziś nie jest znane.
Sabotaż? Przypadkowy wybuch? Dzięki relacjom naszych Czytelników wiemy więcej o wydarzeniach w hitlerowskiej fabryce zbrojeniowej Dynamit AG w Bydgoszczy.

     Józef Ruszkowski pochodził ze Skępego. W 1943 roku jako 15-latka wysłano go do Bydgoszczy. - Nocowaliśmy w sali gimnastycznej szkoły przy ul. Bernardyńskiej - wspomina. - Następnego dnia zawieziono nas do DAG. Mieszkałem w barakach w tzw. Lager 10, niedaleko kotłowni zakładów.
     - W 1944 roku trafiłem do pracy przy rozładowywaniu wagonów. Pociągami przywożono proch. Z tego co pamiętam, transporty przychodziły w podobnej, ale już pracującej pełną parą fabryce w Krzystkowicach. Proch był zapakowany w jedwabne worki, a te - w drewniane skrzynki.
     **_Prawdziwy Polak i papierosy

     Razem z Ruszkowskim przy rozładowywaniu wagonów pracował Leon Schulz. - _To był starszy mężczyzna, prawdziwy Polak - opowiada Ruszkowski. - Po wypadku w Krzystkowicach skierowano go do Bydgoszczy. Zaprzyjaźniliśmy się. Kiedyś podczas jakieś przerwy w pracy stanęliśmy pod betonowym magazynem. Był zamknięty. Schulz poczęstował mnie papierosem. Paliliśmy w milczeniu. W pewnym momencie Schulz powiedział: "A teraz patrz i rób dokładnie to, co ja". Po czym zaciągnął się po raz ostatni papierosem, przykucnął i wsunął go do magazynu - przez szparę między drzwiami a podłogą. Zrobiłem to samo. Odeszliśmy stamtąd.
     _Po jakimś czasie w okolicy magazynu zaczęło się piekło. - _Syreny, gestapo, pokrzykiwania
- opowiada Ruszkowski. - Nie__do końca wiedziałem, co się stało. Dopiero potem zobaczyłem. Okazało się, że w magazynie składowano sterty jedwabnych worków, w których przywożono do DAG proch. Cały budynek był popalony od wewnątrz. Pożaru nie zauważono od razu, bo budynek był szczelnie zamknięty i materiał tylko się tlił. Ale zniszczenia były ogromne. To zasługa Schulza.
     **_Drzewa jak marchew

     - Potem pracowałem fizycznie na wydziale NGL, tam gdzie produkowano nitroglicerynę - relacjonuje Ruszkowski. - Ze względów bezpieczeństwa obowiązywały na tym terenie bardzo ostre rygory. O otwartym ogniu albo paleniu papierosów można było zapomnieć, chociaż nie do końca. Zdarzało się, że podczas przerw w pracy paliliśmy ukradkiem. Kadrę inżynierską na wydziale stanowili wyłącznie Niemcy. Był tylko jeden Polak - inżynier.
     - _Pamiętam to wydarzenie jak dziś. Mieliśmy przerwę w pracy, trochę się przekomarzaliśmy z kolegami. Jeden z nich odpoczywał na wózku. Popchnęliśmy ten wózek razem z nim. Bardzo się denerwował. Potem poszedłem na piętro jednego z budynków. Chciałem zapalić papierosa. Zrobiłem to tak, żeby nikt nie widział. Nagle - potężna eksplozja. Rzuciło mnie. Okno przy którym stałem, wypadło. Zbiegłem prędko na dół. Panował chaos. Drzewa wyglądały jak odwrócone marchwie: pnie były pozbawione gałęzi. Zobaczyłem jakiegoś człowieka, który leżał i nie ruszał się. Przypomniałem sobie, że gdy paliłem na piętrze, widziałem mężczyznę w bardzo silnych okularach. Może to on spowodował wybuch? Natychmiast chyłkiem pobiegłem w krzaki zakopać moje papierosy. Było wiadomo, że Niemcy zaraz zaczną wszystkich rewidować, żeby znaleźć winowajcę. Potem mówiono, że do tego wypadku doszło, gdy uruchamiano produkcję na NGL. Coś nie wyszło. Podczas tej eksplozji zginęło dwóch Niemców. A mój kolega, któremu psociliśmy się, gdy leżał na wózku, potem nam dziękował za to, że go przepchnęliśmy. Tam gdzie wózek stał poprzednio, leżał wielki kawał betonu. Podczas eksplozji odpadł fragment sufitu.
     **_Anglicy mieli najlepiej
     Zbigniew Podliński, bydgoszczanin, również pracował w DAG. - _Pracowałem w firmie "Max Poppel Eisenbaum Beton Gesellschaft" - _wspomina
. - Budowaliśmy kanały ściekowe i betonowe obiekty produkcyjne. Pamiętam, że angielscy jeńcy już na pierwszy rzut oka stanowili odrębną społeczność. Byli zawsze butni, nieprzystępni. Ich mundury były czyste, buty lśniące. Niemcy inaczej ich traktowali. Jeńcy pracowali tylko od godz. 7 do 12.**Dostawali paczki z Czerwonego Krzyża. Były w nich rzeczy, o których tylko mogliśmy marzyć. Czasami jednak udawało się coś wymienić. Jedynym miejscem, gdzie było to możliwe, była latryna. W zamian za mydło, konserwy z mięsem i papierosy z paczek dostarczaliśmy angielskim jeńcom przyprawy, nici i igły.
     

     **_

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska