Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byli zagrożeni wykluczeniem. Teraz sami sobie dają socjal

Jolanta Zielazna jolanta.zielazna @mediaregionalne.pl
zdjęcia: autorkaGabriela Sturlis (po lewej) i Irena Oczkowska - zarząd Spółdzielni Socjalnej Kujawianki w swoim "Skansenie smaku”
zdjęcia: autorkaGabriela Sturlis (po lewej) i Irena Oczkowska - zarząd Spółdzielni Socjalnej Kujawianki w swoim "Skansenie smaku”
Szefowe "Skansenu smaku": - Jak fajnie jest wchodzić na górę. Szkoda, że nie wszystkim się udaje...

Prezesce po nocach nie śni się już smażenie kotletów. Ale gdy opowiada o początkach spółdzielni, emocje sięgają zenitu. I płyną łzy.
Płacze też jej zastępczyni Irena. Łatwo im nie było.
Sceneria niecodzienna: "Skansen smaku" - niewielki, przytulny bar na włocławskim Michelinie, dwie kobiety opowiadają, jak startowały z biznesem, który powoli się rozkręca.
Otworzyły 13 marca, po czterech miesiącach ciężkiej pracy. W maju zorganizowały już trzy przyjęcia komunijne. Po pół roku działalności były w stanie trzem osobom wypłacić pełne pensje. Wcześniej zarobione pieniądze inwestowały w niezbędne udogodnienia.

Czytaj również: Miejsca pracy? Radni Raciążka mówią: nie

Grzegorz Dudziński na tle planszy Otwarta Przestrzeń Światłownia opowiada, jakie paradoksy prawne trzeba było pokonać i jakie łamańce wykonać, by "Światłownia" mogła zaistnieć. Od administracji dostali kompletnie zrujnowany lokal przy ul. Świętej Trójcy w Bydgoszczy, z którego wcześniej rozkradziono wszystko, co się dało. Po roku wpisali się w rytm piątkowych koncertów "muzyki z krainy łagodności", zorganizowali II Festiwal Widzących Dusza "Muzyka otwiera oczy".

Bo "Światłownię" prowadzą ludzie, którzy mają kłopoty z wzrokiem. Toteż w trudnych chwilach żartują sobie: Problemy? Nie widzę!

Golub-Dobrzyń, handlowy pawilon w centrum. Wśród wielu tablic i ta: Niepubliczny Punkt Przedszkolny "Mały Książę". Na piętrze kolorowe ściany, zabawki i gwar dziecięcych głosów. "Mały Książę" wziął się z projektu aktywizacji bezrobotnych "Krok po kroku", prowadzonego przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Skoro jesteśmy bezrobotne, to co mamy do stracenia?
Przedszkole zaczęło działać latem 2010 roku. Z ośmiorgiem dzieci na początek.

Bez dotacji

Kawiarnia artystyczna "Filiżanka bez uszka" odnajduje się w nowym miejscu Włocławka. Ładnie urządzony lokal, pyszne ciasto pieczone przez Elwirę Skowronek, notabene krawcową zwolnioną po 16 latach pracy. - Moim marzeniem zawsze było mieć własną cukiernię - przyznaje.
Co łączy włocławski "Skansen smaku", "Filiżankę bez uszka", bydgoską "Światłownię", golubskiego "Małego Księcia"? Prowadzą je spółdzielnie socjalne.
Spółdzielnią socjalną są bydgoscy "Kreatywni", mrotecka "Wspólnota" i wiele innych. W województwie zarejestrowanych jest ich 45, w kraju - 813.

Spółdzielnia socjalna to taka firma, którą mogą utworzyć osoby zagrożone wykluczeniem społecznym: bezrobotni, niepełnosprawni, byli więźniowie i inni. Na początek może dostać wsparcie finansowe, ale później musi radzić sobie sama.
Bycie spółdzielcą to nie to samo, co praca na etacie. Wielu spółdzielców potrzebuje bardzo dużo czasu, by to zrozumieć. To jak prowadzenie własnej firmy, w której ogląda się każdą złotówkę, jak najwięcej robi samemu, nieustannie szuka zleceń. A pensję wypłaca sobie wtedy, gdy pieniądze wpłyną do kasy.
Dlatego na początku wszyscy zakasują rękawy, w pracy nie ma podziału na zarząd i resztę.

"Kujawiankom" nie było łatwo przerobić pocztę na bar. Na szczęście wśród pięciu członków-założycieli mają też panów. Niewielka grupka kuła ściany, budowała kuchnię, kobiety ściany gipsowały, malowały. - Tylko hydraulikę i elektrykę musieliśmy zlecić innym - podkreśla Gabriela Sturlis, prezes. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z gastronomią. Ukończyła liceum, pracowała w sklepie, była instruktorem strzelectwa sportowego. Teraz dokształca się z dietetyki.

Przeczytaj też: Samorządowa Spółdzielnia Socjalna "Kujawianka" czeka na rejestrację

Gabriela Sturlis i Irena Oczkowska płaczą nie wtedy, gdy opowiadają o kuciu ścian, malowaniu, kosztach. Najtrudniejsze chwile przyszły latem. Jeszcze na festynie Irenka z wielkim brzuchem robiła makaron, ale w lipcu pojechała rodzić. - Zostałam w kuchni sama. Był upał, pracowałam od rana do późnego wieczora, było mi bardzo ciężko - opowiada Gabriela Sturlis i ociera łzy. - Siadłam na ławeczce przed barem i płakałam, żeby w domu nie płakać, żeby mąż nie widział.

