- Zapraszamy panią w wakacje na urodziny naszego najmłodszego dziecka - mówi Renata Wiszniewska. Wierzy, że do tego czasu sprawa się wyjaśni.
Teraz z nią i jej mężem mieszka tylko 16- i 18-latek. Obaj wychowankowie twierdzą, że w domu wszystko jest w porządku.- A jak inaczej, skoro mieszkają jeszcze pod jednym dachem? - pytają socjalni.
Od 2002 roku przez dom na bydgoskiej Osowej Górze przewinęło się 15 dzieci. W tym te trzy dziewczyny, które przekonują, że Wiszniewscy stosowali przemoc psychiczną. - O trzy za dużo - mówią pracownicy socjalni.
Rodzinny Dom Dziecka - bardziej po domowemu.
Rodzinny Dom Dziecka - bardziej po domowemu.
Takie placówki są alternatywą dla "normalnych" domów dziecka. Te rodzinne mieszczą się w zwykłych domach lub mieszkaniach. Dzieci wychowują się w warunkach bardziej zbliżonych do domowych. Do teraz w Bydgoszczy istniały dwa Rodzinne Domy Dziecka, w tym ten prowadzony od 2002 roku przez państwa Wiszniewskich. Maksymalnie mogło tutaj przebywać pięcioro wychowanków. Prowadzenie domu kontrolowane Gmina Miasto Bydgoszcz jest tutaj organem nadrzędnym, a bezpośrednią kontrolę nad placówką sprawuje Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Niczym praca Renata Wiszniewska była dyrektorem placówki, a jej mąż przez jakiś czas - wychowawcą. Otrzymywali za to wynagrodzenie i pieniądze na dzieci.
A może dziewczyny kłamią? - Fantazjowanie wpisane jest w rozwój dziecka, ale gdy dziecko dorasta, przestaje fantazjować - tłumaczy Natalia Lejbman, wicedyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych. - Mało prawdopodobne, żeby osoby, które się nie znają, kłamały jednakowo na te same tematy. Sprawny psycholog to wychwyci w badaniu.
Przeczytaj także: Mało kto chce przeprowadzić się do domu dziecka. Ja chciałam - mówi młoda bydgoszczanka
W tym przypadku eksperci uznali, że nastolatki mówią prawdę. Szybka decyzja miasta: dzieci muszą się stąd wyprowadzić, bo placówka jest likwidowana. Od wczoraj oficjalnie jej nie ma. - Zostałam zaproszona na spotkanie z panią dyrektor MOPS i panią wiceprezydent Elżbietą Rusielewicz, odpowiadającą za opiekę społeczną - dodaje Wiszniewska. - Chciały, żebym podpisała jakiś dokument, ale nie zrobiłam tego. A to była decyzja o rozwiązaniu Rodzinnego Domu Dziecka. Jej mąż uważa, że chodzi o finanse. Na każde dziecko dostają po trochę ponad 700 złotych miesięcznie. Mogą dostać więcej na inne wydatki związane z dziećmi i utrzymaniem placówki. - Miasto w zeszłym roku obiecało nam na remont domu 10 tysięcy złotych.
Potem odmówiło. Po naszych interwencjach dostaliśmy około 7 tysięcy - wspomina pan Czesław. - Żona upomniała się o te pieniądze i dlatego, w odwecie, miasto likwiduje nasz dom - twierdzi Wiszniewski.
Godzina 14.00 Jeden chłopak ma trafić do mieszkania usamodzielnienia, gdzie przebywają wychowankowie domu dziecka. Drugi - do innego bydgoskiego Rodzinnego Domu Dziecka. I to dzisiaj, do godz. 14. Wiszniewscy wczoraj nie wiedzieli jeszcze, co zrobią. - Zbadamy sprawę - mówi Ewa Drychuś z biura prasowego Rzecznika Praw Dziecka. Bydgoska prokuratura zrobi to samo. Do sprawy wrócimy.