Orkiestra dęta w Chełmży koncertuje najprawdopodobniej najdłużej w kraju.
- Mój pra-, pra-, pra- i jeszcze tak kilka razy, założył orkiestrę dętą w Zelgnie, folwarku pod Chełmżą - mówi Jacek Kałamarski, człowiek-instytucja-orkiestra, który bez grania długo wytrzymać nie może. Od siedmiu lat jest także prezesem Stowarzyszenia Muzycznego Kamerton w Chełmży. Orkiestrę przejął po wujku Leopoldzie, który skomponował hymn Chełmży. Przed wojną Kałamarscy pisali się przez "l", po wojnie dziadkowie zmienili pisownię nazwiska. W tamtych czasach połowę orkiestry stanowili członkowie rodziny. Bardzo podobnie było w kolejnych latach.
Jacek Kałamarski nauczył się grać na fortepianie, klarnecie, saksofonach, gitarze basowej i solowej. - Ale nie umiem grać na trąbce i skrzypcach! - uśmiecha się. Do pokoju zagląda półtoraroczna Maja. Czy córka już jest obciążona muzycznymi genami? - Niektórzy mówią, że już dobrze układa dłoń do grania, ale bez przesady! - podkreśla tata Jacek.
On sam miał w przeszłości dwuletni okres buntu. - Koledzy grali w piłkę, a ja ćwiczyłem gamy na pianinie. Odstawiłem instrument na dwa lata, ale sam - z własnej woli - wróciłem do pianina.
Potrzeba rodzinnego grania
Malutka Maja lekko mieć nie będzie, muzyczne geny przekazywane są nie tylko przez pokolenia Kałamarskich (każdy w rodzinie grał), ale także ze strony Maruszewskich, bo brat babci był koncertmistrzem na Wybrzeżu. Na perkusji grał dziadek Tadeusz, brat Leopolda. W bębny później uderzył ojciec pana Jacka. - Dziadek jeszcze z dziesięć lat temu jeździ z nami na koncerty, a nawet teraz ciekaw jest nowinek, gdzie i z kim będziemy grali.
W rodzinie muzykują: siostra Dorota, tata Marian (Wszystkiego najlepszego, dziś ma urodziny!), Wojtek (ze strony wujka Zbyszka), dalej bracia Krzysztof i Marek (ze strony zmarłego wujka Romana) oraz kuzyn Tomek.
Zawsze orkiestra grała na Boże Ciało i na pasterce. Raz odpłatnie, a raz nie. W tym roku zabrakło pieniędzy i procesja przeszła bez orkiestry, co niektórzy skomentowali, że było jak w kondukcie... ale takie czasy.
O swojej orkiestrowej rodzinie Jacek Kałamarski napisał pracę magisterską. Opisał kiedy, w jakim składzie i z jakim repertuarem koncertowała. Dziś - inne czasy. Ograniczenia finansowe - do których kilkakrotnie nawiązuje podczas rozmowy - wymuszają skromniejszą działalność. Właśnie z uwagi na ten deficyt, Big Band Kamerton, obchodzi (niestety - ciche) obchody 10-lecia działalności.
- Big band założyliśmy z kuzynem Tomkiem - opowiada Jacek Kałamarski. - Tomek w wojsku grał w orkiestrze, a później postanowiliśmy opracować amerykańskie standardy swingowe.
Obecnie w Big Bandzie Kamerton grają już muzycy z Bydgoszczy, Torunia, Świecia i Chełmży.
- Znaleźliśmy się w dziesiątce najlepszych polskich big bandów, to przecież o czymś świadczy - mówi z dumą Jacek. - W sezonie graliśmy około trzydziestu koncertów, m.in. ze Zbigniewem Wodeckim, Natalią Niemen, grupą VOX czy Felicjanem Andrzejczakiem. Kilka lat temu fundusze emerytalne chciały pozyskać klientów i organizowały koncerty. Złote czasy! Kamerton nagrał już dwie płyty, jedną w studiu Radia PiK.
Zamiast disco-polo
Jacek miał także epizod garażowego grania, po którym pozostał zespół bluesowy. Kolejnym przedsięwzięciem muzycznym jest Blues Band Japidos, który zbiera się podczas imprez charytatywnych, jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
- Ludzie muszą mieć dostęp do kultury wyższej, czas na muzykę żywą, a nie na disco-polo - opowiada prezes Kamertona. - Przez długi czas w Chełmży nie było domu kultury i porządniejszych imprez. Wtedy wymyśliliśmy Ogólnopolskie Impresje Orkiestr Dętych i Big Bandów. Odbyły się cztery edycje, a na każdą przyjeżdżało ponad trzystu orkiestrowiczów.
Gdyby ktoś myślał, że na wymienionych zespołach wyczerpuje się aktywność Jacka Kałamarskiego, to jest w błędzie. Kałamarscy mają również rodzinny zespół biesiadny Fama, który ma już zamówienia na 2009 rok, choć nie ograł jeszcze tegorocznego sezonu. - Wesela mają teraz bardziej bankietowy charakter, dostajemy kartkę z konkretnymi utworami do wykonania, ale niewiele jest tam disco-polo. Wesela się zmieniają, płynie już mniej alkoholu, ludzie zaczęli szanować swój czas, to wszystko idzie w dobrym kierunku.
Największa szkolna orkiestra
A czym zajmuje się Jacek Kałamarski w życiu zawodowym? Oczywiście - graniem! Prowadzi młodzieżową orkiestrę dętą w toruńskim Zespole Szkół Samochodowych. Gra w niej 120 uczniów!
- I dlatego właśnie, pomimo że są wakacje, to ja jeszcze pracuję - opowiada Kałamarski. - Z wszystkich kandydatów zgłaszających się do szkoły wybieram czterdziestu uczniów, którzy po dziesięciu miesiącach grania, na pierwszym majowym apelu, zagrają z całą orkiestrą. A po szkole czują się już swobodnie w big-bandowym repertuarze.
Gdyby dzięki szkole muzycznej, poszerzonej o klasę trąbki, klarnetu i saksofonu powstała w Chełmży Powiatowa i Miejska Orkiestra Dęta, to choć częściowo skończyłyby się problemy z chętnymi do muzykowania. W jednym sezonie do grania w cyrkach i "do kotleta" wyjechało dwóch trębaczy, perkusista, basista i tubista. Przy takich brakach ciężko zagrać. Dlatego chcą co roku przyjmować choć kilka osób ze szkoły muzycznej i dzięki nim utrzymać orkiestrę.
A co robi Jacek Kałamarski w tych wolnych chwilach, w których nie gra? - Łowię ryby - śmieje się - ale bez większych sukcesów.
- Kiedyś przez miesiąc byłem w Niemczech, by dorobić do studiów. Bardzo tęskniłem za graniem - wspomina. - Muzyka w wykonaniu orkiestry, to duże przeżycie. Uderzenie dźwięków. Kulturę trzeba wspierać, bo bez pieniędzy niewiele można zrobić. A to procentuje u mieszkańców.