Rękawy musiały też zakasać kobiety z golubsko-dobrzyńskiej Spółdzielni Socjalnej Signum, tej od "Małego Księcia". Ale to nic, w porównaniu z próbami założenia spółdzielni.

Justyna Majewska, prezeska Signum opowiada, jak w lutym 2010 roku zorganizowały zebranie założycielskie spółdzielni. Rozwiesiły o tym informacje w mieście. - Przyszło około 30 mieszkańców i kilka osób, które wiedziały, jak spółdzielnię zakładać. Z tej trzydziestki zostały dwie, które chciały coś robić. A założycieli spółdzielni musi być minimum pięć.

Gdy się udało ich zebrać, były problemy ze znalezieniem poręczycieli na wkład członkowski. Wkład dawał PUP, ale wymagał poręczycieli. A kto chce poręczać bezrobotnym?!

Na prowadzenie przedszkola zdecydowali się, gdy uzmysłowili sobie, że do miejscowych placówek są listy rezerwowe.
Pieniądze poszły na remont, a przede wszystkim wyposażenie. Meble dla dzieci muszą mieć atest. Panie na początku pracowały bez wynagrodzenia.
Powoli się rozkręcało. Same zorganizowały choinkę dla dzieci z mniej zamożnych rodzin. - Zespół, który grał, zgłosił się sam - opowiada Justyna Majewska. Teraz mają 30 dzieci, zatrudniły już dwie osoby, mają stażystów. Ale ciągle martwią się, czy przetrwają na rynku.

Grzegorz Dudziński, były dziennikarz, prezes bydgoskiej Spółdzielni Socjalnej Widzących Duszą "Światełko" wspomina: - Mieliśmy 30 tysięcy złotych na cały remont lokalu, a ADM chciał 22 tysiące za samo założenie prądu.
Szukali tak długo, aż znaleźli firmę, której zapłacili tylko ponad tysiąc złotych. Za materiały. Resztę rozliczyli usługami. Minęło kilka tygodni intensywnej pracy, by ruina stała się kawiarenką. Organizują koncerty, sprzedają obrazy i rękodzieło wykonywane przez niepełnosprawnych.

Ciągle poszerzają działalność, bo z tego co robią, trudno spółdzielni się utrzymać. Ostatnio oferują pizzę, zatrudnili fachowca do jej przygotowania. Można zamówić z dowozem. - Gdy startowaliśmy, trudno było zachować płynność w finansach - mówi Dudziński. - Teraz zaczynamy łapać oddech.
Zatrudnili jedną osobę, mają dwóch stażystów.

Włocławska "Filiżanka bez uszka", gdy okrzepła przy Hutniczej, po półtora roku musiała się wynieść. Nowe, ładne miejsce ma przy ul. Długiej. - Nie zaczynamy od nowa, ale w nowym miejscu na nowo budujemy swoją tożsamość wśród mieszkańców - mówi Marzena Rosiak, wiceprezes zarządu Spółdzielni socjalnej "Free Way", która prowadzi "Filiżankę".
Nawiązali współpracę ze studiem Jolmart, poszerzyli ofertę. W nowym miejscu odnajdują ich dawni klienci. To cieszy.

Spółdzielnia socjalna to nie jest łatwy chleb. Ma się utrzymać działając, jak normalna firma, ale pamiętać, że musi integrować wykluczonych ze społeczeństwem.
Z ponad 40 zarejestrowanych w regionie działa może połowa. Takie, jak te, które pokazaliśmy i jeszcze kilkanaście innych. Bo dobrali się bezrobotni, którzy chcieli coś w swoim życiu zmienić na lepsze.
- To tak, jak w jednoosobowych firmach. Też nie wszystkie się utrzymują - zauważa Iwona Borkowska z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej. - Dla mnie najsłabszy punkt to brak kompetencji osób zarządzających. Musi być ktoś, kto ma pomysł, jak zarządzać kapitałem, by zarabiał. Jak w każdej firmie.

Zobacz także: Gminy Strzelno i Jeziora Wielkie utworzą spółdzielnię socjalną. Mieszkańcy dostaną pracę i staż

Gabriela Sturlis, szefowa "Kujawianek" mówi, że gdyby dziś zakładała spółdzielnię socjalną, skrupulatnie dobierałaby ludzi. - Jeśli ktoś tworzy swój interes, a nie potrafi nic weń włożyć, to jak zarabiać pieniądze?
Nie wszyscy rozumieją, że miejsce pracy trzeba stworzyć sobie samemu, zabiegać o zlecenia, negocjować umowy, że czasami nie wystarcza na pensje, bo trzeba pieniądze zainwestować.
"Kujawiankom" w przetrwaniu jeszcze pomaga PUP - daje na składki ubezpieczenia społecznego. "Światłownia" korzysta z dopłat PFRON, bo zatrudnia niepełnosprawnych, "Filiżanka bez uszka" nie ma żadnego wsparcia. - Żeby pracować, trzeba mieć motywację, a pieniądze to jeden z głównych motywów - mówi Marzena Rosiak. - Było różnie, czasami nie było na wypłaty, ale teraz idziemy do przodu.

Satysfakcja? Jest wtedy, gdy Gabrysia z Ireną w urzędzie pracy wchodzą na pierwsze piętro i mówią do siebie: - Jak fajnie jest wchodzić na górę, a nie tam, na dole odhaczać się na liście bezrobotnych.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska