Kobietom niestraszny jest chirurg z dłutem roztrzaskujący kości, aby przedłużyć … nogi. Takie operacje wykonuje się w Polsce, ale gdy mają przesłanki medyczne. To metoda leczenia na przykład karłowatości.
Wystarczy jednak mieć grupy portfel i paszport, a zabieg wykonany zostanie na życzenie. Na Syberii działa klinika, która za pieniądze wydłuża nogi. Chętnych kobiet nie brakuje, są długie kolejki. Nie odstrasza ich perspektywa potwornego bólu trwającego miesiącami.
Jak to się odbywa? Chirurg dłutem łamie kości. Potem nogi na dziewięć miesięcy wkłada w specjalne szyny, które je rozciągają. W przerwie strzaskanych kości tworzy się nowa tkanka.
To jedna z drastyczniejszych metod na poprawienie urody. Ale weźmy też na przykład sposób walki z "jęczmieniem" na oku. Nie chcesz mieć szpecących guzków na powiece? Upuść sobie krwi … z ucha.
- To działa - przekonuje młoda radomianka, Weronika. I podaje sposób. Jak tylko pojawią się pierwsze symptomy, igłą trzeba przebić skórę na małżowinie i wycisnąć krew. - Krew jest ciemna, a po jej upuszczeniu, jęczmień się nie robi - mówi dziewczyna.
Zwykłe wiązanie na palcu czarnej nitki, albo pocieranie oka złotą obrączką to przeżytek w walce z "jęczmieniem".
W XXI wieku wydawać by się mogło, że takie babcine praktyki i ludowe wierzenia nie mają już racji bytu. A jednak, taki na przykład psi smalec. Dalej nie brakuje takich, co wierzą, że leczy. Pod Radomiem, kilka lat temu zlikwidowano farmę, gdzie go wytapiano. Byli kupcy, interes się kręcił, bo są ludzie wierzący, że psi smalec jest dobry na wszystko. Wedle funkcjonujących jeszcze opinii pomaga przy zapaleniu płuc, bólach żołądka, leczy rany.
Jeśli mowa o mięsie to nie trudno usłyszeć nawet w Radomiu historie o leczniczych właściwościach koniny. Końskie mięso ma świetnie robić na żołądek, a zwłaszcza na wrzody.
Jedni psy zabijają, inni do leczenia wykorzystują je za życia. Psia ślina ma mieć zbawienny wpływ na nie gojące się rany. Wystarczy dać się polizać czworonogowi.
- Jak dziś pamiętam z dzieciństwa moją siostrę, która zdarte przez buty pięty podstawiała do lizania naszej Sabie - opowiada Iwona Kądziel. - Przekonuje mnie do dziś, że to pomagało. I jakby teraz miała własnego psa też by tak robiła.