Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Było i nie ma. Bydgoski biznes lat 90. - kto upadł, kto rozkwitł

Adam Willma
Adam Willma
Odpryski spraw aferalnych z lat 90. do dziś są obiektem dociekań prokuratury
Odpryski spraw aferalnych z lat 90. do dziś są obiektem dociekań prokuratury Jarosław Pruss
Szanowni państwo, oto Bydgoszcz. Biurowiec z lewej należy do Rometu, ta hala to Foton, w a w tej części widzimy ogromny kompleks Zachemu. Tu natomiast nowy sklep Domaru. A, nie, przepraszam, to już nie ta Bydgoszcz.

Bydgoski biznes z lat 90. mógłby być prze­dmiotem niejednej pracy naukowej. Bo można było znaleźć tu wszystko: dramatyczne upadłości, ale i upadki, które po latach przekute zostały w sukces. Mieliśmy w Bydgoszczy nomenklaturowe przekształcenia i modelowe prywatyzacje. Były też eksplozje (niekiedy w dosłownym tego słowa znaczeniu) nowego biznesu.

Gdyby w 1989 roku bydgoszczanina na ćwierć wieku zahibe­rnować, a po przebudzeniu obwieźć go ulicami, nie poznałby swojego miasta.

Pegaz uleciał
Szkaradny budynek Fotonu dawał w PRL zatrudnienie 900 osobom. Zmiany technologiczne by­ły jednak nieubłagane, nawet dla takich gigantów jak Kodak, a co dopiero dla trudnych do zreformowania socjalistycznych molochów.

W 1992 firma została przekształcona w jednoosobową pó­łkę Skarbu Państwa. Na nic zdało się przejęcie Fotonu SA przez będący w lepszej kondycji czeski ko­ncern FOMA. Kroplówką dla pacjenta w agonii były klisze rentgenowskie i materiały do rejestratorów prędkości. Ostatecznie fotografia cyfrowa uśmierciła bydgoski Foton w 2007. Tradycje Fotonu próbowała kontynuo­wać firma Foton BIS, ale i ta znajduje się dziś w likwidacji.

Znajdujący się przy ul. Fordo­ńskiej biurowiec po Romecie, dziś odremontowany i elegancki - to inna historia. Wielki Pegaz (symbol Rometu), który stał nan je­dnej z hal nie musiał stąd ulecieć. Ta porażka ma konkretnych autorów. Owszem, przerosty zatrudnienia, oporne związki zawodowe, ale to przede wszystkim minister Wiesław Kaczmarek sprawił, że po polskim gigancie nie ma dziś śladu. Ministerstwo Przekształceń Własnościowych nie dość że nie zgodziło się na podział firmy (kilku inwestorów było zainteresowanych działem motorowerów), to jeszcze otworzyło szeroko drzwi na dalekowschodnie rowery, w czasie gdy Romet nie był jeszcze przygotowany na taką konkurencję. Tymczasem niewiele brakowa­ło, a obok Pegaza zawisłoby logo Yamahy.

O ile hale fabryczne da się odtworzyć stosunkowo prosto, to wraz z Rometem pogrzebany został Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Pojazdów Jednośladowych, a z nim (ostatecznie w 2005 roku) kilkudziesięcioletnia tradycja przemysłowa Bydgoszczy.

Bomba w Zachemie
Były jednak w Bydgoszczy również pogrzeby z happy endem. Do takich należała likwidacja Formetu, który przed 1989 rokiem dawał pracę 2 000 bydgo­szczan. Firma powoli osiadała na dnie jako spółka Skarbu Państwa, aby wyzionąć ducha w ro­ku 2013. Ścięcie pnia oznaczało w tym przypadku wykiełkowanie wielu pędów wokół. Szacuje się, że na bazie Formetu powsta­ło aż 18 firm formierskich, a Bydgoszcz stanowi dziś zagłębie tego przemysłu.

Młode pędy wyrosły również na próchnie Bydgoskiej Fabryki Mebli, która ewidentnie przespa­ła swoją szansę, zapatrując się w
czasy dawnej potęgi. Cios ostate­czny zadał fabryce niemiecki inwestor, jak się później okazało, ge­­szefciarz spod ciemnej gwiazdy.

Bydgoscy meblarze mieli swój udział w budowaniu potęgi polskiego eksportu meblowego. Hale po meblach przejęli spadkobiercy Eltry. Elektronikom, któ­rzy przez kilkadziesiąt lat wyposażali cały kraj w odbiorniki radiowe (m.in. pierwsze polskie radio tranzystorowe) szybko wybi­to z głowy mrzonki o konkurowaniu z dalekowschodnimi produktami. Eltra przechodziła z rąk do rąk aż w końcu na dobre zado­mowiła się w branży elektroinstalacyjnej. Na rynku są dziś co prawda dostępne odbiorniki z lo­go Eltry, ale z dawną bydgoską fabryka mają tyle wspólnego, co Brda z Żółta Rzeką.

Bydgoska Fabryka Kabli przeszła w swojej ponadstuletniej historii niejedno zawirowanie. I choć formalnie zniknęła z bydgoskiego firmamentu (dziś jest częścią krakowskiej grupy Tele-Fonika Kable) to jednak przez transformację przeszła niemal sucha stopą i może spokojnie patrzeć w przyszłość.

Do szczęśliwców zaliczyć mo­żna Zakłady Sklejki, które trafiły w prywatne ręce z udziałem ich dyrektora. Firma nie tylko przetrwała, ale rozwinęła się imponująco.

Największym cmentarzem bydgoskiego przemysłu jest, o­czywiście, Zachem – kiedyś oso­bne państwo w mieście. Po dawnej potędze pozostały skażone grunty, na oczyszczenie których trzeba będzie wydać miliardy. Na stypie tańczyć mogła tylko wojskowa część koncernu, która nabrała wiatru w żagle pod logo Nito-Chemu i jest dziś m.in. największym producentem trotylu w krajach NATO. Mniejsze lub większe biznesy z branży chemicznej rozlały się jednak po całej Bydgoszczy i okolicach.

Łzy i zgrzytanie zębów
Z przytupem zakończyła się historia Porty, pierwszej polonijnej firmy w Bydgoszczy (zbieżność nazw z producentem drzwi przy­­padkowa). Właściciel z Niemiec dał się przekonać polskie­mu pełnomocnikowi, że ten – jakoby w myśl polskiego pra­wa – musi przekazać mu wszelkie uprawnienia. Pełnomocnik w koronkowy sposób przygotował machinację, czyniąc z Porty wydmuszkę i transferując majątek do innej, założonej przez siebie.

Sprawa Porty była jednak tyl­ko niewinnym preludium do pó­źniejszych wydarzeń. Nie wszyscy pewnie pamiętają, że był czas, w którym Bydgoszcz próbowała promować się jako zagłębie polskiej bankowości. Pamią­tką tamtych czasów jest już tylko Bank Pocztowy. Najwięcej emocji wzbudzały jednak dwa inne banki – Bydgoski Bank Budownictwa oraz Bydgoski Bank Komunalny. Twarzą tego pierwszego pierwszego był niejaki Tadeusz K., który zakończył swoją karierę bankową sprawą karną. Za Bydgoskim Bankiem Komunalnym stała rodzina Stajszczaków, która w historii biznesowych perypetii miasta otwiera rozdział tak obszerny jak „Wojna i pokój”. Oba banki zakończy­ły zresztą podobnie – były łzy i zgrzytanie zębów. Bo jedni mieli wpłacić, a drudzy wypłacić i nigdy nie oddać.

Bank to wyższa szkoła jazdy, była też szkoła niższa. Uczęszczał do niej Zbigniew Stramowski, właściciel firmy Pol-Tech i sie­ci sklepów. Stramowski miał w swoim biznesowym portfelu nie tylko sieć sklepów, ale i „Dzie­nnik Wieczorny’. Zamiast banku założył sobie Loan Banc - piramidę z wysokim oprocentowaniem i zerową wiarygodnością. Jak się skończyło? Wielu bydgoszczan wolałoby nie pamiętać.

Nieświęta Rodzina
Stajszczakowie wystartowali mniej więcej w tym samym czasie, co Kulczykowie. Przybrali jednak zupełnie inną taktykę. Nie pchali się na salony, nie popijali konia­ku z politykami, nie przybierali pozy zatroskanych dobroczyńców. Ot, siedzieli w krzakach i robili pieniądze. Gigantyczne pieniądze i równie wielkie sztu­czki podatkowe.

Na początku dolary, później elektronika i cudowna żyła złota – tani spirytus. No i specjalność firmy – transfery z firmy do firmy. W liczbie firm należących do rodziny Janusza i Mirosława Stajszczaków trudno się było połapać, w każdym razie okrętami fla­gowymi (pod piracka flagą) były PolFrost, Maktronik, Domar i Weltinex. Operacje dokonywa­ne przez te przedsiębiorstwa by­ły tak zagmatwane (a czasem i doprawione „życzliwością” decydentów), że lokalna prokuratura błądziła w nich jak dziecko we mgle. Tym bardziej że Stajszczakowie dość wcześnie odkryli cudowny patent – rozpraszając swój majątek po Polsce i świecie. Dodać należy, że były to czasy, w których centralne bazy danych istniały w organach skarbowych jedynie w fazie koncepcji.

Tak oto zniknęły najgłośniejsze z marek, które urosły w czasie transformacji, ale na interesy bydgoskiej Familii nadal natknąć się można w różnych miejscach na świecie, na przykład w słone­cznej Hiszpanii. I na wielu półkach w archiwum bydgoskiej pro­kuratury.

Biznesmen Roku
Na początku lat 90. na bydgoskiej orbicie pojawił się również Andrzej Rzeźniczak, biznesmen z Chojnic, który imał się różnej działalności – zaczynał od świń, cukierni i słonych paluszków, ale szybko stał się dużym graczem. Nie tylko jednym z najbogatszych w owym czasie Polaków i Biznesmenem Roku (1991 i 1992), ale również senatorem Kongresu Liberalno-Demokratycznego i członkiem Komisji Polityki Gospodarczej. Znakiem rozpoznawczym Rzeźniczaka była Prywatna Agencja Lokacyjna. Skończyło się jak to często w owych czasach. Były senator kilka lat ukrywał się przed prokuraturą, ale w końcu trafił za kratki. I zmarł w areszcie.

Bydgoszcz wypiękniała, leciwe hale produkcyjne z lat 50. zastąpione zostały przez biurowce i Biedronki, a ci którym się udało, odcinają dziś kupony od sukcesu; najczęściej daleko od miasta, w luksusowych biurach na antypodach. Za to powstało mnóstwo innych, prężnie rozwijających się firm.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska